Kapitan Phillips (2013)

Captain Phillips - Kapitan Phillips - 2013

Filmy biograficzne zawsze zajmują szczególne miejsce w sercu kinomana. Po projekcji nie musimy kwestionować historii. Ona wydarzyła się naprawdę. Owszem scenarzyści podkręcili akcję, odpowiednimi zabiegami przełożyli opowieść na język kina. Całość może nawet troszkę ubarwili. Jednego zawsze jesteśmy pewni – ci ludzie to przeżyli.

Tak jest też z historią Richarda Phillipsa lub po prostu kapitana Phillipsa. Reżyserii podjął się Paul Greengrass. Doświadczony twórca, który w swoim najnowszym obrazie zawarł całe swoje reżyserskie doświadczenie. Robił już filmy na faktach (Lot 93, Krwawa Niedziela, Zabójstwo Stephena Lawrence’a), potrafił wyciskać łzy (Sztuka Latania), a przede wszystkim jest za pan brat z pokazywaniem operacji szpiegowsko-wojskowych (Green Zone i kolejne części Bourne’a).

Gdybyśmy na chwilę zapomnieli o tym, że to true story, z powodzeniem opatrzylibyśmy pudełko z filmem naklejką thriller/dramat.

Maersk, duński koncern działający od 1904 roku. Zatrudniający ponad 120 000 ludzi. Pod swoimi rozległymi gałęziami biznesu, posiada między innymi Maersk Line, firmę prowadzącą usługi kontenerowe. Wśród 550(!) statków, był właśnie Maersk Alabama dowodzony przez Phillipsa. 
Historia filmowa rozpoczyna się wraz z początkiem dnia. To kolejny słoneczny poranek. Nasi bohaterowie przygotowują się do swojego normalnego dnia w pracy. Pracownik kontraktowy, ubezpieczeniem, ładnym domem, Richard Phillips, pakuje się, żegna z żoną. To dzień, gdy znowu wypływa. Phillips kocha morze. Nigdy tego nie ukrywał, a opisywane wydarzenia wcale tej miłości nie zgasiły. Widzimy zatem normalny dzień. Na kontenerze spotkanie z załogą, odprawa, sprawdzanie maili, ustalanie trasy, w końcu rejs. Pracownik „kontraktowy”, rybak, Muse, bez umowy, bez ubezpieczenia, dobrze, że ma dach nad głową. Też się pakuje. Dostał kolejne zadanie, kolejny kontener będzie przepływał u brzegów Somalii, gdzie wojna domowa trwa nieprzerwanie od 1991 roku. „Kontrakt” rybaka przewiduje zebranie załogi, napad na kontener, wzięcie zakładników i wymuszenie okupu. Normalne, pirackie działania, jakich wiele już się odbywało na tych wodach.

Ewryting łil bi okej Ajrisz

Fabuła filmu, dla kogoś pobieżnie szperającego w doniesieniach prasowych, jest znana. Piratom udało się przeprowadzić abordaż, zająć Alabamę i wziąć pod lufy ak-47 zakładników, w tym kapitana Phillipsa. Głównodowodzący statkiem okazuje się nie lada wyzwaniem dla Somalijczyków. Niczym Kevin sam w domu, knuje, zastawia pułapki, bawi się w kotka i myszkę. Historia jednak przebiega znacznie bardziej dramatycznie niż ta z udziałem Macaulay Carson Culkina. Widz czuje desperację piratów, czuje że cała sytuacja parokrotnie wymyka się spod kontroli. Krzyki, wymachiwanie bronią, a głównie widoczny u wszystkich strach (również u piratów), to główne elementy z pokładu jednostki należącej do firmy Maersk. Jest super, widz leży na podłodze, ukrywa się razem z załogą w zakamarkach statku. Są emocje, a pracująca kamera „z ręki” tylko dodaje realizmu.

Co mamy dalej? Tylko lepiej. Historia, z już i tak niezłym tempem, dostaje ładunek nitro. Szalupa z piratami i Phillipsem gna w kierunku Somalii. Nie będę zdradzał jak do tego doszło, być może nie wszyscy znają kulisy wydarzeń. Nie można uciec od porównań do filmu Kathryn Bigelow, Zero Dark Thirty. Do akcji włącza się rząd USA. Mała pomarańczowa łupinka kontra USS Bainbridge, USS Halyburton, USS Boxer i oddział Navy Seals, który to ostatecznie przejmuje dowodzenie nad całą akcją. Jak u Bigelow, WSZYSTKO co najważniejsze rozgrywa się w półmroku pomieszczeń, wśród ludzi, na których spada olbrzymie brzemię trudnych decyzji. Oni nie naciskają spustów, oni decydują kiedy i czy można to zrobić. 55 mln. dolarów wydanych na ekranizacje losów Richarda Phillipsa to nie jest jakaś zawrotna suma dla hollywoodzkich producentów. Tym bardziej, że sukces filmu był pewny. Tom Hanks w tytułowej roli, to jak zwykle magnes dla publiczności. Doskonale rozłożył emocje na cały film. Nie są mi znane badania przypadków pourazowych ludzi dotkniętych takich dramatem, ale sądzę, że Hanks musiał takowe podpatrywać. Cała akcja na kontenerowcu, „negocjacje” z piratami, próby przeżycia na szalupie ratunkowej (4 dni!). W końcu moment odbicia i scena z lekarzem pierwszego kontaktu. Tom Hanks pokazał publiczności za jaki warsztat aktorski dostaje się statuetki Oscara (no cóż, akademii tym razem przypadły do gustu inne kreacje).

Barkhad Abdi, grający Muse, lidera pirackiej watahy to naturszczyk. Urodzony rzeczywiście w Somalii, w wieku 7 lat uciekł z ojczyzny, z piekła wojny domowej. Nie miał przed filmem żadnego doświadczenia aktorskiego. Pracował jako szofer. Szofer, który w tym roku został nominowany do Oscara. Niezbadane są ludzkie losy, pokrzepiające zarazem. Obaj panowie stworzyli niesamowite studium ludzkich cierpień, zależności, psychozy. Muse powtarzający nerwowo „Everything will be ok, Irish”, i Phillips spięty do granic możliwości, jak sierżant William James w Hurt Locker. Niesamowite role. Zresztą cały casting został przeprowadzony perfekcyjnie. Załoga Alabamy, Yul Vazquez, czyli kapitan Frank Castellano, a w końcu Max Martini, grający dowódcę jednostki SEAL. Twardy, nieugiety, gotowy podjąć każde ryzyko. Producenci jako operatora zatrudnili Barrego Ackroyda. Pracujący z Greengrassem przy filmie Lot 93 i posiłkujący się doświadczeniem z planu wspomnianego już Hurt Locker udowodnił tylko, że zdjęciami można wnieść emocje na zupełnie inny poziom. Kapitana Phillipsa niektórzy potraktują jako małą propagandę. Reżyser na szczęście nie pokazał czekających w napięciu rodzin, biegających w Ameryce reporterów od domu do domu (bo historią żył cały kraj). To wszystko było poza, liczyła się tylko ta mała szalupa ratunkowa i człowiek z lufą przy skroni. Twórca pokazał strach, dramat człowieka, desperacje porywaczy i kraj, który do końca dba o swoich obywateli, nawet w liczbie jednego z nich… Ja w to uwierzyłem.
7/10

Czas trwania: 134 min
Gatunek: Biograficzny, Dramat
Reżyseria: Paul Greengrass
Scenariusz: Billy Ray
Obsada: Tom Hanks, Barkhad Abdi
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Muzyka: Henry Jackman