Ubik

Wybitny, przełomowy, ale też wytrącający z równowagi. I dobrze, bo równowaga bywa nierzadko czytelniczą zmorą. Philip K. Dick natomiast równowagi i umiaru w Ubiku nie zwykł stosować, bo w swoim stanie zachować już ich nie mógł. Wytrychem do zrozumienia Ubika (nie tyle fabuły, co szerszego kontekstu) jest paranoja, która dręczyła pisarza na skutek stosowania twardych narkotyków. U Philipa K. Dicka paranoja przekłada się na literacki styl, a Ubik jest tego doskonałym przykładem. Zaczynając od pomysłu, przechodząc przez treść, wszystko krąży wokół specyficznego stanu psychozy. Science – fiction to jedno, ale stan, w którym zanurzony był Dick, zaowocował erupcją wulkanu pomysłów. Na szczęście Dick był tak wytrawnym pisarzem, że fabuła Ubika to nie tylko karuzela patentów, a głównie zajmująca intryga. Wchodzimy więc do tego bagna razem z autorem i razem z nim i z bohaterami Ubika staramy się z niego wygrzebać. Jesteśmy więc tu wszyscy i wszyscy próbując ogarnąć wydarzenia (wierzgając i szarpiąc się) zapadamy się coraz głębiej.

W zasadzie Ubik ma wszystko to, czym były nacechowane pozostałe powieści Dicka. Niech będzie, że posiada „znaki rozpoznawcze” charakterystyczne dla pisarza. Najlepiej jednocześnie podejść do Ubika nie wiedząc nic o fabule i dość napisać, że krąży wokół osobliwego śledztwa. Ale w tym samym śledztwie kryje się cały obłęd związany z rozwojem psychozy. Philip K. Dick zadaje wciąż te same pytania o prawdziwość naszego świata, o nasze istnienie i o to, czy jesteśmy tutaj czy być może w świecie wirtualnym. To cała fala natręctw, które nie opuszczały pisarza. Nie zapominajmy o kontroli nad naszymi poczynaniami, czy jesteśmy władni i mamy wpływ na cokolwiek? Dick stawianymi pytaniami potrafi onieśmielić, zbić z tropu, postawić pod ścianą. Za każdym razem wytwarza gęstą, duszną i niepewną wręcz atmosferę rozpadu świata i rozpadu głównego bohatera. Człowiek i świat to jedność, rozpad jednostki jest ściśle powiązany u Dicka z tsunami, które dosięga otoczenia. Nic tu nie jest pewne. Wielowymiarowość (światy równoległe, światy wirtualne etc.) czy wielowątkowość nie było niczym nowym ani w literaturze ani w kinie za czasów pisania Ubika. A jednak Philip K. Dick spotęgował ten chaotyczny status do jego apogeum. Niemalże czujemy podskórnie, że wszystko wisi na włosku, zaraz się rozpadnie, przepadnie, a główny bohater zamieni się w atomy. Pomóc może tylko solidna dawka Ubika. Świat znowu na chwilę odetchnie, znikną szwy, klej złapie powierzchnię po raz wtóry. Reszta jest nieważna. Istotne jest to, że przyjęliśmy kolejną dawkę i możemy oddychać.

Patryk Karwowski
Autor: Philip K. Dick
Tłumaczenie: Michał Ronikier
Ilość stron: 304
Oprawa: płótnopodobna z obwolutą
Wydawnictwo: Rebis
Format: 150 x 225 mm