O ojcach i synach.

Filmy dokumentalne trafiają w Polsce do regularnej dystrybucji kinowej niezwykle rzadko, niemniej jednak w tym miejscu należy wskazać zasługi firmy Against Gravity i jej szefa Artura Liebharta. Wobec tego niezwykle ucieszyła mnie wiadomość, że sumptem Krakowskiej Fundacji Filmowej swoją premierę w kinach (szczerze powiedziawszy, w jednym warszawskim kinie) miał obraz Talala Derki pod tytułem O ojcach i synach nominowany w tym roku do Oscara w kategorii „najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny”.

W swoim najnowszym obrazie syryjski reżyser kontynuuje tematykę podjętą już we wcześniejszym tytule, tj. Powrocie do Homs. O ile jednak w tamtym dokumencie portretował on świeckich bojowników walczących z reżimem Assada, to w ostatnim filmie protagonistą uczynił żołnierza islamistycznej formacji. Wbrew obiegowym opisom tego obrazu nie jest to jednak Państwo Islamskie, a operujący w północno-wschodniej prowincji Idlib Front Al Nura afiliowany przy Al Kaidzie.

Twórca popisał się dużą odwagą wkraczając w prywatny świat Abu Osamy i jego rodziny pracując w konspiracji i nie ujawniając przed nim swoich rzeczywistych motywów, których odkrycie stanowiłoby dla twórcy śmiertelne niebezpieczeństwo. Efekt jest piorunujący i przerażający, aczkolwiek Derki nie epatuje okrucieństwem, zaś w kluczowych momentach, które mogłyby zwiastować sceną przemocy, jak chociażby w sekwencji pojmania żołnierzy reżimowej armii, następuje cięcie montażowe. Analogicznie wygląda scena, w której bohater oddaje snajperskie strzały komentując rezultaty swoich działań. Film przez moment nie przybiera konwencji efekciarskiego mondo movie zrealizowanego dla poklasku oraz aby zaspokoić najniższe instynkty.

Reżyser wykazał się zatem nie tylko taktem, ale też sprawnym opanowaniem filmowego rzemiosła wychodząc z założenia, że najważniejsze jest to, co widz nadpisuje sobie między kadrami, a miarą udanego filmu dokumentalnego przemawiającego do wyobraźni oglądającego jest odpowiedni montaż.

Jest przy tym to film nie tylko i nie tyle o ideologicznym zaczadzeniu oraz gorliwości we wcielaniu w życie zbrodniczych idei, ile o potędze ojcowskiej miłości. Sam tytuł jest symptomatyczny odnośnie do tego, co jest w istocie tematem dokumentu. Derki, mając przed sobą niebezpiecznego terrorystę (przyznać jednak trzeba w tym miejscu, że Abu Osama operuje jednak przede wszystkim na tyłach frontu zajmując się rozbrajaniem ładunków wybuchowych i min), nie osądza swojego bohatera, prezentując go w licznych sekwencjach, w których ów islamista przejawia autentyczną troskę i czułość wobec swoich synów. Jest to jednak portret wieloznaczny, a wspomniane sceny w kontekście ogólnego rysunku można uznać za bałamutne, co jest zapewne celowym zabiegiem Talala Derki. Otóż nawet przez chwilę w kadrze nie pojawia się ani jedna kobieta, która byłaby członkiem rodziny, bądź też jakakolwiek inna. Nadto tytułowi synowie już od dzieciństwa formowani są przez ojca w duchu islamistycznej propagandy, a mając ok. 10 lat biorą udział w specjalnych obozach szkoleniowych, w których nauczani są sztuki zabijania.

Zresztą siła ekstremizmu przekazywana z pokolenia na pokolenie ujawnia się nawet nie w tych oczywistych momentach, ale w drobnych spostrzeżeniach zaobserwowanych przez wytrawnego reżysera dotyczących codziennych bieżących zdarzeń, jak choćby uwaga jednego z synów, który chciał strzelać do kilkuletniej koleżanki tylko dlatego, że wyszła z domu bez hidżabu.

Syryjczyk tworzy zatem szokujący film, być może pierwszy tak sugestywny i intymny portret funkcjonariusza dżihadu, którego wartość artystyczna zdefiniowana jest przez drobne zdarzenia zarejestrowane jakby mimochodem, nie zaś w sekwencjach erupcji przemocy, jakich można byłoby oczekiwać po obrazie podejmującym taką tematykę.

Michał Mielnik

Czas trwania: 98 min
Gatunek: dokument
Reżyseria: Talal Derki
Zdjęcia: Kahtan Hassoun
Muzyka: Karim Sebastian Elias