„Miłość i gniew”. Sztuka Johna Osborne’a w reżyserii Zygmunta Hübnera

„Jeszcze parę minut temu, życie nie wydawało się takie najgorsze”, mówi Jimmy Porter, bohater sztuki teatralnej wyreżyserowanej przez Zygmunta Hübnera. Słowa Jimmy’ego, którego wspaniale zagrał Roman Wilhelmi, definiują typ bohatera. Ten szczególny pojawił się razem z narodzinami 'kitchen-sink drama’. Termin natomiast powstał w latach 60. w Wielkiej Brytanii, związany z teatrem zapowiadał nowy rodzaj dramatu, hołdujący naturalizmowi i realizmowi społecznemu. Teatralne deski nawiedziły historie szczere, bezkompromisowe, bohaterami byli ludzie z klasy robotniczej, najczęściej buntownicy. To dzięki takim dramatopisarzom jak John Osborne (autor sztuki Miłość i gniew) narodził się filmowy nurt 'młodych gniewnych’ (Brytyjska Nowa Fala), a filmowa adaptacja sztuki Osborne’a zrealizowana przez Tony’ego Richardsona dała impuls kolejnym filmowcom. Siła rażenia tekstu Osborne’a była tak wielka i miała (ma!) tak ogromne znaczenie dla wykreowania postaci skomplikowanej, trudnej w obyciu, intrygującej, że sztuka jest po dziś dzień dzisiejszy wystawiana na teatralnych deskach.

Reżyserem omawianego spektaklu był Zygmunt Hübner. Hübner był jednym z filarów powojennego teatru polskiego, reżyserem, pedagogiem i aktorem. Warto tutaj przypomnieć chociażby jego rolę w Przypadku Krzysztofa Kieślowskiego, Westerplatte Stanisława Różewicza, Blaszanym bębenku Volkera Schlöndorffa. W polskiej kulturze Zygmunt Hübner piastował różne funkcje. Sztukę Miłość i gniew wyreżyserował w formule Teatru telewizji (dla Telewizji Polskiej zrealizował ponad 30 spektakli). W ujęciu Hübnera najważniejsze jest napięcie i emocje, które wynikają z gniewu rozsadzającego postać Jimmy’ego.

Pisząc o Miłości i gniewie wypada wspomnieć w kilku słowach o zarysie akcji. Ta, jak większość powstałych z nurtu 'kitchen sink drama’ jest stosunkowo prosta. Dramat rozgrywa się w jednym pomieszczeniu, głównych bohaterów jest trójka. Jimmy, jego żona i przyjaciel rodziny, Cliff. W rodzinnym piekiełku bryluje Jimmy, który pluje furią, wyzywa, szkaluje najbliższą rodzinę żony („Ta stara suka już dawno powinna zdechnąć” mówi o teściowej). Dlaczego natomiast Jimmy naciąga tak cięciwę i dlaczego igra z przyszłością małżeńskiego pożycia? Mówi rzeczy najgorsze, ale prawdą jest, że miłość i gniew często w małżeńskiej komitywie współistnieją. Bunt i nienawiść jest tutaj jednak tak głęboka jak głębokie i twarde potrafi być spojrzenie Wilhelmiego.


Roman Wilhlemi gra człowieka, który nienawidzi. I nienawidzi z wielkim zapałem. Gardzi konformistyczną postawą swojej żony. Drwi z ludzi, którzy idą z prądem. Sam za dużo nie robi, ale jego gniew i tak poraża, bo bohater Miłości i gniewu stoi właśnie na takim przyczółku, gdzie bunt można realizować przy biernej nieco postawie. Roman Wilhelmi u Hübnera nie jest tylko aktorem. Jest artystą emocji, mistrzem budowania napięcia słowem i gestem. Wilhelmi jest w roli Jimmy’ego tak wybitny jak wybitny był w tej roli Richard Burton. Jednak o ile w utworze filmowym aktor skupiał na sobie absolutną uwagę widza (cała reszta kryła się w jego cieniu), o tyle w teatrze telewizji, geniusz Hübnera polegał jednak na tym, że, chociaż Jimmy rzeczywiście jest w centrum, to aktorzy mu towarzyszący dostali o wiele więcej dla siebie pola, niż w wersji filmowej Richardsona. Możliwe, że to zasługa samych aktorów, którzy dzięki swojemu talentowi, w naturalny sposób, ów pole wypełnili. Tak jak na przykład żona Jimy’ego, Alison. Pola Raksa, o olśniewającej wręcz urodzie, przekazała widzowi wszystkie swoje bolączki i chyba zrozumiałem dlaczego tak długo trwa przy Jimmym. Raz, że okrutny małżonek potrafił wręcz zniewolić swoim zwierzęcym magnetyzmem, powalić inteligencją, rozłożyć na łopatki ciętą ripostą, to miał również w sobie siłę, która wprawdzie biła negatywnymi emocjami, a jednak gdy wizerunek ulegał ociepleniu, buchał czystym ciepłym ogniem. To jest też jednocześnie prawda o wielu toksycznych związkach. I chociaż napisałem, że rozumiem Alison (w jej położeniu) to kibicowałem, by odeszła jak najszybciej. Ciekawą rolę (również o niebo lepiej przedstawioną niż ta Gary’ego Raymonda u Richardsona) ma również Wojciech Pszoniak. To przyjaciel rodziny, rodzaj ludzkiego piorunochronu, który jest w stanie rozładować pierwsze uderzenia, zniwelować najsroższe wściekłe razy. Nie można zapomnieć o występie Hanny Okuniewicz (w roli przyjaciółki Alison, a później kochanki Jimmy’ego) i Tadeusza Białoszczyńskiego, który zagrał ojca Alison.

Warto obejrzeć i spojrzeć na inną perspektywę w kwestii podejścia do sztuki Osborne’a. To adaptacja wierna, a w temacie brutalnego rodzinnego konfliktu, gdzie orężem jest słowo i groźba, a miłość zespolona na zawsze z nienawiścią, przedstawiona wręcz przełomowo i w trybie ponadczasowym. Jednak nie można zapomnieć, co przede wszystkim przyświecało powstaniu sztuki Johna Osborne’a. To, w gestii podsumowania, zostawiłem na koniec. Miłość i gniew, która miała premierę w 1956 roku okazuje się po dziś dzień aktualna, bo niezmiennie dotyczy tego samego. Frustracji, która idzie z inteligentnym człowiekiem, niedopasowanym do swojego miejsca i czasu. Frustracja waląca po głowie z powodów ekonomicznych, mieszkaniowych, społecznych. Miłość i gniew przenosi się na życie rodzinne, bo ciosy, te pierwsze, przychodzą z zewnątrz, z ulicy, sytuacji w pracy, państwie. I dzisiaj Miłość i gniew można więc odczytywać na podobnej zasadzie jak odczytywali ją widzowie w latach 50. jako bezlitośnie trafiającą w punkt.

Patryk Karwowski

Gatunek: dramat
Reżyseria: Zygmunt Hübner
Autor sztuki: John Osborne
Obsada: Charlie Pola Raksa (Alison), Hanna Okuniewicz (Helena), Roman Wilhelmi (Jimmy), Wojciech Pszoniak (Cliff), Tadeusz Białoszczyński (Pułkownik)