The last of us – odcinek pierwszy

Mamy to i kto by pomyślał, że w końcu się udało. Wszyscy wiemy jak to jest z ekranizacjami gier komputerowych. Jeżeli widzę reklamę filmu, który powstał na podstawie gry komputerowej, to podchodzę do niego tak, jak do obiadu u teściowej. Z góry zakładam najgorsze. A jednak można się pomylić i film (lub jak tutaj serial) i obiad u teściowej może być przyjemny. Cóż, lata obcowania z takimi obrazami zrobiły swoje. Ja wiem, wiem. Mortal Kombat był fajny i Silent Hill znośny, ale naprawdę, nie proście mnie, żebym teraz wystrzelił jak z karabinu maszynowego tymi kilkunastoma tytułami, których nie chciałbym powtarzać. Oczywiście każdy jeden ma swoich wielbicieli, każdemu twórcy oddali serce i wiele pracy. Ja się w nich nie odnalazłem. A The Last of Us? Proszę państwa, to się ogląda po prostu świetnie i lepiej być nie mogło.

Grę znam tyle o ile, nigdy nie miałem czasu dokończyć, mam za sobą może kilkanaście godzin. Jestem na pewno dalej w drodze niż serialowi Joel (Pedro Pascal) i Ellie (Bella Ramsey), Pierwszy odcinek, który trwa godzinę z hakiem przedstawia piekło na ziemi, czyli spustoszenie, które poczynił wirus wśród ludzkości. Niby nic nowego, ale ci, co grali w grę, wiedzą z jakim ładunkiem emocjonalnym musieli sobie poradzić twórcy w pierwszym epizodzie. I wybrzmiało to mocno, mogłem poczuć to samo co w trakcie gry. Pierwszy odcinek to nie tylko wprowadzenie, to także wyłożone na stół wszystkie najlepsze karty. Nie ma opcji, by producenci opuścili poprzeczkę, bo już otwierający opowieść epizod ustawił poziom, który, (widz ma tę pewność) będzie kształtował jakość kolejnych części.

Klimat i atmosfera jest najważniejszy. Boston, w którym rozgrywa się przede wszystkim When You’re Lost in the Darkness, czyli pierwszy odcinek, został przedstawiony z pełnym poszanowaniem hitu z konsoli. Wszystko się zgadza. Budynki, kolorystyka, scenografia jakby żywcem przeciągnięta z rozgrywki z Playstation. Drobne smaczki (przedmioty), pomieszczenia, korytarze. O tak, zarówno Joel, jak i Ellie to dwa najmocniejsze punkty programu. Chociaż nie tylko, bo tak jak napisałem, zgadza się wszystko. Czujemy zagrożenie i czujemy świat, wiemy też jaki ciężar nosi i jaki ciężar będzie musiał dodatkowo wrzucić na barki Joel. Do tego dochodzi wspaniała realizacja, praca operatora (ucieczka z miasta w trakcie zamieszek to majstersztyk). Nie przegapcie. 9/10

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?