Anna: The Pleasure, the Torment

Giallo to nie tylko czarne rękawiczki, okrutne morderstwa, czerwone śledzie, grono podejrzanych i rozwiązanie w ostatnim kwadransie. Giallo to przede wszystkim kryminał, ale jednocześnie łatwo zrozumieć narzekania ortodoksyjnych fanów na znikome tutaj znamiona, które z reguły chętnie wskazuje się jako szlagierowe posunięcia. Tego tu brak. Anna: The Pleasure, the Torment (Anna, quel particolare piacere) wprawdzie kryminałem zaciąga się bardzo mocno, ale przy okazji, w płuca tego filmu dostaje się dużo niepożądanych elementów z melodramatem na czele.

Historia wystrzeliwuje jak z gwałtownego poliziotteschi, przechodzi ze swoją zbrodnią na prowincję, idzie na randkę z człowiekiem z blizną, kończy gorzkim thrillerem. Brzmi intrygująco, ale pominąłem coś, co rzeczywiście, niestety, wkrada się w każdy zakamarek tej opowieści. Jeżeli znajdzie się tu tylko mały wyłom, szpara, uchylone drzwi, nieznośnie wpada melodramatyczna nuta, która na Annę jako film ma bardzo zły wpływ. Postrzelony gangster ucieka na chwilę ze swego przestępczego życia i wytchnienie znajduje na obrzeżach miasta. Tam robi ogromne wrażenie na Annie, spokojnej, cichej i delikatnej ekspedientce, która pracuje w kawiarni w Bergamo. Szara myszka szybko wpada w sidła, bo przecież Guido to silny mężczyzna. Ma piękny samochód, gest i jest pewny siebie. Tym kradnie serce, bo jako mężczyzna po prostu bierze, nie pyta i zwykle nie czeka. Zabiera dziewczynę do Mediolanu, gdzie pokazuje swoją prawdziwą naturę. Anna ląduje w jaskiniach hazardu, poznaje nocne życie, uroki domów publicznych. Staje się damą do towarzystwa, pomaga w łagodzeniu srogich oblicz gangsterów. Bita i poniżana zachodzi w ciążę. Film zmienia tempo i drzwi do melodramatu stają już otworem.

Z pewnością jednym z nielicznych atutów obrazu jest udział Edwige Fenech, królowej giallo, która nader skwapliwie robi użytek ze swoich wdzięków. Pomimo tego, że warunki naturalne jakimi dysponuje Fenech zawsze są miłe dla oka i w żółtym nurcie nader pożądane, to od strony aktorskiej ciężko jej tu rozwinąć skrzydła. Znacznie lepiej prezentuje się włoski aktor Corrado Pani. Charyzmatyczny, brutalny, przykuwa uwagę widza. Film robi dobre wrażenie jeżeli chodzi o realizację, dzieje się sporo, nawet jeżeli nie do końca angażuje, to jednak Giuliano Carnimeo spisał się dobrze jako reżyser. Tonacja i brzmienia filmu to osobna sprawa, bo chociaż mnie osobiście nie do końca się podoba, potrafię go docenić pod względem tej realizacyjnej sprawności. Historia biegnie znanymi torami, odhacza wszystkie punkty w takiej opowieści i dobija do brzegu. Na końcu jest mdło, finał opływa lukrem i brakuje zaskoczenia od tego lekko gorzkiego brzemienia, które jest niestety mało satysfakcjonujące. Giuliano Carnimeo miał dobry materiał i mógł skręcić ze scenariusza doświadczonego Ernesto Gastaldiego coś na wzór gangsterskiego pulpowego eposu (i pójść za artystyczną koncepcją filmowego plakatu!), odpuścić drugą część filmu z matczynym uzyskiwaniem i dorzucić do pieca więcej z poliziotteschi. Szkoda.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 100 min
Gatunek: giallo, żółta niedziela
Reżyseria: Giuliano Carnimeo
Scenariusz: Ernesto Gastaldi, Luciano Martino, Francesco Milizia, Sauro Scavolini
Obsada: Edwige Fenech, Corrado Pani, Richard Conte, John Richardson, Ettore Manni
Zdjęcia: Marcello Masciocchi
Muzyka: Luciano Michelini