Niemiłość

Kino Zwiaginceva może być pewną odtrutką. Powinno być jako takie zalecane. Gdy świat wyda ci się zbyt kolorowy, samopoczucie będziesz mieć za dobre, a aura za oknem wyda się podejrzanie pogodna jak na listopad, to czas włączyć film ponurego Rosjanina. O czym jest więc Niemiłość? O nich, mam nadzieję, że nie o tobie. Jeżeli natomiast widzisz choćby promil zaprezentowanych tutaj ludzkich postaw w sobie, to weź się cholera ogarnij. W tej chwili zacznij zmieniać, naprawiać, robić cokolwiek, ale nie iść tą drogą. Seans sprawdza się więc jako kino zaangażowane i uświadamiające. Żeby nie było, to sam również zacząłem przeglądać się w lustrze. Innymi słowy ważne by znalezione plusy nie przesłoniły minusów, które przecież i u was i u mnie się znajdą. U takiego Zwiaginceva jest źle od początku (a nawet dużo, dużo wcześniej, do kilku pokoleń wstecz) i nigdy nie będzie dobrze.

Cała historia to opowieść o błędnym kole, powtarzającej się przykrej, stalowo zimnej obojętności wobec kolejnych niechcianych pokoleń. Bohaterowie dramatu to już nie tylko Rosjanie, nacja nie stanowi jak to bywało u Zwiagincewa ważnego dla fabuły podmiotu. Teraz chodzi o problem w skali makro, o ludzi konkretnych, tych, którzy przelatują przez życie jak obrazek na Instagramie. Przewijani jednym ruchem zatrzymują się tylko na chwilę, by dać lajka, ale bez emocji. To ludzie, którzy nie potrafią pozostawić po sobie miłości, źle ją interpretują, chociaż twierdzą, że jej potrzebują.

Owocem związku dwójki głównych bohaterów (lub raczej antybohaterów) jest dziecko, największy skarb rodziców. Dziecko, które jest tylko przeszkodą, a w końcu balastem. Alyosha opuszcza dom, bo rodzicie porzucają ruinę zwaną potocznie rodziną i w momencie, gdy nawet na dobre nie zaczęli budować, a już wyszli z placu i rozpoczęli kolejny etap. Są w trakcie sprawy rozwodowej przerzucając się odpowiedzialnością za świadomy już byt zwany dzieckiem, które traktują jak niechcianą meblościankę. A dzieciak cierpi, słyszy i nie wraca do domu. Sprawa wychodzi na jaw po dwóch dniach, bo małżonkowie pomieszkują już u kolejnych reproduktorów. Rozpoczynają się poszukiwania Alyoshy.
Niemiłość czy tego chcemy czy nie, jest niestety prawdziwa, gdzie „gorzki” byłby przymiotnikiem wyjątkowo ciepłym. Takie same jak filmowy nastrój są kolory obrazu w swojej bladej palecie barw, których nota bene użył operator by zbudować familijne postapo.
Rosyjski twórca w żadnym momencie nie przyciska, nie dokręca śruby. Tempo jest tak samo niespieszne, jak to, gdy przelatujesz rolką przez wiadomości na społecznościowych mediach. Przykry to obraz, bo zgliszcza obserwujemy już od pierwszych chwil, a fabuła stanowi wynoszenie pozostałości, aż do pustego mieszkania gotowego na przyjęcie kolejnej „rodziny”. Ciekawe jest nie tylko to, że nie chciałem happy endu (nie może być o nim mowy), a to że nie chciałem nawet szczęśliwego zakończenia w sprawie poszukiwań. Od początku wolałem, żeby dzieciak się nie znalazł, wolałem sam dopisać mu dalsze losy, na pewno nie skazując go na życie wśród tych ludzi. To nie rozwody są tu problemem ludzi, a przede wszystkim przypadek pojawienia się dziecka na świecie bez szacunku, miłości i radości. Problemem jest sam związek zbudowany tylko na chwili i potrzebie „zaliczenia” do życiowego CV takich słów jak: odpowiedzialność, rodzina, mąż, żona, dziecko.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 127 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Andrey Zvyagintsev
Scenariusz: Oleg Negin, Andrey Zvyagintsev
Obsada: Maryana Spivak, Aleksey Rozin, Varvara Shmykova, Matvey Novikov, Daria Pisareva
Zdjęcia: Mikhail Krichman
Muzyka: Evgueni Galperine, Sacha Galperine