Linia kryzysowa dla weteranów

Były marines wypił pół litra wódki, zażył kokainę i siedzi z odbezpieczonym pistoletem w samochodzie. Inny były żołnierz, oglądając migawki z Libanu, chce się ciąć żyletką. Młody chłopak zostawił list pożegnalny i pojechał z pistoletem na pustynię. Powracają obrazki z Afganistanu, Iraku, wcześniej Wietnamu. Telefon wykonany do linii kryzysowej dla weteranów to wołanie o pomoc, ostatni krzyk. Specjaliści po drugiej stronie słuchawki odbierają takich połączeń 22.000 miesięcznie. W Stanach Zjednoczonych (dokument w reżyserii Ellen Goosenberg Kent dotyczy tego kraju) dziennie odbiera sobie życie 22 weteranów. I chociaż wciąż czyta się o spychanym na margines problemie żołnierzy po służbie wojskowej, to jednak, po seansie, pomimo ciągłego smutku, można spojrzeć optymistycznie na kilka spraw związanych z zarządzaniem linią.

Linia kryzysowa dla weteranów to kilka rozmów z weteranami, którzy stoją na krawędzi, ale również wgląd w pracę biura. Z jednej strony to walka z wiatrakami, ale sukcesem dla pracowników jest odwiedzenie człowieka od myśli samobójczej. Dzisiaj. Jutro jest bowiem kolejny dzień. Koszmary wrócą, włączy się lampka, facet znowu chwyci za spluwę. Ale od stałej pomocy są już inne służby i dokument jasno to wskazuje. To, co robi wrażenie, to właśnie system i współpraca linii kryzysowej z innymi departamentami i służbami w tym z policją i ratownikami. Duże wrażenie robi również każda rozmowa (weteranów nie słyszymy), a emocje udzielają się nam i jak widać samym pracownikom. To tylko ludzie i walka o życie przez godzinę na słuchawce potrafi wycieńczyć, rozłożyć na łopatki. Nie tylko, bowiem niekiedy żołnierz rozłącza się, a służby mają tylko numer komórki, bez innych danych. Trzeba szybko namierzyć telefon, porozmawiać z innymi, wysłać policję, uratować kolejnego człowieka.

Praca z jednym przypadkiem potrafi trwać kilka godzin i zaangażować kilka osób. To trzeba jednak robić i nie można zostawić tych ludzi samych. Wiedzą to tutaj wszyscy, szczególnie tych 25% pracowników, byłych wojskowych, dla których praca w linii kryzysowej to również swego rodzaju terapia. Pomóż innym pomagając sobie. Linia kryzysowa dla weteranów to trudny dokument, angażujący, ale też potrafi mocno zdołować. Gdzieś w głowie ciągle siedzi informacja o tych 22.000 przypadkach miesięcznie i o tym, że tak wiele ludzi potrzebuje pomocy. I teraz przychodzi kontuzja o tych wszystkich bezsensownych konfliktach zbrojnych i o uwikłanych w wojny żołnierzy. W dokumencie pada kwestia o 17 latku, który na froncie dostał rozkaz do strzelania „do wszystkich”. Jaką wyrwę robi takie polecenie w psychice młodego chłopaka? Wielkości Rowu Mariańskiego. On już na zawsze pozostanie wrakiem, nie uwolni się od obrazów rozstrzelanych cywilów, spalonych domostw. W Stanach Zjednoczonych linia kryzysowa dla weteranów, departament pomocy weteranom, cała armia psychologów pomaga sprawnie, ale potrzeby są znacznie większe. Przejmująca rzecz.

Patryk Karwowski

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?