Eddie i krążowniki (1983)

Recenzja filmu "Eddie and the cruisers" / "Eddie i krążowniki" (1983), reż. Martin Davidson

Wiadomym jest, że burzliwe życie rockmana stanowi zawsze dobry materiał na film, jak The Doors (1991) w reżyserii Olivera Stone’a. To, obfitujące w mniej spektakularne ekscesy, również może być świetnym tłem do opowieści, na przykład Control (2007). Jest również szereg filmów o fikcyjnych muzykach, zespołach etc. W przypadku Eddie i krążowniki mamy do czynienia z przełożeniem na język filmowy fikcji literackiej – powieści P.F. Kluge’a pod tym samym tytułem. 

Tytułową rolę zagrał ówczesny debiutant – Michael Paré, któremu właśnie po tej roli wróżono wielkie sukcesy. Jak się te wróżby skończyły, z pewnością wszyscy wiecie. Gdybym w 1983 roku był na premierze filmu o Eddiem i jego krążownikach, byłbym jednym z pierwszych do przepowiadania aktorowi świetlanej przyszłości. Historia jest świetnie i pomysłowo nakreślona. Otóż fabuła przebiega na zasadzie retrospekcji i małego śledztwa wokół zagadkowej śmierci frontmana zespołu. Po jednej z prób Eddie wsiadł do samochodu, ruszył  z piskiem opon i na pełnym gazie przejechał przez barierki mostu. To nie był wypadek, lecz jawne samobójstwo. Skąd więc śledztwo dziennikarki Maggie (Ellen Barkin)? To ma być przede wszystkim dobry materiał na artykuł, a pikanterii dodaje fakt, że nigdy nie odnaleziono ciała. I tak Maggie spotyka się ze starym składem, a my poznajemy historię grupy, Eddiego i słuchamy kilku przebojów z tamtego okresu. Muzyka i piosenki zostały nagrane specjalnie na potrzeby filmu (materiał do filmu, a później na płytę nagrał John Cafferty z zespołem) i trzeba nadmienić, że utwór On The Dark Side znalazł się na 7 miejscu na liście 'Billboard  HOT 100′ w Stanach Zjednoczonych.

Recenzja filmu "Eddie and the cruisers" / "Eddie i krążowniki" (1983), reż. Martin Davidson

Michael Paré to był dobry wybór i rzeczywiście nie zawiódł. Zresztą, był to jego debiut, więc oczywistym jest, że dał z siebie wszystko. Na ekranie wypada charyzmatycznie, na scenie tryska energią i wyraźnie zaraża resztę zespołu miłością do rock’and’rolla. Brakuje tutaj niestety próby odpowiedzenia na kilka pytań. Oczywiście nie chciałbym mieć odpowiedzi prostych. Reżyser nie skupia się niestety na tle i okolicznościach, a raczej wkłada w usta Eddiego to co można było pokazać. Tak jak w scenie z monologiem na złomowisku. Scena jest świetna i pokazała dobitnie, że Michael Paré miał predyspozycje, by porwać publiczność w kolejnych filmach, jednak to za mało dla tego filmu. To tak jakby akcja rozgrywała się obok i wszystko było z wokalistą w porządku, a dopiero po „przemowie” do widzów dociera, co się naprawdę dzieje z Eddiem. Być może byłem tak nieuważny i wszystko skryło się w relacjach pomiędzy członkami bandu? Ja niestety nie zauważyłem nadchodzącej tragedii.

Recenzja filmu "Eddie and the cruisers" / "Eddie i krążowniki" (1983), reż. Martin Davidson
Fajne kawałki muzyczne, kilka nostalgicznych scen, które mimo wszystko chwytają za serducho – jak próba z Frankiem Ridgewayem (Tom Berenger) na patio na świeżym powietrzu. Zresztą ta scena mogłaby być jeszcze lepsza, gdyby nie drugi plan debilnie rechotający, mający być zapewne przeciwnym biegunem dla Eddiego, który „wyczuł” talent Franka. Film polecam i bardzo chciałbym obejrzeć część drugą – Eddie żyje! Niestety wciąż poszukuję jej bez sukcesu.


7/10 - dobry

Czas trwania: 95 min
Gatunek: Dramat
Reżyseria: Martin Davidson
Scenariusz: Martin Davidson, Arlene Davidson, P.F. Kluge (powieść)
Obsada: Michael Paré, Tom Berenger, Ellen Barkin
Zdjęcia: Fred Murphy
Muzyka: John Cafferty