Niedocenione ’69

Na łamy bloga powraca Mariusz Czernic, by odsłonić przed Wami kilka (siedem!) produkcji z 1969 roku. Produkcji mniej znanych albo takich, o których wspomina się stosunkowo rzadko, innymi słowy niedocenionych. Mariusza spotkacie najczęściej na autorskiej Panoramie Kina, która powinna być jednym z pierwszych przystanków dla czytelników i kinomanów poszukujących ciekawych tytułów i wartościowych treści. Jako jeden z redaktorów serwisu Film.org.pl publikuje również i tam, wzbogacając portal o teksty nietuzinkowe nierzadko wykraczające poza schemat suchej recenzji. Dzisiaj możecie przeczytać propozycje Mariusza w cyklu Niedocenione. Zachęcam również, by zerknąć na poprzednie wpisy Mariusza, w których pochylił się nad latami 1947, 1957, 1967, 1958, 1968.

Bardziej martwy niż żywy (prem. styczeń 1969), reż. Robert Sparr

W obszernej filmografii Vincenta Price’a, na którą składa się około 200 tytułów, bardzo mało jest westernów. Doliczyłem się tylko czterech, spośród których widziałem dwa. Pierwszy, The Baron of Arizona (1950) w reżyserii Samuela Fullera, jest biografią hochsztaplera Jamesa Addisona Reavisa i bardzo nietypowym, ale interesującym, westernem. Równie ciekawy, bliższy jednak klasycznym opowieściom o Dzikim Zachodzie, jest More Dead Than Alive, czyli Bardziej martwy niż żywy, gdzie Price zagrał organizatora strzeleckiego show, kogoś na wzór Buffalo Billa. Jego celem jest pozyskanie do swojego zespołu byłego więźnia zwanego Killer Cain, który jednak porzucił profesję strzelca i od wielu lat nie posługiwał się bronią.

Film zaczyna się bardzo efektownie, od strzelaniny mającej na celu odbicie skazańców. Wśród więźniów jest Killer Cain, który nie decyduje się na ucieczkę, co okazuje się jego pierwszym krokiem w stronę resocjalizacji. Po odsiedzeniu kary wychodzi na wolność, jednak przez swoją przeszłość został już tak mocno napiętnowany, że nie jest w stanie całkowicie się odciąć od dawnego życia. Są ludzie, którzy uważają że wieloletnia odsiadka to za mało jak na ilość żyć, które odebrał. Może na pozór historia brzmi zbyt banalnie, ale jest w stanie zaskoczyć widza. Nieprzewidywalny jest szczególnie wątek młodego strzelca, który szczyci się tym, że jest szybki i nie chybia. Swoje umiejętności pokazuje jednak jako gwiazdor objazdowego show, a nie jako prawdziwy rewolwerowiec. Twórcom udało się przemycić do filmu okrutną prawdę o branży rozrywkowej. Niezbyt odkrywczą, ale w westernach rzadko spotykaną. Dawne gwiazdy w jednej chwili są spychane z piedestału, a ktoś kto kiedyś był wyklętym zabójcą po latach zdobywa popularność i staje się chętnie oglądaną gwiazdą, niemalże idolem, choć wcześniej miał problem ze znalezieniem pracy. Pojawia się również wątek miłosny – jest nienachalny i dobrze poprowadzony.

W obsadzie (oprócz wspomnianego Price’a): Clint Walker (Posey z Parszywej dwunastki), Anne Francis (Czarny dzień w Black RockSzkolna dżunglaZakazana planeta) i Paul Hampton (współautor piosenki Sea of Heartbreak i odtwórca głównej roli w Dreszczach Davida Cronenberga). Reżyser Robert Sparr, specjalizujący się w produkcjach telewizyjnych, zdążył przed swoją przedwczesną śmiercią w 1969 nakręcić tylko trzy filmy kinowe.

Niech bestia zdycha (1969), reż. Claude Chabrol

„Człowiek i bestia muszą umrzeć, a wyższość jednego nad drugim jest zerowa, albowiem wszystko jest marnością”. Ten cytat z Księgi Koheleta zainspirował irlandzkiego pisarza Cecila Day-Lewisa (ojca Daniela) do napisania powieści The Beast Must Die (1938), pod którą podpisał się pseudonimem Nicholas Blake. Książka została dwukrotnie przeniesiona na ekran – najpierw Román Viñoly Barreto nakręcił na jej podstawie film w Argentynie, potem motywy utworu zaadaptowali Francuzi Claude Chabrol (reżyser) i Paul Gégauff (scenarzysta). W roku 1969 miały premierę dwa filmy Chabrola – drugi, Niewierna żona, także jest godny uwagi i niestety mniej dzisiaj znany od remake’u, czyli od filmu Niewierna (2002) w reżyserii Adriana Lyne’a.

Niech bestia zdycha (Que la bête meure) to esencja stylu reżysera. Fabuła okazała się idealnym pretekstem dla przedstawienia w krytycznym świetle obywateli należących do mieszczaństwa, ukrywających za fasadą tradycjonalizmu i ustabilizowanego życia cynizm, grubiaństwo i obłudę. Punktem wyjścia jest dramatyczna sytuacja – dziecko zostaje zabite przez nieostrożnego kierowcę. Początkowo ojciec postępuje zgodnie z logiką naszego świata, czyli prosi o pomoc policję, ale szybko okazuje się, że będzie musiał podążyć logiką filmową, czyli szukać sprawcy na własną rękę w celu dokonania zemsty. Jednak główny bohater nie jest Charlesem Bronsonem i jego dochodzenie oraz działanie prowadzą w zupełnie zaskakujące rejony. W efekcie otrzymujemy poruszający kryminał psychologiczny o przewrotnej i cynicznej wymowie. Trudne do sklasyfikowania dzieło, pomysłowo igrające z gatunkowymi kliszami i oczekiwaniami widza. Pomiędzy bohaterami (Michel Duchaussoy, Caroline Cellier, Jean Yanne) jest napięcie sugerujące, że coś tu musi wybuchnąć. Historia zaczęła się od śmierci i wszystko wskazuje na to, że śmiercią musi się skończyć.

Paroxismus / Wenus w futrze (1969), reż. Jesús Franco

Wbrew tytułowi nie jest to adaptacja Wenus w futrze (Venus im Pelz, 1870) Leopolda von Sachera-Masocha, austriackiego pisarza, od którego wywodzi się termin „masochizm”. Adaptacji tego utworu dokonali między innymi Massimo Dallamano (Le malizie di Venere, 1969) i Roman Polański (La Vénus à la fourrure, 2013). Natomiast Jesús Franco i współscenarzysta Malvin Wald (autor słynnego paradokumentalnego kryminału policyjnego Nagie miasto z 1948 roku) stworzyli zmysłowy surrealistyczny thriller o obsesji, miłości i zemście, który ze względów marketingowych otrzymał tytuł kontrowersyjnej powieści. Ale wybrano go na pewno nie losowo, gdyż główną bohaterką jest kobieta o urodzie boskiej Wenus, okrywająca swoje ciało białym futrem. A pod koniec można nawet usłyszeć piosenkę Venus in furs will be smiling.

Film jest koprodukcją brytyjsko-włosko-niemiecką w reżyserii Hiszpana oraz z udziałem amerykańskiego aktora Jamesa Darrena (Spyros Pappadimos w Działach Navarony). Do produkcji zaangażowano również jazzową piosenkarkę Barbarę McNair, co raczej nie było przypadkiem z uwagi na to, że jazz pełni tu istotną funkcję. Główny bohater jest trębaczem, a ścieżkę dźwiękową stworzyli Manfred Lubowitz i Mike Hugg, członkowie zespołu Manfred Mann. Wykorzystano także utwory Stuarta Phillipsa i Keitha Mansfielda, a w czołówce można usłyszeć nastrojowy motyw Marco Polo autorstwa Syda Dale’a. W obsadzie są Brytyjczycy Dennis Price (Szlachectwo zobowiązuje, 1949) i Margaret Lee. Ta ostatnia ma w dorobku 11 wspólnych filmów z Klausem Kinskim. W omawianym filmie także wystąpiła u jego boku. Pierwsze skrzypce zagrała jednak Austriaczka Maria Rohm, żona producenta Harry’ego Alana Towersa.

Z perspektywy czasu Jesús Franco jest oceniany na ogół bardzo krytycznie. Pierwsze co zwraca uwagę w jego filmografii to pokaźna ilość tytułów, jako reżyser podpisał około 200 filmów, co dobitnie podkreśla, że był to rutyniarz, dla którego celem był regularny przypływ gotówki, a nie zdobywanie jak największej ilości gwiazdek w recenzjach. Ale to nie znaczy, że zawsze odwalał chałturę. Skoro kręcił tak dużo, to znaczy że miał ku temu odpowiednie zdolności i mając do dyspozycji dobrą historię, potrafił z niej wiele wyciągnąć. Jednym z dowodów na poparcie tej tezy jest omawiany w tym miejscu film.

Paroxismus to intrygujący mix romansu, perwersji, oniryzmu i ghost story wymieszanej z motywem zemsty. Warstwa muzyczna i strona wizualna współtworzą osobliwy halucynacyjny nastrój. Nie ma pewności czy to, co oglądamy na ekranie nie jest przypadkiem wytworem umysłu bohatera, który ma prawdopodobnie problemy z psychiką. Za sprawą Marii Rohm oraz m.in. jej lesbijskiej sceny z Margaret Lee film jest bardzo zmysłowy i jednocześnie tajemniczy. Mało wiemy o bohaterach, a jednak historia wciąga i zaskakuje. Właściwie to niewiele się dzieje, bo i tempo jest nieśpieszne i scen typowo horrorowych brakuje i momentami przypomina to melodramat z dodatkiem erotyki i golizny, a jednak trudno reżyserowi odmówić finezji, ambicji i ciekawych pomysłów wizualnych.

Pełnia życia panny Brodie (1969), reż. Ronald Neame

Największym sukcesem kasowym Ronalda Neame’a pozostaje dramat katastroficzny Tragedia Posejdona (1972), ale pod względem artystycznym najwyżej jest oceniany komediodramat Pełnia życia panny Brodie. Został on zrealizowany na motywach sztuki scenicznej wystawianej w Londynie w 1966 roku, w której zagrały Vanessa Redgrave i Olivia Hussey. Autorką sztuki, a także scenarzystką filmu, jest Jay Presson Allen, która swój tekst napisała w oparciu o powieść szkockiej autorki Muriel Spark. Sztuka trafiła także na Broadway, a odtwórczyni tytułowej roli Zoe Caldwell otrzymała za swój występ nagrodę Tony. Co ciekawe, w londyńskim spektaklu główną rolę zaproponowano najpierw Maggie Smith, która ze względu na inne zobowiązania musiała odmówić. Zastąpiła ją Vanessa Redgrave i to właśnie jej zaproponowano potem powtórzenie roli w adaptacji filmowej. Tym razem to Redgrave odmówiła i dzięki temu Maggie Smith przejęła rolę i zdobyła za nią swojego pierwszego Oscara.

Akcja rozgrywa się w szkole dla dziewcząt w Edynburgu w latach 30., gdzie młoda nauczycielka Jean Brodie stosuje nietypowe metody nauczania i faworyzuje cztery uczennice. Co w jej zachowaniu jest nietypowego, sprzecznego z zasadami placówki? Otóż jest ona zafascynowana faszystowską ideologią i reprezentującymi ją przywódcami. Zbiera m.in. fundusze na działalność generała Franco. Nikt jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że jej słowa mogą być niebezpieczne, szczególnie że słuchają ją niedojrzałe dziewczyny potrzebujące jakiegoś autorytetu, który wskazałby im właściwą drogę.

W czołówce reżyser zasugerował, że wejście każdego aktora nie jest przypadkowe, tylko zaplanowane co do sekundy. Ale większość śladów łączących film z teatralnym manieryzmem udało się zatrzeć. Pełnia życia panny Brodie to znakomity brytyjski dramat, który toczy się jak wiele klasycznych angielskich produkcji, czyli dość flegmatycznie. Fabuła zmierza jednak do emocjonującej kulminacji, która nie pozostawia widza obojętnym. Przemyślana jest strona wizualna – tak ją rozplanowano, by oddać klimat epoki. Warto szczególnie docenić kostiumy zaprojektowane przez Elizabeth Haffenden i Joan Bridge. Od strony muzycznej film też nieźle się prezentuje, a piosenka Roda McKuena pt. Jean została wyróżniona nominacją do Oscara. Wbrew pozorom nie jest to jednak popis tylko jednej aktorki – oprócz Maggie Smith wspaniałą kreację stworzyła Pamela Franklin jako Sandy, a ich ostatnia wspólna scena dowodzi, że młodsza wcale nie ustępowała starszej koleżance talentem. Dlatego to niesprawiedliwe, że o Pameli Franklin już mało kto dziś pamięta, a ma ona w dorobku kilka naprawdę udanych występów, głównie w thrillerach (W kleszczach lękuNianiaDom matkiAnd Soon the DarknessLegenda piekielnego domu).

Świadek (1969), reż. Péter Bacsó

Do oficjalnej dystrybucji film trafił dopiero w 1979 roku, czyli 10 lat po nakręceniu. Chociaż Ministerstwo Kultury nadzorowało produkcję i zarządziło dokonania zmian w scenariuszu, efekt końcowy wciąż był na tyle kontrowersyjny, że zdecydowano się odłożyć materiał na półkę i zakazano rozpowszechniania. Świadek to węgierska komedia, satyra na reżim stalinowski lat 50. W kraju, w którym powstała, jest to produkcja równie kultowa, co w Polsce filmy Stanisława Barei. Z humorem, ale i doskonałym wyczuciem, obnażono absurdy ówczesnej rzeczywistości.

Dużo tu momentów mocno zapadających w pamięć, zabawnych i jednocześnie bardzo gorzkich i smutnych. Wspomnę choćby o takich scenach jak ta, w której minister próbuje bronić przyjaciela przed aresztowaniem, lecz zamiast tego przyczynia się do jego zguby, albo gdy bohater przed rozprawą otrzymuje przypadkiem pismo z wyrokiem sądowym zamiast z zeznaniem świadka, co jest jasnym przekazem, że wyroki komunistycznych sędziów były z góry ustalone.

Za wiele nie warto zdradzać, by nie psuć zabawy widzom, ale można jeszcze wspomnieć o najczęściej przywoływanym w recenzjach motywie z cytryną, którą nazywa się tutaj węgierską pomarańczą. Gdy przedstawiciel rządu mówi, że to pomarańcza, to znaczy że tak musi być nawet jeśli to nieprawda. Świetna satyra, której ostrze nie stępiło się mimo upływu 50 lat. Wciąż pozostaje aktualna i nie przestaje prowokować do rozmyślań. Zawiera także ten typ inteligentnego humoru, którego w kinie już prawie nie ma.

Zdarzenie (1969), reż. Vatroslav Mimica

Jugosłowiańska adaptacja opowiadania Antoniego Czechowa. Prosta opowieść o dramatycznej przygodzie wśród odgłosów wyjących wilków. Dziadek wraz z wnukiem idą na targowisko, gdzie zamierzają zrobić interes na sprzedaży konia. Z każdym kolejnym krokiem przybliżającym ich do celu zwiększa się ich strach, bo istnieje ryzyko napotkania wygłodniałych wilków. W drodze powrotnej, gdy bohaterowie są już bogatsi o trzy tysiące, wcale nie jest łatwiej, bo pojawia się dodatkowo ryzyko ograbienia lub nawet zabicia dla pieniędzy. Akcja toczy się wolno, ale trzyma w napięciu aż do dramatycznego finału, z którego wybrzmiewa mocny przekaz. W jednej z głównych ról wystąpił dwunastoletni Sergio Mimica-Gezzan, który w dorosłym życiu został asystentem Stevena Spielberga, m.in. przy Liście Schindlera (1993) i Szeregowcu Ryanie (1998) oraz samodzielnym reżyserem znakomitego miniserialu historycznego Filary Ziemi (2010) na motywach powieści Kena Folletta.

Znicz olimpijski (1969, prem. luty 1970), reż. Lech Lorentowicz

Jest to produkcja dość pechowa. Autor scenariusza Zdzisław Skowroński i odtwórca jednej z głównych ról Tadeusz Kalinowski nie dożyli premiery, a jedna z najlepszych scen zakończyła się poważnym wypadkiem. Mowa o brawurowym skoku z kolejki na Kasprowy Wierch, który kaskader Krzysztof Fus przypłacił pobytem w szpitalu i rehabilitacją. Twórcy mieli też pecha dlatego, że ich praca została już niemal kompletnie zapomniana, przepadła w odmętach czasu. Warto jednak znać ten film, bo mimo iż nie jest to wielkie osiągnięcie artystyczne to jest dobrym przykładem polskiego kina sensacyjno-przygodowego i przybliża widzom mało znany epizod z czasów drugiej wojny światowej. Głównym źródłem inspiracji był zbiór opowiadań Cezarego Chlebowskiego pt. Nocne szlaki. Mamy tutaj ekscytującą opowieść o polskich narciarzach, którzy podczas okupacji pełnili funkcje kurierów i przekazywali tajne informacje aż do Budapesztu. Jest motyw zdrajcy, który donosi Niemcom, są efektowne popisy narciarzy, jest nawet scena z roznegliżowanymi tancerkami niczym z Moulin Rouge. W obsadzie Wanda Neumann (Południk zeroCiemna rzeka), Edmund Fetting (Czarne chmuryW pustyni i w puszczy) oraz wspomniany już wcześniej, w kontekście przedwczesnej śmierci, Tadeusz Kalinowski, którego większość odbiorców kojarzy z rolą pułkownika w Czterech pancernych i psie.