Demonlover

Najłatwiej byłoby napisać, że Demonlover jest o wojnie korporacji, o szpiegostwie i o poszerzaniu wpływów w branży. Gdyby chcieć się zagłębić, to trzeba wskazać, że jest filmem o złudnym wrażeniu kontroli własnego życia i o tym, że każda ryba trafi na większą. To wszystko prawda, ale Demonlover to przede wszystkim obraz o kondycji naszego społeczeństwa, ostrzeżenie i historia o wchodzeniu z premedytacją w świat deprawacji tylko po to, aby coś poczuć.

Walczące po cichu filmowe korporacje to giganci dystrybucji pornografii. Obie próbują podpisać kontrakt z japońską firmą, która produkuje hentai w 3D. Ta „technologia” dopiero wchodzi na rynek, ale zyskuje sobie coraz więcej odbiorców. Zyski będą ogromne, więc zarówno francuski potentat, jak i amerykański moloch zrobią wszystko, by wciągnąć do portfolio japońskie porno.

Pionkiem w tej grze jest Diane de Monx (Connie Nielsen), zimna, wyrachowana, pewna siebie menadżerka we francuskiej firmie. By awansować w hierarchii, posuwa się do sabotażu i wykluczenia z gry swojej przełożonej. Zajmuje jej miejsce, ale nowa pozycja wiąże się z kolejnymi niebezpieczeństwami, a może kolejnymi pokusami?

Demonlover mógłby nakręcić David Cronenberg gdzieś pomiędzy Cosmopolis a Mapą Gwiazd, a sam tytuł francuskiego reżysera Oliviera Assayasa jest wskazywany jako neo-noir, który nosi liczne symptomy francuskiej ekstremy. Tyle względem przynależności gatunkowej. To prawda, że nakręcony w 2002 roku film, wykazuje cechy charakterystyczne dla kina transgresji, a w swoich kilku scenach jest brutalny, w wielu ocieka erotyką. Powodów, dla którego warto zwrócić na niego uwagę jest jednak więcej niż to, że Demolover zaistniał na wielu listach z tytułami ’french extremity’.

Demonlover jest pozycją bardzo ambitną, ma przemyślany scenariusz, który przez realizację nierzadko wypada jak narkotyczny trip. Assayas zdecydował się na międzynarodową obsadę, akcję zaś osadził w kilku miejscach na świecie. Przenosimy się z bohaterami filmu pomiędzy Paryżem a Tokio, lądujemy w Meksyku. Tak samo prowadzone są dialogi. Korporacyjne rekiny prowadzą rozmowy płynnie używając trzech języków, a konwersacje to niekończąca się słowna szermierka. Trzeba przyznać, że samo wprowadzenie ma się nijak do późniejszego rytmu. W klimat powolnie sączącej się opowieści wprowadza muzyka zespołu Sonic Youth, a gitarowe brzmienie budzi kolejne demony. Otwarcie wskazuje thriller, by później płynąć powolnym i hipnotycznym nurtem skokowej narracji, niekiedy policzkując nas estetyką zepsutego społeczeństwa szukającego najbardziej chorych wykwitów ludzkiej wyobraźni. Nie pomaga to niecierpliwym widzom, bo ci zapewne potraktują tytuł niesprawiedliwie, podobnie co niektórzy odnosili się do dzieła Bruno Dumonta i jego Dwudziestu dziewięciu Palm, który to zresztą stoi całkiem niedaleko od Demonlover.

Mam wrażenie, że obraz służący scharakteryzowaniu naszego ludzkiego stanu powinien być traktowany jako przestroga. To zdaje się mówić finał – jako nauczka dla wszystkich nieostrożnych, którzy może i chcieli zakosztować, ale weszli za głęboko.

Czas trwania: 129 min
Gatunek: neo-noir, francuska ekstrema
Reżyseria: Olivier Assayas
Scenariusz: Olivier Assayas
Obsada: Connie Nielsen, Charles Berling, Chloë Sevigny, Gina Gershon
Zdjęcia: Denis Lenoir
Muzyka: Jim O’Rourke, Sonic Youth