M – Morderca

Thriller, satyra na pewien rodzaj społecznych zachowań, kryminał i jasne opowiedzenie się za rządami prawa. Gdyby nie całkowita wolność artystyczna Langa, film o mordercy dzieci, w takiej formie, powstać by nie mógł. Ale Fritz Lang miał w ręku najważniejszy atut, jego nazwisko wiązało się z filmowym uznaniem krytyków i widzów. Zrealizował tym samym obraz przełomowy, przez wielu uważany za arcydzieło, jeden z pierwszych niemieckich filmów dźwiękowych i taki, który nosił w sobie liczne znamiona przyszłego kina noir. M – Morderca nakręcony w sześć tygodni w ogromnym hangarze Zeppelin z pieczołowicie przygotowaną scenografią przez Emila Haslera po dziś dzień wygląda wspaniale. Minęło prawie 100 lat od premiery, a o M – Morderca wciąż można rozmawiać zarówno w kontekście tematu, jak i odnosząc się do sztuki filmowej. A rozmawiać jest o czym!

Fritz Lang, twórca ekspresjonistycznych monumentalnych dzieł z lat wcześniejszych (Nibelungi, Metropolis) stworzył tym razem obraz bardziej intymny, wychodzący z ludzkiego strachu i z mocnym naciskiem na aspekt psychologiczny postaci. Antybohaterem M – Morderca jest Hans Beckert. Nie ma wątpliwości, że jest dzieciobójcą i nie ma wątpliwości, że w zbrodnie pcha go siła nad którą nie jest w stanie zapanować. Owszem, działa z premedytacją i działa podług powtarzalnego schematu. Morderczy instynkt załącza się, gdy widzi ofiarę. Z upiorną melodią na ustach, gwizdanym przez niego utworem W grocie Króla Gór Edvarda Griega podchodzi do dziecka. Ufne dziecko z chęcią przyjmie cukierka, balon, zwróci się do mężczyzny „wujku”. Morderstw nie zobaczymy, ale komentarz, który usłyszymy później od jednego z policjantów w zupełności nam wystarczy „przecież wiecie jak je znajdujemy”. Słowa te połączone z obrazkiem zaciśniętych dłoni na oparciu krzesła w zupełności wystarczą. To cały obrazek mordercy, ale Fritz Lang używa sporej rozciągłości gatunkowej, by zaangażować widza na kilku polach. Ten thriller rzecz jasna wybija się ponad inne, ale mamy tu także policyjny kryminał, w którym z niemal dokumentalną precyzją są pokazane kolejne kroki w śledztwie. Satyry dostarczają zachowania społeczne, w momentach gdy przy atmosferze grozy każdy może każdego wskazać podejrzanego z czego tworzą się naprawdę nieciekawe (dla niewinnego obywatela) sytuacje. Z jednej strony to zrozumiałe, że strach prowadzi ludzi do takich zachowań, ale Lang wyraźnie pokazuje do jakich absurdów to prowadzi.W M – Morderca znalazło się i miejsce dla scen humorystycznych – jak tej, w której kryminaliści uciekli z miejsca rozróby i wciągnęli drabinkę z pomieszczenia, w którym był ich kompan.

Mnie najbardziej urzekło przedstawienie miejskiej aglomeracji jako żywej społecznej tkanki, w której koegzystują cywile, kryminalny półświatek i służby mundurowe. To dość nietypowe zagranie w filmowej materii i nie przypominam sobie, żeby ktoś jeszcze podjął ten temat w taki sposób – mam na myśli „współpracę” półświatka przestępczego w takiej skali. Ludzie zbrodni, głównie złodzieje, mają dość policyjnej nagonki na każde jedno miejsce i kryminaliści biorą sprawy w swoje ręce. Organizują się (angaż związku żebraków to moje ulubione sekwencje) i łapią mordercę. To z tego miejsca wybrzmiewa istota dzieła i sprawa, na której Langowi zależało najbardziej – życie w zgodzie z literą prawa, rządy oparte na sprawiedliwości, gdzie każdy ma szansę na obronę i powinien być wysłuchany. Lincz, do którego niechybnie by doszło jest przerwany, ale wyroku na mordercy nie usłyszymy.

To film wielki, kamień milowy dla światowej kinematografii i obraz, który zmienił życie kilku osób. Doskonały Peter Lorre, aktor do tej pory przede wszystkim teatralny mógł rozwinąć skrzydła za oceanem. Taką decyzję podjął także Fritz Lang. Opuścił nazistowskie Niemcy w 1933 roku. To mój pierwszy kontakt z M – Morderca i oglądając go teraz, a mając przecież w głowie tyle filmów z nurtu czarnego kina, widzę jak ogromny wpływ miał Fritz Lang na swoich kolegów po fachu. Ujęcia, oświetlenie, momenty przełomowe dla narracji (matka, która czeka na dziecko), wszystko było gdzieś powielone To niebywałe, że po niemal 100 latach utwór Langa jest tak angażujący, w temacie uniwersalny, a w wykonaniu potrafi zachwycić i dzisiaj.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 117
Gatunek: thriller
Reżyseria: Fritz Lang
Scenariusz: Thea von Harbou, Fritz Lang
Obsada: Peter Lorre, Otto Wernicke, Theodor Loos, Gustaf Gründgens
Zdjęcia: Fritz Arno Wagner

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?