Lifeguard (1976)

Recenzja filmu "Lifeguard" (1976), reż. Daniel PetrieZmarły w 2004 roku Kanadyjczyk Daniel Petrie związany był z branżą filmową od 1940 roku. Tworzył praktycznie do końca, głównie dla telewizji, ale w filmografii znajdziemy wiele tytułów kinowych i kilka z nich zapewne znacie. To ponad 60 lat pracy! Jednak o Lifeguard z pewnością nawet nie słyszeliście. Gdybyśmy sugerowali się tylko plakatem (oficjalnym od wytwórni Paramount), tudzież uroczym taglinem, film skierowalibyśmy z marszu do szufladki z napisem lekkie, wakacyjne komedie z pieprzykiem. I tak też się zapewne stało, gdyż przez swoje chybione decyzje dystrybucyjne wspomnianemu Paramount nie było dane zarobić na tytule. Lifeguard przepadł bez wieści. Widzieli go nieliczni, a teraz (sądząc po ilości użytkowników na filmowych portalach) sięga po niego jeszcze mniej widzów.

Moja w tym rola, by o takich „niedocenionych” tytułach pisać, wskazywać i namawiać do obejrzenia.

To jeden z lepszych filmów poruszających specyficzny okres / stan ducha w życiu dorosłego już mężczyzny przedstawiony w formie filmu wakacyjnego. Z jednej strony temat łapie się w ramy coming of age, ale dojrzewanie mamy już przecież dawno za sobą. Pozostaje kwestia wyboru, przekalkulowania za i przeciw. Co najlepsze w tym wszystkim, wybór, który dostaje tytułowy ratownik niesie za sobą tyle samo niewiadomych, co niepodjęcie decyzji.

Recenzja filmu "Lifeguard" (1976), reż. Daniel Petrie

Rick Carlson (Sam Elliott) był kiedyś legendą liceum, utytułowanym surferem, uczestnikiem mistrzostw. Stał wielokrotnie na podium. Jeszcze w liceum podłapał pracę jako ratownik na okolicznej plaży. Na tej samej plaży, na którą biegał jako dzieciak podglądając panny w bikini. W liceum taka praca to było marzenie. Teraz, po 15 latach, Rick już nie pływa na desce, ale wciąż pilnuje tej samej plaży. Musicie sobie zdawać sprawę, że to tylko brzmi tak przytłaczająco. Rick wykonuje swój zawód z taką samą werwą, jak kiedyś. Szacunek zdobył już dawno i wciąż go utrzymuje, gorzej jest z damskimi sercami, które zdobywa codziennie, ale o utrzymaniu ich ani myśli. Nie jest jednak typem, który porzuca. To lata 70., Kalifornia, wakacje, dziewczyny same pchają się do łóżka, a i aura jakoś tak sprzyja rozwiązłości (przecież ten steward przyleci z Afryki dopiero za kilka lat). Czy Rick jest szczęśliwy? Pojawiają się wątpliwości, gdy postanawia pojechać na zjazd absolwentów. Po 15 latach zmieniło się wszystko i większość byłych kolegów i koleżanek głównego bohatera już się ustatkowało. Ubezpieczenia, handel, nieruchomości, są wszystkie zawody, ale żadnego ratownika. I w momencie, gdy Rick spotyka Cathy (Anne Archer), z którą stanowił w liceum parę, pojawiają się pierwsze pytania. Ba! Pojawiają się pewne uwarunkowania, przy których Rick myśli o zmianach. Cathy ma już synka (świetny dzieciak) z poprzedniego małżeństwa. Ma wielki dom, prowadzi galerię, a Rick ma szansę! Okazuje się, że wciąż patrzą na te same gwiazdy. Wystarczy tylko pójść i przyjąć tę posadę, którą tak usilnie Ci wciskają…

Recenzja filmu "Lifeguard" (1976), reż. Daniel Petrie

Przez jakiś czas ganiłem go w myślach: „Rick, no przecież ta kobieta jest fantastyczna, dzieciak odchowany, a że praca to wciskanie ludziom samochodów (przepraszam Porsche), to co z tego? Takie jest życie i czas ruszyć naprzód”. Jednak w miarę trwania seansu zacząłem go rozumieć i nawet zazdrościć. Z jednej strony można zarzucać mu strach przed zmianą zajęcia i strach przed stawieniem się do walki w kolejnej życiowej rundzie. Jednak rozumiałem jego wątpliwości. Ta plaża to jego serce, tutaj ratuje ludzi, tu go szanują. Już abstrahując od zajęcia, niebezpiecznego przecież, to ma tu wiele spokoju, a jako człowiek i jednostka spokój bardzo sobie ceni. Musicie się przekonać sami, jaką decyzję podejmie Rick.

Lifeguard to nie tylko nadzieje, szanse i decyzje na resztę życia. To również małe wakacyjne miłostki, jak ta z wielkimi oczyma zagubionej dziewczyny, która na wakacjach poznaje prawdziwego mężczyznę. Liefeguard to również piękne zachody i wschody, Kalifornia z wielkimi, szerokimi plażami, bikini, wolnością. Czasem wszystko tonie tu w zgiełku, jednak gdy ratownik schodzi z plaży towarzyszy mu już tylko szum oceanu. Świetny film z bardzo dobrym w swojej roli Samem Elliotem, od którego bije wielka aktorska pewność siebie, choć to była jego pierwsza poważna rola. Polecam, nie tylko na wakacje.

Czas trwania: 96 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Daniel Petrie
Scenariusz: Ron Koslow
Obsada: Sam Elliott, Anne Archer, Stephen Young
Zdjęcia: Ralph Woolsey
Muzyka: Dale Menten