Amerykańskie kino przepracowywało wojenne traumy z konfliktu w Wietnamie całymi latami. Gros filmowych obrazów jest udanych, to przejmujące dramaty o powrotach, próbach ułożenia sobie życia po wojnie, albo też historie o tych, którzy teoretycznie wrócili, ale tak naprawdę zostali tam, w dżungli, na zawsze. Wrócili ciałem, ale ich dusze ciągle kryją się w błocie, za drzewami, wciąż się okopują, wdychają napalm.
Filmowcy podejmują temat z różnych stron, ale mianownik jest zawsze wspólny. To cierpienie, fizyczne i psychiczne. Weterani mierzą się z bólem prawdziwym. To inwalidzi (Urodzony czwartego lipca, Powrót do domu) z pokiereszowany umysłami (Łowca jeleni). Hollywood wydało setki filmów dotyczących wojny w Wietnamie, kilkadziesiąt z nich jest na pewno bardzo dobrych, kilkanaście wybitnych. Wśród tych ostatnich, czyli najlepszych, trzeba umieścić Drabinę Jakubową.
Drabina Jakubowa, ból do ostatniej chwili.
Tutaj poznajemy amerykańskiego piechura Jacoba Singera z 1. Dywizji Kawalerii Powietrznej. Przeżył piekło, najgorzej było podczas akcji w delcie Mekongu, gdy jego jednostka została zaatakowana. Ale to już przeszłość, teraz liże rany w Stanach Zjednoczonych. Rany psychiczne, bo wydaje się że żadna kula go nie drasnęła.
Tu wszystko jest z pogranicza koszmaru, a nierzadko wchodzi na terytorium zarezerwowane dla horroru. Wspomniany koszmar wychodzi prostu z głowy Singera. Groza się wizualizuje, mężczyzna gubi się w otaczającej go rzeczywistości. To ciągłe mocowanie się ze senną zmorą. Singer nie ma szansy wyjść zwycięsko z tego pojedynku. Każdy kolejny dzień to dokładanie sobie ciężarów, znowu tych z natury psychicznej. Są i teorie spiskowe, ktoś ich wykorzystał w Wietnamie, pojawiają się jak zjawy kumple z woja. Kolejne sekwencje tylko utwierdzają nas w przekonaniu, że mamy tu do czynienia z czymś z pogranicza snu. Stop, to nie sen, to wciąż prawdziwy koszmar. Jedyne co trzyma Singera w ryzach to przeświadczenie o tym, że wciąż może walczyć, tym razem z rządem Stanów Zjednoczonych. Pojawiają się kolejne przesłanki o mrocznych fantasmagoriach.
Wojenna trauma, która wypala mózg.
To ponury film a już sam tytuł dość jasno wskazuje dramatyczne przesłanie, wyjaśnia treść i niejako kieruje uwagę widza na motyw przewodni. Drabina Jakubowa w biblii to drabina sięgająca do nieba, po której wchodziły i schodziły anioły. To oczywiście film metafizyczny, łapie w swój nawias nawiązania do religii. Ile byśmy jednak nie wskazywali przesłanek dotyczących samej biblii, to wciąż film o Wietnamie i o tym, co wojna zrobiła z ludźmi.
Bruce Joel Rubin długo się nachodził ze swoim scenariuszem, ale wiedział że ma w ręku materiał na wielki film. Po prostu trzeba było czekać. Gdy rozpoczął pracę nad tekstem w 1980 roku nie sądził, że czeka go mozolne przeciąganie liny. Ostatecznie film nakręcił Adrian Lyne, doświadczony twórca, który udowodnił już że potrafi kręcić sprawnie, z werwą i nie boi się przemycać na ekran mocnych treści (9½ tygodnia, Fatalne zauroczenie).
Drabina Jakubowa wychodzi więc z wojennych traum i wpada do bagna z body horrorem, paranoją, psychozami i całą tą potwornością wyciągniętą z walki.
Czas trwania: 113 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Adrian Lyne
Scenariusz: Bruce Joel Rubin
Obsada: Tim Robbins, Elizabeth Peña, Danny Aiello
Zdjęcia: Jeffrey L. Kimball
Muzyka: Maurice Jarre