Dzieci nocy

Nie wszystko złoto co od Simmonsa pochodzi, czyli o niespełnionych obietnicach Dzieci nocy. Zerkamy na tematykę, krótkie streszczenia, a nawet z marszu wbijamy się w treść i lecimy na wdechu pierwszych kilkadziesiąt stron. Tak, pierwsze haust powietrza od Dzieci nocy jest bardzo satysfakcjonujący. Jakże by mógł nie być? Mroczne czasy, Rumunia pięć minut po obaleniu Ceaușescu, amerykańska lekarka jest w trakcie syzyfowej pracy na pierwszej linii ognia. Miała przyjechać na chwilę, by zebrać dane na temat zapotrzebowania na pomoc. Została na dłużej, bo nie mogła odejść od każdego potrzebującego, a tych w Rumuni pod dyktaturą Ceaușescu przybyło ponad miarę. I to jest ten najbardziej „smakowity” kąsek w omawianym tytule. Simmons dość naturalistycznie odmalował realia panujące w kraju po upadku reżimu. Ponure miejsca, niedobitki securitate (służby specjalne komunistycznej Rumunii) wciąż na posterunkach przy brudnych zaułkach, albo w starych daciach, budynki z licznymi śladami po ostrzeliwaniu. Taki jest klimat w Rumunii na początku 1990 roku. Simmons opowiada więc o tych mrocznych czasach i o wielu rzeczach z haniebnych pomysłów, które zrodziły się swego czasu w chorej głowie u Nicolae, ojca narodu. Jednym z nich był absolutny zakaz antykoncepcji, po to tylko, by zwiększyć wskaźnik przyrostu naturalnego. „Nie ma w Rumunii miejsca dla kobiet, które nie są matkami”, tak Nicolae mówił na zebraniach partii. Efektem (oprócz niezliczonych traum, bo i aborcja, z wyłączeniem kilku raptem przypadków, była zakazana) były przepełnione sierocińce.

Zwykło się pisać, że to „dzieci Nicolae” były podobno zalążkiem rewolucji. Niezły paradoks, chociaż to wywód na inną okoliczność. Mnie osobiście wciąż interesuje ten okres i pewnie stąd po trosze mój lekki zawód po lekturze, bo chociaż Simmons research zrobił, to jednak szybko przeszedł do… taniej sensacji. Ta (tania sensacja) sama w sobie nie jest zła, ale ja byłem nastawiony na coś innego. Przyznaję jednak, że Simmons dość oryginalnie ugryzł temat wampiryzmu, ale jednocześnie podsycił ogień po raz drugi i po raz drugi za szybko go ugasił.

Wyjątkowo ciekawym elementem, odnośnie kwestii wampiryzmu, jest podejście Simmonsa do sprawy od strony medycznej. Motywem przewodnim jest dziecko, które adoptuje amerykańska lekarka i wywozi je do Stanów Zjednoczonych. Dziecko ma dziwną przypadłość, a fabuła przekształca się w specyficzny rodzaj laboratoryjnych wywodów na temat nieznanego (jeszcze) wirusa. I jest to nawet intrygujące, bo „wampiryzm” został rozłożony na czynnik pierwsze jeżeli chodzi na przykład o absorbowanie krwi. Tak, potencjał tkwił w zarysie literackim spory, ale Simmons po raz kolejny wybrał proste rozwiązanie. A może tu chodzi ponowie o kwestie oczekiwań? Prawdopodobnie tak. Innymi słowy z ponurej grozy wpadamy do lunaparku pulpy. Są pościgi, tajne organizacje, strzelaniny i krewniacy Włada Palownika. Dużo, ale jak na soczystą pulpę, nie za dużo, a pewnie w sam raz,. bo i nieprzyzwoite eksplozje się znajdą z finałem, szlagierem, rodem z kina klasy B.

Patryk Karwowski

Autor: Dan Simmons
Tłumaczenie: Janusz Ochab
Autor ilustracji: Krzysztof Wroński
Ilość stron: 420
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Vesper
Format: 165×235 mm

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?