To Live and Die in L.A. (1985)

Kino z lat 80-tych, a dokładnie z roku 1985. Film wyreżyserował William Friedkin (urodzony w 1935 roku) jeden z czołowych reżyserów kina amerykańskiego. Stworzył wiele legendarnych tytułów: The French Connection, The Exorcist, Sorcerer, czy najnowszy Killer Joe (kolejna świetna kreacja Matthew McConaughey’a). Miał parę wpadek, jak chociażby Jade, ale dzięki kilku wcześniejszym tytułom, mógł sobie pozwolić na eksperymenty. William Friedkin zawsze potrafił wybierać dobre scenariusze. Tak było również w przypadku To live and die in LA.






Historia skupia się na agencie Secret Service, który za swój cel obrał sobie złapanie fałszerza pieniędzy – Rick’a Masters’a. Masters to nie tylko fałszerz – to artysta, malarz, psychopata. W tej roli genialnie obsadzony William Dafoe. Agent Richard Chance, w tej roli William Petersen, nie cofnie się przed niczym. Złapanie Masters’a stało się jego obsesją. Wykorzystuje swojego informatora – piękną Darlanne Fluegel. Zastrasza, kombinuje, kłamie. Namawia swojego partnera (nieskazitelny, z tradycyjnej policyjnej rodziny) do mocno szemranego numeru, który ma pomóc w ujęciu Mastersa. Przez cały film zbliża się i oddala od upragnionego celu.
To Live and Die in L.A. (1985) 3
Żyć i umrzeć w Los Angeles – doskonały tytuł dla doskonałego filmu. Podejrzewam, iż niejeden reżyser zazdrościł, że taki scenariusz wpadł w ręce Friedkina. Zwrotami akcji można obdzielić trzy filmy. Ciągłe zmiany tempa i finałowe sceny, w których widz dostaje obuchem i układa obraz od początku – fantastyczne. Mamy wszystko, co klasyczne i legendarne dla lat 80-tych: kolory, muzykę, samochody, ubrania. Scena, w której Chance jedzie do informatorki o świcie i dojeżdża razem z pierwszymi promieniami słońca – prawdziwy smaczek. Scena pościgu przez ulice Los Angeles stała się inspiracją dla wielu kolejnych filmowych pościgów. Jeżeli chodzi o samo prowadzenie scenariusza, to widz musi się domyślać wielu rzeczy. Nikt tu nie wyskakuje z kartką i napisem – TO ON JEST MORDERCĄ.

Mamy oczywiście parę rzeczy, które rażą. Dzisiaj castingi nawet do trzecioplanowych ról przeprowadza się starannie. W To Live and Die… możemy zobaczyć czasem niedopasowanych statystów, którzy z udawanym przerażeniem wpatrują się w kolejne inscenizacje.
To Live and Die in L.A. (1985) 4
Wracając do smaczków – Steve James w roli jednego z dealerów. To przecież nie kto inny jak „skrzydłowy” Michael’a Dudikoffa z American Ninja. John Torturro – ciekawa postać. Miał doprowadzić głównego bohatera do Mastersa. Jednocześnie sprawiał niemałe problemy samemu fałszerzowi – szantażując go zza krat więziennej celi. Jest też Debra Feuer – towarzyszka Mastersa. Jego muza(?), ukochana(?), to ona w finałowej scenie realizuje pierwszą część tytułu filmu …

Na koniec zostawiłem samego partnera Richarda Chance’a, Johna Vukovicha. Od początku przechodzi transformacje. Jest dobrym, porządnym gliniarzem – idąc za jego słowami:  „..mój ojciec był gliniarzem, brat był gliniarzem”. Pochodzi z dobrej rodziny. W miarę rozwoju akcji, daje się wciągnąć w obsesje Chance’a, aż do jego załamania, czy też raczej złamania. Przełomem jest scena w barze po kłótni z Chancem i jego słowach, żeby wracał na ulicę, na której nic nie znaczy.

 

Czas trwania: 116 min
Gatunek: Dramat, Kryminał
Reżyseria:  William Friedkin
Scenariusz: Gerald Petievich (powieść), William Friedkin
Obsada: William Petersen, Willem Dafoe, John Pankow, Debra Feuer, John Turturro, Dean Stockwell, Robert Downey Sr.
Zdjęcia: Robby Müller
Muzyka: Wang Chung