Wyścig po włosku

Gdy Włosi kręcili w twoim mieście poliziotteschi, to trzeba było się mieć na baczności. Gdy było to poliziotteschi z mocnym naciskiem na pościgi samochodowe, to najlepszym rozwiązaniem było po prostu siedzieć w domu i liczyć na to, że Stelvio Massi, reżyser, nie wpadł na pomysł, by samochody przeleciały przez twój salon. Wyścig po włosku, kino w którym noga nie schodzi z pedału gazu to rozrywka z najlepszego sortu. Kryminał z pościgami, sympatycznym głównym bohaterem (chociaż zdaję sobie sprawę, że Maurizio Merli może czasem irytować), świetnie zaaranżowanymi sekwencjami akcji. Pomysł jest banalny. Oto gang pod wodzą niejakiego Nicejczyka jest na tyle zuchwały, że z każdego napadu wychodzi bez draśnięcia. Ich sukces tkwi w doskonale zaplanowanych ucieczkach samochodami. W praktyce wygląda to tak, że szajka ładuje worki z pieniędzmi do aut i wykonując ekwilibrystyczne sztuczki w centrum miasta, pędząc na złamanie karku, lawirując po miejskich i podmiejskich terenach zostawiają ostatecznie policyjny kordon w tumanach kurzu. Nie może tego przeżyć detektyw Palma (wspomniany Maurizio Merli), który rwie się do każdej pogoni swoim wysłużonym radiowozem. Przełożeni nie chcą słyszeć o ulepszeniu maszyny, a sam Palma nic sobie nie robi z rozkazów, by niekiedy po prostu odpuścić. Kończy się zawsze tak samo, Palma ląduje na drzewie, później w szpitalu, wyliże się i nie nauczony doświadczeniem i najwyraźniej bez psychicznego urazu znowu wciska gaz do dechy. Ale w tym jednym przypadku poszedł o krok za daleko i skończyło się tragicznym incydentem. Konsekwencją jest decyzja o odejściu z policji. Powstrzymuje go przełożony, z którym notabene miał Palma na pieńku. Razem postanawiają raz jeszcze uderzyć w gang. Palma w nowym aucie, po odpowiednim szkoleniu, wchodzi w struktury szajki i zaczyna działać pod przykrywką.

Wyścig po włosku to przede wszystkim wysoko oktanowe paliwo, fantastyczny montaż i świetne zdjęcia ulicznych pościgów. To, co dzisiaj robione jest z taką precyzją, najczęściej przy użyciu CGI, tutaj możecie zobaczyć w pełnej okazałości kręcone na petardzie. Zakrawa to niekiedy o szaleństwo, jak chociażby w scenie ze zjazdem po 'Schodach Hiszpańskich’, jednej z rzymskich atrakcji (Scalinata di Trinità dei Monti), wzniesionych w latach 1723–1725 (naprawdę dało się to zorganizować bez uszczerbku dla zabytkowej architektury?).

Wyścig po włosku nie może pochwalić się ani oryginalną fabułą, na wyjątkowe aktorskie szarże Maurizio Merliego też nie ma co liczyć. Znacznie lepiej wypadł goszczący już na blogu przy okazji opisywania giallo Nieuchwytny morderca, Giancarlo Sbragia. Największym atutem omawianej produkcji jest przede wszystkim ten dziki i nieokiełznany filmowy szał kręcenia filmów po bandzie, który jest tu niemal namacalny. Nawet jeżeli poliziotteschi to głównie kino gwałtu i przemocy, to pod tym względem Wyścig po włosku należy do łagodnych przedstawicieli nurtu. Film Stelvio Massiego nadrabia jednak we wszystkich innych miejscach. Pisk opon wyrywa się z głośników, wypadki wyglądają spektakularnie, wiarygodnie i czasem naprawdę ogarnia nas niepokój i o osoby postronne, ale również o kaskaderów biorących udział w przedsięwzięciu. Nie przeszkadzają nam liczne fabularne skróty, bo Stelvio Massi, prawdziwy fachowiec, robi bardzo wiele by po prostu podkręcić tempo swojego filmu. Był to zarazem pierwszy wspólny obraz Massiego i odtwórcy głównej roli Merliego. Panom tak dobrze układała się współpraca, że zostali razem na sześć filmów racząc widzów podobnymi doznaniami. Intrygującego natomiast kontekstu dodaje ciekawostka, na którą można trafić przy okazji szukania informacji o filmie. Otóż Wyścig po włosku i historia gliniarza z tej lotnej eskadry był inspirowany prawdziwą postacią policjanta Armando Spatafora, którego służbowym wozem był właśnie Ferrari 250 GTE… Teraz możecie już wygodnie usiąść, zapiąć pasy i wcisnąć play.

W doskonale odrestaurowanej wersji możecie obecnie film obejrzeć na Netflix.
Patryk Karwowski

Czas trwania: 95 min
Gatunek: poliziotteschi
Reżyseria: Stelvio Massi
Scenariusz: Gino Capone
Obsada: Maurizio Merli, Giancarlo Sbragia, Angelo Infanti, Lilli Carati, Orazio Orlando
Zdjęcia: Franco Delli Colli, Riccardo Pallottini
Muzyka: Stelvio Cipriani