Frederick Forsyth swoją powieść Psy wojny opublikował w 1974 roku. W Polsce, w okresie PRL-owskim ukazała się w wersji ocenzurowanej. Treść dotyczyła przewrotu politycznego w fikcyjnym afrykańskim państwie Zangaro (wzorowane na Gwinei Równikowej). Cenzura dotknęła fragmentów ingerencji państwa sowieckiego w sprawy Zangaro oraz tych dotyczących handlu bronią przy udziale chociażby Jugosławii. Ciekawa jest natomiast pogłoska jakoby Forsyth sam maczał palce w zamachu stanu w Gwinei Równikowej.
Dla Johna Irvina Psy wojny były fabularnym debiutem, chociaż on sam nie był brany pod uwagę przy pierwszych podchodach do scenariusza. Prawa do powieści były kupione z marszu, United Artists nie czekało. Reżyserować miał Don Siegel, był też brany pod uwagę Michael Cimino. W obsadzie mógł pojawić się Clint Eastwood i Nick Nolte. W końcu padło na doświadczonego dokumentalistę Johna Irvina. Nie był więc do końca debiutantem, a jego wrażliwość i reporterski styl przydał się podczas pracy z Psami wojny Forsyth’a, która również opisywana jest w ten sposób, jako realistyczna, napisana w dziennikarskim stylu.
Psy wojny, wszystko ma swoją cenę.
Niezbadane są czasem wyroki na temat popularności danego tytułu. Chociaż Psy wojny są moim zdaniem filmem udanym, to jednak nie przełożyło się to na wyniki w kasie. Przy budżecie ośmiu milionów dolarów, film odnotował niecałe pięć i pół miliona zysków. A to jest naprawdę ciekawy temat, nawet jeżeli podany w pigułce i pewnie ze względu na czas trwania filmu, dość okrojony względem tematu najemników, którzy przygotowują zamach. A właśnie o zamach stanu, zmianę w strukturach państwowych, w końcu o nowe rozdanie kart w fikcyjnym Zangaro chodzi.
Tych, którzy pociągają za sznurki, wydają grubą kasę na najemników, operują budżetami, nie poznamy. Wiemy, że chodzi o złoża platyny w Zangaro. Obecnie władzę sprawuje tam krwawy dyktator, za chwilę może władzę sprawować dyktator, który chce zarobić. Jeden chce być Bogiem, ten który czai się na tron, pragnie być milionerem. Dla zachodu to lepszy układ. Zawsze lepiej ułożyć się z kimś, kto zna wartość pieniądza. Z wariatem ciężko się rozmawia. Po to są potrzebni najemnicy, a wśród nich Jamie Shannon (Christopher Walken), który ma dowodzić operacją.
Zamach stanu w pigułce, ale w wiarygodnym ujęciu.
Psy wojny opowiadają o rekonesansie (Shannon ledwo uszedł z życiem z niegościnnego kraiku), przygotowaniach do operacji i o samym przewrocie. To, co było najbardziej dla mnie zajmujące i dość nowe w materii filmowej to właśnie, pisząc kolokwialnie, biznes plan. Negocjacje cen broni potrzebnych do zamachu, wynajmowanie łodzi, ludzi, sprzętu, opracowywanie tras przerzutu, rozmowy z przyszłym królem. Sama akcja to raptem chwila, ale i ona powinna dostarczyć widzowi emocji.
Psy wojny to filmowe abecadło na temat zamachu stanu, ale przedstawione rzecz jasna w mocno okrojonej wersji. Jest to bowiem materiał na serial, wieloodcinkowy i trzymający w napięciu telewizyjny show, w którym byłby czas na podjęcie wątków z należytą precyzją. Tutaj mamy raczej wyścig twórcy do celu, trzeba zmieścić się w czasie narzuconym przez produkcje. Wszystko trwa raptem chwilę musimy zrozumieć, że to raczej zarys, dlatego wszystko jest pokazane w małej skali. Nawet finał to walka wokół kilku zabudowań. John Irvin pewnie nie miał za dużo do powiedzenia, bo przydałby się też bardziej gorzki wydźwięk, ale też odwaga twórców. Umarł król, niech żyje król na przykładzie wspomnianej już Gwinei Równikowej to okrutny żart. Po obaleniu dyktatora Francisco Macíasa przyszedł czas dyktatora Teodoro Obiangi. W filmie finał nie jest tak bolesny jak mógłby być.
Czas trwania: 118 min
Gatunek: akcja
Reżyseria: John Irvin
Scenariusz: Gary DeVore, George Malko
Obsada: Christopher Walken, Tom Berenger, Colin Blakely
Muzyka: Geoffrey Burgon
Zdjęcia: Jack Cardiff