Godless

Przez pierwsze pięć minut twórca serialu Scott Frank (nominowany do Oskara za scenariusz do Co z oczu, to z serca, reżyser Krocząc wśród cieni (recenzja) z Liamem Neesonem), tutaj producent, scenarzysta i reżyser w jednej osobie, wyjaśnia widzowi gdzie ten się znajduje. Nie będzie taryfy ulgowej, a Dziki Zachód nie na darmo zwą dzikim. Szeryf John Cook (Sam Waterston, nominowany do Oskara za Pola śmierci Rolanda Joffégo). przejeżdża z ekipą przez miasteczko i trzyma się w miarę twardo oglądając kataklizm, który przeszedł przez to miejsce, najpewniej tętniące niegdyś życiem. Obecnie mieścina zyska niechybnie status kolejnego ghost town w Colorado, a ścielące się trupy po niedawnej strzelaninie rozdziobią sępy. Ale nawet Cooper, facet, na którego twarzy widać całą historię podboju tych ziem, musi paść na kolana przed wiszącym dzieciakiem. Pierwsze pięć minut trzeba traktować jak smutną melodię, tło dla rozgrywających się wydarzeń. A te (wydarzenia) galopują jak zerwany z uprzęży nabuzowany ogier (spokojnie, zaraz zwolni). Kolejne sceny to obraz konfliktu, a właściwie konflikt do końca nierozstrzygnięty. W jednym miejscu poznajemy Franka Griffina (Jeff Daniels) z wierną bandą przy boku tuż po potyczce, z ręką, z której ktoś chciał zrobić tatar, a hen daleko ranny jeździec (Jack O’Connell, znany Wam z głównej, wyjątkowo hardej roli w Starred Up z 2013 roku) odratowany przez znającą się na rzeczy starą Indianką. Wydarzenia z nocy trzeba traktować jak ranę podsypaną hojnie solą. Będzie się z niej jątrzyć długo i obficie. Natomiast w centrum wydarzeń leży miasteczko, gdzie gros mieszkańców to kobiety. Pozostało tu raptem kilku mężczyzn i szeryf, jednak i jego sytuacja jest tutaj nie do pozazdroszczenia. Pomiatany, wyzywany od tchórzy z bardzo, ale to bardzo cholernie przeszkadzającą w tych czasach w przeżyciu postępującą chorobą. Szczególnie na stanowisku, które wymaga sprawnego operowania rewolwerem… Zaintrygowani?

Godless to dynamiczne ujęcia (w roli autora zdjęć Michelle Dockery, który w tym pionie, głównie jako asystent pracuje od początku lat 90. między innymi przy większości filmów Spielberga, a te (filmy) przede wszystkim dobrze wyglądały!) w pięknych plenerach z pracą operatora, który żywo reaguje na wydarzenia. Podąża za bohaterami, konnymi przejazdami, nie ogranicza się jednak tylko do takich. Godless to także sporo zbliżeń oraz fragmentów i ujęć z góry, przez co jest nowoczesny w realizacji i oferuje sporo już na starcie. Jednak nie tylko od strony technicznej serial prezentuje się wyśmienicie. Opowieść wciąga, a wydarzenia i ponurą historię poznajemy z rozmów, sprzeczek, własnych obserwacji. Spokojnie i delikatnie rozwija się obrazek ze szkicem wszystkich tragicznych wydarzeń, które nawiedziły miasteczko. Aktorzy wiedząc doskonale w jakim tonie Scott Frank ujął western, nie szarżują, a pozwalają granym przez siebie postaciom po prostu żyć. Złapani przez nas na codziennych zajęciach odsłaniają krok po kroku historię swoją i tych, których z pewnością jeszcze zobaczymy. Godless to w końcu pościg i poszukiwania. Jeff Daniels jako czarny charakter, z misją odnalezienia pewnego człowieka i miasteczko jako dudniące serce, które pogrążone w traumie nie podda się kolejnej, skoro tak dzielnie (mimo wszystko) radzi sobie z tą wciąż mijającą. Świetne charakteryzacje, kilka momentów, z których w mig połapiesz się jakie zdolności mają spotykani bohaterowie i w końcu iskra, która spadła na lont, a „jeszcze nie bohaterowie” będą musieli się takimi szybko stać. Jednak nawet tak zajmujący pierwszy odcinek nie jest pozbawiony wad. Nie trafione jest CGI, które choć stanowi raptem promil ponad godzinnego spotkania, to i tak razi. Nie jestem przekonany czy wybór Jeffa Danielsa na antagonistę jest pomysłem dobrym. Nie zdarzało się to często w kinematografii, ale jeżeli już tak było, to zawsze miałem problem z Danielsem po ciemnej stronie mocy.

Oglądam dalej

Reżyseria: Scott Frank
Scenariusz: Scott Frank
Obsada: Jeff Daniels, Jack O’Connell, Michelle Dockery, Sam Waterston, Kim Coates, Scoot McNairy
Zdjęcia: Michelle Dockery