Halt and Catch Fire – sezon 2

Dużo zmieniło się u tej trójki. Cameron założyła firmę Mutiny, w której zatrudnia młodych gniewnych koderów piszących gry online, chociaż jak się okazuje ich flagowym produktem zostanie Community (program do czatowania). Cameron ciągle tkwi w swojej zadziornej buntowniczej naturze i wciąż trzyma wysoko gardę gotowa na przyjmowanie i oddawanie ciosów. Skorupa nie jest jednak tak twarda i jak wszystkich tutaj, łatwo ją zranić. Wciąż nosi zadrę w sercu po targach Comdex i nie ma zamiaru bratać się z byłymi biznesowymi partnerami, również tymi, którzy byli jej swego czasy bardzo bliscy. Jednak na bratanie się najwyraźniej się nie zanosi, bo każdy poszedł swoją ścieżką. Gordon Clark odebrał czek na okrągły (prawie) milion po sprzedaży The Cardiff Electric i zamienia się miejscami z żoną. Teraz on zajmuje się dziećmi, a w wolnych chwilach (jak się okazuje ma ich aż nadto) obmyśla kolejne uderzenie na rynek IT. Chciałby składać spersonalizowany sprzęt na bazie wybranych przez użytkownika podzespołów. Pomysł śmiały, ale przy okazji dowiaduje się, że lata życia w stresie przy opracowywaniu maszyny Giant odcisnęły mocne piętno na mózgu. Blizna się powiększa. Joe MacMillan, kto by pomyślał, ustatkował się, a przynajmniej takie stwarza pozory. Związał się z córką milionera, potentata w branży nafciarskiej. Joe wciąż jednak marzy. Odbili więc od siebie bohaterowie bardzo mocno. Te planety dostały nowe trajektorie, ale jak to we wszechświecie bywa, koniunkcje są nieuchronne…

Halt and Catch Fire dalej podąża przez szalone momenty w nurcie historycznych innowacji dla branży IT. To, co dla nas dzisiaj jest normalne, a dla komputerów prozą życia (chat, gry online, wizualne interfejsy), dla Mutiny, MacMillana, Clarka wciąż leży w sferze iluzorycznych pomysłów. Wszystkie te rzeczy wiszą na wyciągnięcie ręki i wystarczy po nie sięgnąć. Tylko w teorii, bo praktyka przynosi problemy w postaci wciąż za małych budżetów czy ograniczonych ludzkich zasobów.

Drugi sezon to przecięcie ambicji, bolesnej niemożności wyjście ze sfery marzeń i w dalszym ciągu skomplikowana natura każdej z postaci. To nie jest tak, że ta trójka (a w zasadzie czwórka) bohaterów jest wyjątkowo poharatana przez los. To raczej zasługa twórców, scenarzystów i reżyserów pojedynczych odcinków, że jesteśmy tak blisko postaci, szczerze przejmujemy się nimi, ale też nasiąkamy ich obawami. Utożsamiamy się z nimi, nawet jeżeli nie do końca zgadzamy się z ich metodami działania. Więc czy na pewno są nam bliscy? Zwykło się pisać, że jakąś postać w serialu lub filmie bardzo polubiliśmy i dlatego dany tytuł tak bardzo na tym zyskał. W Halt and Catch Fire jest trochę inaczej. Niekoniecznie zostalibyśmy przyjaciółmi, nie znalazłbym wspólnego języka, ale rozumiem ich bolączki i to do czego dążą. Wiem też, że każda z postaci nadaje na innych falach, dlatego tak ciężko im razem pracować.
Sezon drugi to wciąż niebywałe emocje, napięcie i serce, które zostało w przedpokoju i nikt najwyraźniej nie ma odwagi zaprosić uczuć na salony. Dość bowiem szybko można odnieść wrażenie, że wprowadzenie do gry Sary (narzeczona Joego) i Toma (chłopak Cameron) to substytuty czegoś, co dwójka głównych bohaterów zostawiła w pierwszym sezonie. Trudno mi było uwierzyć w to, że Joe i Cameron odnaleźli się w nowych związkach, A może nie chciałem w to wierzyć? Ale nie tylko rozterkami tej natury Halt and Catch Fire żyje. Świetnie poprowadzone relacje pomiędzy Donną i Cameron w Mutiny, wytrącenie z orbity Gordona, brzytwa, której chwycił się Joe w firmie prawie-teścia. Wątków jest tak dużo i są tak fantastycznie poprowadzone, że widz wciąż odnajduje tą samą radość w pławieniu się w nich, co przy sezonie pierwszym. Wytworzyła się jednocześnie pewnego rodzaju specyficzna toksyczna aura. Z reguły można pokusić się o stwierdzenie, że właśnie tego rodzaju relacje powinno się jak najszybciej porzucić i z czystą kartą rozpocząć nowy rozdział. Ale po prawdzie, widz (ja) wcale nie chciał, żeby Gordon, Joe, Cameron i Donna od siebie odeszli. Chciałem ich razem, tak jak w Cardiff Electronic. Czy świadczy to o czymś w rodzaju sztokholmskiego syndromu, gdy postaci tak bardzo sobie szkodzący, lgną do siebie bo brały udział w czymś wyjątkowym? Być może.
Patryk Karwowski
Twórcy: Christopher Cantwell, Christopher C. Rogers
Reżyseria: Juan José Campanella, Karyn Kusama, Johan Renck, Ed Bianchi, Larysa Kondracki, Jon Amiel, Daisy von Scherler Mayer, Terry McDonough
Scenariusz: Christopher Cantwell, Christopher C. Rogers, Jason Cahill, Dahvi Waller, Zack Whedon, Jamie Pachino
Obsada: Lee Pace, Scoot McNairy, Mackenzie Davis, Kerry Bishé, Toby Huss
Muzyka: Paul Haslinger
Zdjęcia: Nelson Cragg