Zasada domina

Iluminaci, reptilianie, Big Pharma, ziemia jest płaska i wiele wiele innych. Żeby kogoś nie urazić, napiszę tylko, że w dyskusjach o teoriach spiskowych udziału nie biorę. Może dlatego też (choćby z braku zainteresowania) mało mnie interesują filmy z tego nurtu. Brak zainteresowania przekłada się na odbiór. Zasadę domina ogląda się wprawdzie nieźle, ale tylko i wyłącznie ze względu na odtwórcę głównej roli, Gene’a Hackmana. Teoria spiskowa tym razem dotyczy wszechpotężnej organizacji, która może wszystko. Dosłownie. Mają w swoich rękach odpowiednie środki, ludzi na wysokich szczeblach, kontakty, nieograniczone możliwości. To ta organizacja, która potrafi zmienić układ sił na świecie i nikt nie wie, kto stoi na jej czele. Tutaj również wydającego rozkazy nie poznamy, ale będziemy mogli poznać zakres możliwości. A jest on (zakres) tak szeroki, że zakrawa to o swego rodzaju fantastykę. Werbują więźnia, który ma jeszcze sporo do odsiadki. Siedzi za morderstwo, był w Wietnamie, ma głowę na karku. Wie co może zyskać (wolność), ale dość łatwo nim manipulować i szantażować (żona). Organizacja chce, żeby wykonał pewne zadanie, a Tucker (Gene Hackman) się na to zgadza.

Być może powieść Adama Kennedy’ego dostarcza większych emocji niż film. Przecież fikcję literacką łatwiej przyjąć, wyobraźnia pracuje, jakoś to sobie układamy. Premiera książki miała miejsce w 1975 roku, prawa do ekranizacji z miejsca kupił Stanley Kramer za 250.000 dolarów. Najwyraźniej był zachwycony materiałem. Musiał być, podkreślał zresztą jego „moc i oryginalność”. Powieść na scenariusz przerobił sam Kennedy, w mig przystąpiono do realizacji.

Jeżeli chcecie polubić Zasady domina na wszystko musicie tu patrzeć z przymrużeniem oka. Nie pomaga niestety poważny ton, który od początku „wisi” nad wydarzeniami. W rezultacie każde jedno rozwiązanie fabularne czy twist zakrawa o niezły dowcip, bo w „organizacji” może być każdy, na przykład twoja żona, która przez ostatnie 10 lat pracowała pod przykrywką, a ty nie zauważyłeś niczego podejrzanego (to tylko przykład, w filmie są po prostu podobne kwiatki). Tak, niespodzianka za niespodzianką, kolejne rewelacje wyskakuję jak królik z kapelusza, a główny bohater próbuje się wszystkiemu przeciwstawić. Czy ma szansę? Nie ma, bo jest tylko pionkiem na szachownicy. Każdy jego krok jest z góry przez kogoś zaplanowany i gdy Tuckerowi wydaje się, że wypadł z tej planszy, to de facto wpadł na kolejną.

Zasada domina mogłaby się wybronić, gdyby scenariusz wszedł na tematy dotyczące paranoi u bohatera. Mogłoby to korespondować z jego wojennymi doświadczeniami, a Hackman z pewnością poradziłby sobie z bardziej wymagającą szarżą. A tak dostaliśmy średnio angażujący thriller w klimacie neo-noir, który owszem, bawi się paranoidalną otoczką, ale z tej zabawy za wiele nie wynika, bo przecież organizacja jest i trzyma nad wszystkim kontrolę. I to właśnie przez to, w wielu miejscach, fabuła wypada mało logicznie (tak samo jak zachowanie postaci).

Nie pomogła znana obsada na drugim planie (Richard Widmark. Candice Bergen), nie pomogły też plenery (zdjęcia kręcono między innymi w Meksyku). Tytuł został przyjęty chłodno przez widzów, krytycy pisali, że film jest nonsensowny i nudny. Dobrze się chyba stało, że producenci wyszli na zero. Mogło być gorzej.

 

Patryk Karwowski

Czas trwania: 97 min
Gatunek: thriller, neo-noir
Reżyseria: Stanley Kramer
Scenariusz: Adam Kennedy (na podstawie powieści)
Obsada: Gene Hackman, Candice Bergen, Mickey Rooney, Richard Widmark
Zdjęcia: Fred J. Koenekamp, Ernest Laszlo
Muzyka: Billy Goldenberg

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?