Henry – Portret seryjnego mordercy

Dziewczyna po przejściach, młoda i wciąż naiwna Becky wprowadza się do mieszkania brata, recydywisty Ottisa. Nie zdaje sobie sprawy, że urzędujący tam sublokator, tajemniczy Henry jest mordercą.

Omawiany tytuł, obarczony kategorią X miał nie lada problemy ze znalezieniem dystrybutora, który pomógłby mu wypłynąć na szersze wody. Dopiero prezentacja na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Chicago i pokazy na kolejnych imprezach (tytuł krążył kilka lat w ograniczonym obiegu) zwróciły na niego uwagę publiczności i krytyków. Henry – Portret seryjnego mordercy, bo o nim mowa, to uwieczniony na taśmie 16 mm przy budżecie 100.000 dolarów z małym hakiem naturalistyczny i surowy obraz krótkiego wycinka z życia seryjnego mordercy, inspirowany „dokonaniami” Henry’ego Lee Lucasa i Ottisa Toola. Mając na uwadze życiorysy obu panów, reżyser John McNaughton potraktował je jednak luźno, dlatego więc ci, którzy liczą na rzetelną ekranizację losów tej dwójki, powinni sięgnąć do innych źródeł – zaraz po tym znamienitym filmowym seansie!

Wiele jednak wzmianek znajdzie swoje potwierdzenie w prawdziwej historii, jak choćby kilka wydarzeń z dzieciństwa Henry’ego. Wychowywany był rzeczywiście przez matkę prostytutkę, która znęcała się nad nim, przebierała w damskie ubrania i kazała patrzeć na nią, podczas gdy współżyła z klientami. To było dzieciństwo (ale również geneza narodzin zła), które rzutowało na wszystkie relacje międzyludzkie, a głównie kontakty z kobietami i późniejsze brutalne akty wobec nich. Zgadza się również to, że Henry zabił matkę, jednak nie w wieku 14, lecz 24 lat. To są niemające wpływu na odbiór szczegóły, uważam bowiem, że reżyserowi nie chodziło o jak najwierniejsze przedstawienie poczynań zwyrodnialca, a raczej o klimat jaki panował w jego otoczeniu i ukazanie wypracowanego przez niego schematu dokonywanych zbrodni. Sam fakt, że tak długo był nieuchwytny to zasługa tej metody i niedający się scharakteryzować modus operandi. Sprawcy (czy to był sam Henry, czy później razem z Toolem) raz za razem inaczej wybierali ofiary, w inny sposób uśmiercali i bezcześcili zwłoki.

Henry – Portret seryjnego mordercy to obraz brudny, szmatławy i obsceniczny. W kategoriach obskury zajmuje dość wysokie miejsce, a twórcy zrobili wszystko, by przedstawić losy Henry’ego w maksymalnie realistycznej atmosferze. Głównie przez ten sugestywny nastrój widz czuje się przez cały seans nieswojo. Na ostateczny efekt wpłynęło więc wszystko to, na co niektórzy filmowcy mogliby narzekać. Niski budżet, liche udźwiękowienie, amatorski sznyt, który w rezultacie odbił się tylko w sensie pozytywnym. Do produkcji zostali zatrudnieni znajomi, ofiary odgrywane były przez osoby z najbliższego otoczenia reżysera. Miejsca akcji to najczęściej prywatne mieszkania rodzin związanych z produkcją, samochód, którym poruszał się Henry, należał do elektryka z ekipy. Spora część zespołu odgrywała więc małe rólki w filmie, a wszystkie sceny w plenerach kręcone były bez przygotowywanych i informowanych przy okazji pieszych. Twórcy musieli po prostu liczyć na wyrozumiałość i dogodne warunki w danej chwili.

Filmowe historie o seryjnych mordercach pokroju Henry’ego potrzebują po części właśnie takich warunków, by uzyskać odpowiednią siłę przekazu. Ale wszystkie zabiegi poczynione z premedytacją lub nie, spełzłyby na niczym, gdyby nie odtwórca głównej roli. Wybór padł na Michaela Rookera, aktora wówczas teatralnego. Rookera nie interesowało, czy scenariusz był dobry czy zły. Najważniejsze było wyzwanie, a rola seryjnego mordercy jako debiutu ekranowego był wyzwaniem nie lada. Rooker wszedł w rolę całkowicie, dosłownie we własnych ubraniach. Ciężko było z nim funkcjonować w trakcie dni zdjęciowych, bo gdy kamera się wyłączała on wciąż gadał „Henrym”. Dla debiutującego Rookera taka rola była doskonałą okazją, by zaprezentować swój warsztat, pokazać się światu i od tamtej chwili chwili nie schodzić z filmowej sceny.

Henry – Portret seryjnego mordercy to jeden z najbardziej naturalistycznych obrazów o brutalnych dewiantach. Prowadzony zimno, beznamiętnie, z akcją w odpychających miejscach z odpychającymi ludźmi. To świat Henry’ego Lucasa, seryjnego mordercy. Po seansie wierzę, że tak właśnie musiało być.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 83 min
Gatunek: dramat, horror
Reżyseria: John McNaughton
Scenariusz: Richard Fire, John McNaughton
Obsada: Michael Rooker, Tom Towles, Tracy Arnold
Zdjęcia: Charlie Lieberman
Muzyka: Ken Hale, Steven A. Jones, Robert McNaughton