Achilles i żółw (2008)

Recenzja filmu "Achilles i żółw" / "Akiresu to kame" (2008), reż. Takeshi Kitano

Achilles i żółw wzbudził we mnie przede wszystkim wściekłość. Jeżeli chodzi o sam fakt, że reżyser był w stanie swoim filmem zasiać we mnie takie pokłady agresji powinno dobrze o nim świadczyć. Byłem zły na tę historię, na głównego bohatera, na rodziców głównego bohatera i na wyniszczającą pasję, a w zasadzie na pogoń za pasją.

Towarzyszymy głównemu bohaterowi Machisu Kuramochi (w wieku dojrzałym gra go Takeshi Kitano), który jako syn bogatego przedsiębiorcy ma od dziecka kontakt ze sztuką. Może inaczej… ma kontakt z obrazami, które ojcu od zawsze wciskał znajomy handlarz sztuką. Jako że przedsiębiorca opływał w luksusach i lubił otaczać się rzeczami kosztownymi, obrazy kupował nader często. Machisu, zamknięty w sobie dzieciak wychowujący się w takim otoczeniu i lubiący rysować, rysował bez ustanku. Nie był przymuszany do nauki, bo jako syn wielkiego i potężnego Kuramochiego od zawsze był widziany jako ten, który i tak będzie mieć wszystko i zostanie kim chce (przecież ojciec pośle go do Francji i tam zostanie wielkim malarzem).

Nastąpił wielki krach, rodzina została pozbawiona majątku, a Machisu rysował dalej, aż do końca seansu…

 

Wiele się tutaj rzeczy złożyło na dramat człowieka, niezaspokojonego malarza, który chciałby być wielkim artystą. Nie da się ukryć, że pasję do malowania musiał mieć jako dziecko, bo bez niej szybko by się znudził. Jednak w pewnym momencie za pasją musi iść talent, samoświadomość twórcy (potrafię, jestem w tym dobry!) i pewność siebie.
Recenzja filmu "Achilles i żółw" (2008), reż. Takeshi Kitano

Machisu potrafi już namalować wszystko, a jednak przez swój permanentny i osłabiający wręcz introwertyzm (miejscami zachowuje się jak osoba niepełnosprawna) jest ciągle na początku swojej podróży do galerii artystycznych sław. Do tego dochodzi jego rozbrajająca naiwność. Handlarze sztuki są tutaj przedstawieni jako ludzie bez skrupułów, którzy bez umiaru policzkują ego malarzy, jednocześnie wykorzystując ich do cna.

Recenzja filmu "Achilles i żółw" (2008), reż. Takeshi Kitano

Chociaż portale filmowe wskazują Achillesa i żółwia jako dramat komediowy, ja tu komedii nie zobaczyłem i do śmiechu mi zdecydowanie nie było. Pasja była tutaj więzieniem, a tytułowy Achilles (który jest odniesieniem do paradoksu Zenona z Elei, jakoby nigdy nie mógł dogonić żółwia) podobno w finale dogania żółwia. Tylko co jest kresem tego wyścigu, który trwał tu całe życie? Kobieta, która wróciła i zrozumiała ostatecznie, że Achilles nigdy nie porzuci swoich farb? Jakim kosztem wypłynęła ta nauka? Zbyt dużym, bo ilość cierpienia po drodze jest tak wielka, że ma się ochotę potrząsnąć mocniej Machisu i ryknąć mu prosto w twarz: „Ogarnij się, masz dziecko, masz żonę!”. No tak, ale gdy pasja staje się więzieniem, to czy można winić człowieka, który nie zna życia poza tą klatką?

To mądry i przejmujący film. Miejscami irytujący, ale tylko ze względu na naszą bezsilność wobec wydarzeń rozgrywających się na ekranie. Okazuje się jednocześnie, że o Achillesie i żółwiu można rozmawiać długo. Ba! sprzeczać się nawet (i to bardziej niż w przypadku innych filmów Kitano). Tak w gruncie rzeczy powinno się definiować dobre kino. Polecam.

7/10 - dobry

Czas trwania: 119 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Takeshi Kitano
Scenariusz: Takeshi Kitano
Obsada: Takeshi Kitano, Kanako Higuchi
Zdjęcia: Katsumi Yanagijima
Muzyka: Yuki Kajiura