Życie przestępcze 1984-2020

To mało przyjemny seans, a tak naprawdę to cholernie nieprzyjemny seans o trudach wychodzenia z nałogu. Wprawdzie dokument wybitnego amerykańskiego dziennikarza, reportera (relacje z Wietnamu, Kambodży, Afganistanu i wielu innych miejsc w ich najgorętszym okresie) i dokumentalisty (16 nagród Emmy, nominacja do Oscara) Jona Alperta nosi tytuł Życie przestępcze (Life of crime), ale w głównej mierze dotyczy ciągłej walki z uzależnieniem. Kryminalne podłoże jest tu i owszem, ale nie to stanowi o esencji tego seansu. Jon Alpert stworzył projekt bardzo ambitny. Zaczął nad nim pracować w 1984 roku od pierwszych nagrań z drobnymi kryminalistami, którzy byli na progu własnych uzależnień. Jest ich trójka, chociaż na ekranie przewija się wielu ich znajomych, których będziemy spotykać w kolejnych latach.

Freddie i Bobby kradną w sklepach, zarabiają w dzień więcej niż uczciwi ludzie w tydzień. Są bezczelni, wynoszą towar w biały dzień i nie boją się odsiadki. „Jak mnie złapią, to pójdę do więzienia i tyle”, tak mówią. Deliris nie kradnie, ale tak jak mężczyźni wydaje wszystkie pieniądze na narkotyki. Jon Alpert poznaje ich, gdy miękkie narkotyki mają za sobą. Teraz jest czas heroiny, najgorszej suki, która zniewala na stałe i trzeba ciągle walczyć, jeżeli chce się ją później trzymać na dystans. To jest właśnie motto przewodnie filmu Alperta, ciągła walka i trzymanie na dystans nałogu. Heroina nigdy nie odpuszcza i ciągle zerka w ślepia, nawet jeżeli odstawi się ją na kilka miesięcy, rok czy nawet na kilka lat. Ale heroina jest cierpliwa, nie obrazi się, gdy nie dzwonisz przez dłuższy czas, ale wystarczy tylko spojrzeć, zagadać i znowu zostanie najlepszą przyjaciółką.

Życie przestępcze 1984-2020 to jeden z ważniejszych i bardziej dobitnych obrazów o narkotykach, ale także smutna odyseja po życiu osób, które z wielu względów nie dostały szansy. Praca reżysera i ostateczny wygląd tego dokumentu to regularne powroty do Newark w New Jersey. Zaczynamy w 1984 roku, wracamy po kilku latach, później są lata 90., kolejna dekada i finał, czyli 2020 rok już w czasie pandemii. Co dzieje się w tym długim, 35 letnim okresie? Wszystko z czym możemy wiązać nałóg, wieloletnie odsiadki i powroty do szprycy. Każdy z tej trójki dostaje pewną „możliwość”, mają swoich kuratorów, udaje im się nawet znaleźć pracę, ale to wszystko za mało, bo kilka razy dobitnie widać, jak bardzo zawodzi system. Jasne, że to zawsze jest ten moment, gdy to oni, narkomani, muszą chcieć wyjść z nałogu, ale są takie trudne chwile, gdy powinni mieć do kogo zwrócić się o pomoc lub ta pomoc powinna zostać im dostarczona, czego w kilku przypadkach zabrakło.

To cholernie przejmujący dramat o drobnych kryminalistach, do których mimo wszystko czujemy sympatię. Żal ich, bo nie są w gruncie rzeczy degeneratami. Booby jest zabawny, mógłby być dobrym kumplem. Freddie potrafi szczerze mówić o swoich uczuciach i strachu, ale ma z całej trójki największy pociąg do narkotyków. Deliris miała epizod z prostytucją, ale też kilka zwycięskich rund z nałogiem. Co z tego, gdy całość jest tak ponura, że niekiedy ciężko ten dokument się ogląda. Przemoc, wulgarny język to jedno, ale dla mnie bardzo ciężkie były te momenty, gdy Freddie i Deliris przemierzają spacerkiem o 2 w nocy dzielnice najgorszej zbrodni, naćpani z kilkuletnimi dziećmi przy boku. Żal tych dzieci, żal tych rodzin. Dobijające są te momenty, gdy dzieci z taką łatwością rozmawiają o uzależnieniu matki, która tuż przy nich wbija sobie igłę z kolejną działką. Miałem nadzieję, że pojawi się tu jakiś promyk nadziei. Naprawdę do końca widz wierzy, że komuś się uda. Ostatni strzał dostajemy w ostatnich minutach filmu. Cholernie smutna i depresyjna rzecz. Kropkę nad i postawił, w pośredni sposób, koronawirus.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 121 min
Gatunek: dokumentalny
Reżyseria: Jon Alpert
Obsada: Freddie Rodriguez, Robert Steffey, Deliris Vasquez
Zdjęcia: Jon Alpert
Muzyka: Residente
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?