Martwe zło: Przebudzenie

Martwe zło Sama Raimiego wciąż inspiruje kolejnych twórców. Nic w tym dziwnego. Ten klasyczny dziś już horror ma wszystko, co potrzebne by wzbudzać strach i przerażenie u widza. Dość powiedzieć, że się nie zestarzał i jak widać nie grozi mu odejście w filmowy niebyt czy zapomnienie. Jest niezmiennie darzony estymą i ma w sobie na tyle sporo potencjału, że ze swoim tematem przewodnim może być, co teraz udowodnił Lee Cronin, opowiadany wciąż z werwą na nowo.

Martwe zło: Przebudzenie to piąty z kolei pełnometrażowy horror franczyzy. Jakby się zastanowić i wrócić do tego, co napisałem wcześniej, czyli tematu przewodniego, to trudno jednoznacznie go wskazać. Bo o czym jest Martwe zło? Motywem wiążącym jest tutaj Necronomicon Ex-Mortis, księga umarłych, której lepiej nie czytać. Nawet fragmentami. To księga oprawiona ludzką skórą, w której słowa zapisane są krwią. Odczytane wnet obudzą zło w najczystszej postaci. Nie do końca wiadomo w jaki sposób siły ciemności wybierają ofiarę, ale dzieje się to gwałtownie. Opętana lub opętany ma jeden cel, zgładzić każde jedno niewinne życie w jak najbardziej okrutny sposób. Literatura i kino uprawia recykling Necronomiconu, księgi wymyślonej przez Howarda Phillipsa Lovecrafta, od lat z różnym skutkiem, ale samo Martwe zło ma do twórców szczęście. Ja lubię przy tej okazji wspomnieć tytuł, który Martwemu złu nadali moi bohaterowie z lat nastoletnich, czyli piraci od kaset VHS. Bo ja Martwe zło od początku znałem jako Dziką śmierć. Tytuł pasował zarówno wtedy, jak i dzisiaj, szczególnie w przypadku wersji z 2013 roku od Fede Álvareza. Trzeba jednak przyznać, że i wersja Lee Cronina od „dzikiej” szczególnie nie odstaje. Ba! Martwe zło: Przebudzenie jest miejscami tak dzikie jak nigdy wcześniej.

 

Lee Cronin jako pierwszy w końcu odważył się wyjść z lasu i przenieść Necronomicon do miasta. Nie napiszę, że wyszło to na lepsze czy gorsze. Jest inaczej. Podoba mi się jednak to, że Cronin przywołał przy nowej lokalizacji ducha horrorowych miejscówek, które kinu grozy służyły najlepiej, a tak rzadko są obecnie wykorzystywane. Mowa tu o tych potężnych kamienicach (blok mieszkalny, wieżowiec), w których w latach 80. straszyło najbardziej. Wystarczy wspomnieć Dziecko Rosemary, ale i przecież Laleczka Chucky, Duch 3, Candyman. Budynek straszy sam w sobie. Za miesiąc ma być wyburzony, rodzina szuka nowego lokum. Poznamy matkę samotnie wychowującą trójkę dzieci. Dawno nie widziałem tak uroczych dzieciaków. Buzie jakby żywcem wyjęte ze Straconych chłopców lub innych horrorów (znowu) z lat 80. Szybko przyszły obawy, bo jeżeli 80% składu stanowią dzieci (do głównej bohaterki szybko przyjeżdża siostra, zagubiona duszyczka, która nie może znaleźć swojego miejsca na świecie), to jak Lee Cronin będzie w stanie daleko posunąć się z makabreską? Jak się okazuje jest w stanie posunąć się bardzo daleko.
Niektóre z kinowych tabu i niepisanych granic zostają w trakcie seansu przekroczone. Już samo otwarcie, bardzo brutalne z wybitnie nakreśloną czołówką przedstawia wysoką jakość grozy, której Lee Cronin będzie wierny do końca. Wielu widzów już w 2013, przy czwartej z kolei odsłonie cyklu, obawiało się, że Martwe zło bez Asha to nie to samo. A jednak to nie Ash stanowi o klimacie (chociaż sam w sobie jest ikoną i nikt mu nie odbierze zasług), a sam twórca, który przy franczyzie musi wykazać się znajomością gatunku i za każdym razem dostarczyć coś fanom. Ot, chociażby piła (jest!), tutaj sekwencja z gałką oczną (vide Martwe zło 2) i kilka innych niespodzianek, których nie zdradzę.
Czy Martwe zło: Przebudzenie jest kolejnym udanym sequelem? Tak. Nie ogląda się za siebie, czerpie garściami z masowej kultury, również z horrorów (piękny ukłon w windzie w stronę Stanleya Kubricka i jego Lśnienia), ale ma jeden mankament. Lee Croni łapie, raz za razem, zadyszkę. Nie wie, że Martwe zło to nie interwały, ale trucht, a później sprint. A Martwe zło: Przebudzenie to właśnie marszobieg, zmienne tempo i momenty, w których odpoczynek jest za długi. Szkoda, bo właśnie lokalizacja pozwalała na wyciśnięcie czegoś bardziej intensywnego. Kamienica zasługiwała na permanentne eksploatowanie. Przez cały seans. Korytarze, schody, mieszkania. Tutaj fabuła mogłaby rozwinąć skrzydła jak w kinie akcji pokroju arcydzieła z nurtu, dylogii The Raid. Nie wolno jednak narzekać Martwe zło: Przebudzenie, które swoje zadanie spełnia. Straszy, daje całkiem zgrabną, choć pospolitą fabułę. Zaskakuje dosadnymi efektami praktycznymi i charakteryzacją. W końcu przypiera do muru kilkoma niepokojącymi scenami.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 97 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Lee Cronin
Scenariusz: Lee Cronin
Obsada: Lily Sullivan, Alyssa Sutherland, Morgan Davies, Gabrielle Echols, Nell Fisher
Zdjęcia: Dave Garbett
Muzyka: Stephen McKeon

Za seans dziękuję sieci kin.

Cinema City

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?