Wskrzeszenie Jennifer

Przeglądając w 2021 roku profile na social mediach poświęcone tematyce popkulturalnej, stricte kinowej czy nawet modowej nie trudno natrafić na kadr z filmu Jennifer’s Body (Zabójcze ciało). Internauci żartobliwie cytują pojawiające się w nim zdania, natomiast sceny, w których demoniczna wersja Megan Fox rozprawia się ze swoimi ofiarami, określane są mianem ikonicznych. Choć dziś obraz funkcjonuje już jako feministyczny cult classic, tuż po swojej premierze odniósł spektakularną box-office’ową porażkę, a krytycy nie pozostawili na nim suchej nitki. Dlaczego więc, w przeciągu lat jego odbiór uległ takiej zmianie?

Jennifer’s Body to film z 2009 roku w reżyserii Karyn Kusamy, za którego scenariusz odpowiada Diablo Cody. Fabuła skupia się na osobie tytułowej bohaterki, granej przez wspomnianą już Megan Fox. Jennifer Check to najpopularniejsza dziewczyna w szkole, która pewnej feralnej nocy zostaje zamordowana przez członków lokalnego zespołu indie-rockowego. Muzycy postanawiają ją złożyć w ofierze diabłu w zamian za uzyskanie międzynarodowej sławy. Problemem staje się fakt, że rozlana krew powinna należeć do dziewicy, a główna bohaterka filmu wcale nią nie jest. W efekcie po śmierci dziewczyna zyskuje demoniczne moce i radykalnie zmienia swoją dietę, bowiem daniem głównym stają się jej znajomi płci przeciwnej. Całej tej kanibalistycznej uczcie zapobiec próbuje najlepsza przyjaciółka Jennifer – Anita, zwana też Needy, w którą na ekranie wciela się Amanda Seyfried.

Obraz to świetny przykład gatunkowego miksu. Pod względem fabularnym i estetycznym przeważają konwencje horrorowe – w końcu mamy tu postać opętanej cheerleaderki, mnóstwo jest tu jednak też ironicznego humoru oraz klisz znanych z typowych filmów o nastolatkach w liceum. Jeśli spojrzymy natomiast na sposób promocji filmu, mamy do czynienia z istnym dramatem, bo doszło tu do sporego mismarketingu.

Na fali popularności sag o wampirach zdecydowano się określić Jennifer’s Body mianem Zmierzchu dla chłopców. Tak jak zafascynowane Robertem Pattinsonem kobiety, młodzi mężczyźni mieli przyjść do kina, by podziwiać główną bohaterkę. Po pierwsze, z perspektywy lat, kiedy film cieszy się również sporym (o ile, nie większym) zainteresowaniem wśród odbiorców płci żeńskiej, targetowanie go tylko dla konkretnej grupy osób wydaje się fatalnym pomysłem. Po drugie, nastawionych na wdzięki Megan Fox widzów musiał nieźle zdziwić widok aktorki kilkakrotnie wymiotującej smolistą wydzieliną i ocierającej z twarzy resztki wnętrzności.

Właściwie rozczarowanie jest dość zrozumiałe. O tym, jak naprawdę będzie wyglądać film, widzów nie poinformowały ani jego plakaty (które równie dobrze mogłyby posłużyć za reklamę marki odzieżowej, bo nie zawierają niczego poza ubraną w obcisłą sukienkę Jennifer), ani nawet zwiastun. Tam co prawda pada słynne zdanie „I’m killing boys”, a oczy bohaterki złowrogo zmieniają swój kolor, ale wszystko ponownie poddane jest takiej seksualizacji, że film kompletnie traci właściwy wydźwięk.

Warto zaznaczyć też, że pierwotny trailer pokazuje Amandę Seyfried tylko przez zaledwie kilka sekund. Wynika to zapewne z faktu, że wciela się ona w postać stereotypowej kujonki w okularach i rozciągniętym dresie, która w porównaniu do przebojowej Jennifer wypada mało atrakcyjnie. Jej rola w zwiastunie zostaje mocno zminimalizowana, przez co potencjalny widz może odnieść wrażenie, że jest jedynie poboczną bohaterką. Podczas seansu następuje jednak kolejne zaskoczenie, bowiem okazuje się, że akcja rozpoczyna się sekwencją z perspektywy Needy i to ona jest narratorką całej opowieści, natomiast sama Jennifer pojawia się na ekranie dopiero po pięciu minutach.

Na słabe przyjęcie filmu tuż po jego premierze znaczny wpływ miały też zbyt wysokie oczekiwania względem jego twórców. Scenariusz do Jennifer’s Body napisała Diablo Cody, którą niecały rok wcześniej nagrodzono Oscarem za Juno. Z tego powodu wielu krytyków podeszło do produkcji bardzo poważnie i w tym cały problem, bo film wcale taki nie jest. To swoista kwintesencja lat 2000 powstała pod koniec owej dekady. Przesada i konwencje kampowe stają się jego cechą charakterystyczną. Na ścianach w pokojach bohaterek znajdziemy plakaty odnoszących wówczas sukcesy wykonawców, a w ich rozmowach aż roi się od nawiązań do tworów popkultury, co tylko podkreśla umiejscowienie fabuły w konkretnym czasie. W filmie przewija się mnóstwo typowych, znanych już z innych produkcji dla nastolatków wątków, jak chociażby katastrofalny w skutkach szkolny bal czy postać wrednej dziewczyny będącej w centrum uwagi. Symbolicznym pokonaniem Jennifer jest zerwanie przez Needy naszyjnika z napisem Best Friends. Całość jak wisieńka na torcie przyozdabia specyficzny dobór soundtracku, pop-punkowa piosenka lecąca po scenie morderstwa nie jest tu niczym nadzwyczajnym.

Dodatkowo mamy także do czynienia z wyśmianiem stereotypów. Jest tu, chociażby odwrócenie ról pomiędzy brunetką i blondynką – to blondwłosa Needy uchodzi za tę nieśmiałą i wyciszoną, a Jennifer jest prawdziwą królową pszczół. Żartobliwie film podchodzi również do znanej teorii spiskowej o zawieraniu paktu z diabłem przez gwiazdy rocka.

Wraz z upływem lat Jennifer’s Body wypada znacznie korzystniej niż w dniu premiery. Obecnie motyw mocnej, żeńskiej bohaterki mszczącej się na mężczyznach w imię sprawiedliwości pojawia się w kinie coraz częściej. Przykładami jest Cassandra Thomas z nominowanej w tym roku do Oscarów Obiecującej.Młodej.Kobiety czy Amy Dunne, tytułowa Zaginiona dziewczyna. Obserwując zainteresowanie, a nawet idealizację tych postaci wśród widzów, nie powinno więc dziwić włączanie do tego grona również Jennifer Check.

Faktem jest, że produkcja zaczęła wkradać się do łask za sprawą fali ruchu #MeToo. W końcu tytułowa bohaterka morduje tylko przedstawicieli płci męskiej, którzy (jak na ironię, biorąc pod uwagę promocję filmu) widzą w niej tylko obiekt seksualny. Ciekawe jest ukazanie ich z perspektywy potencjalnych ofiar, które boją wychodzić się z domu. W jednej ze scen Chip, chłopak Needy, dostaje od matki przed pójściem na bal gaz pieprzowy do obrony, coś, co, zwykle poleca się posiadać kobietom. Zmieniło się również podejście widzów do tematu traktowania aktorek w Hollywood – 11 lat temu Megan Fox po wyrzuceniu z obsady Transformersów była na tzw. czarnej liście, co miało też znaczny wpływ na sposób odbierania filmów z jej udziałem.

Inną sprawą jest poszerzenie się grona widzów filmu, obecnie sporą część stanowią członkowie Generacji Z, w 2009 roku będący raczej na niego za młodzi. To oni jako pokolenie bardziej społecznie świadome doceniają feministyczny wydźwięk fabuły, subtelny queerowy wątek sugerujący uczucia Needy do Jennifer (dość niecodzienny jak na masowe kino tamtych lat), klimat filmu natomiast zaspokaja ich wciąż żywą nostalgię lat 2000. Rozumieją też jego satyrę i fakt, że film koniec końców miał być rozrywką, a nie poważnym dziełem.

Wszystko to pozostawia z poczuciem, że gdyby Jennifer’s Body było tegoroczną produkcją Netflixa, prawdopodobnie mogłoby spotkać się ze znacznie pozytywniejszym przyjęciem. Ciekawe, ilu jeszcze filmom obecnie uznawanym za nieudane, w przyszłości damy kolejną szansę.

Jessica Krysiak