Trzeba zabić tę miłość

W dziwne rejony zaprosił mnie reżyser Janusz Morgenstern razem z autorem scenariusza Januszem Głowackim. Z jednej strony to film mocny z równie mocnym tytułem. Trzeba zabić tę miłość sugeruje bardzo poważny ton, wisielczą niemalże atmosferę. I poniekąd film, jednocześnie aktorski debiut Jadwigi Jankowskiej-Cieślak, jest takim właśnie dramatem, w którym twórcy położyli nacisk na przedstawienie warstwy psychologicznej. Z drugiej strony tekst Głowackiego wchodzi na pole surrealistycznej komedii. W jaki bowiem inny sposób odbierać pojawienie się wielu person z Rejsu? I dodam, że te postaci w pewien sposób kontynuują swoje role (Janusz Głowacki w nakręconym rok wcześniej filmie Marka Piwowskiego był współscenarzystą). A nawet bez nich, bez tych rejsowych naleciałości, w wielu momentach, mamy tu do czynienia z czymś lekkim i komicznym.

Trzeba zabić tę miłośćTrudna miłość w ujęciu autora Rejsu.

Zatem jest to poważny dramat psychologiczny o trudnym uczuciu dwójki młodych ludzi, postawionych w tak samo trudnej sytuacji (mieszkaniowej, finansowej)? Czy raczej mamy tu do czynienia z komedią obyczajową, która wpływa w nurt filmu o dorastaniu młodych dorosłych niedorosłych? To trudne pytanie, a odpowiedź leży gdzieś pośrodku.

Ja jednak odbieram ten film jako coś przejmującego i bardzo szczerego. Tych kilka zabawnych sytuacji w żaden sposób nie przesłoniło mi dramatycznego wydźwięku z filmu, który portretuje specyficzny czas. Ten sam czas to moment, w którym człowiek chce za wszelką cenę się usamodzielnić, wyjść z domu, a nie może. Czytałbym więc obraz Morgensterna jako cios w sam ustrój i państwo, które nie dawało za wielu możliwości młodym ludziom.

Na tym zaangażowanym społecznie filmowym tle obserwujemy niezwykle dojrzałą aktorsko Jadwigę Jankowską-Cieślak, która kradnie każdą scenę. Jej partner, aktor Andrzej Malec, zdubbingowany przez Piotra Fronczewskiego (to dopiero kuriozum) wypada nieźle, chociaż i tak jako widz czekałem wciąż na Jadwigę. A cała reszta? Centralnie w punkt, jak ten angaż Tomasza Lengrena czy Jana Himilsbacha. Dwa wspaniałe występy, naturalne, uczciwe i mocne.

Wspaniała Jadwiga Jankowska-Cieślak i zaskakujące epizody.

Trzeba zabić tę miłość kryje w sobie jednocześnie wiele niespodzianek. Martin Scorsese wypowiadał się o filmie Morgensterna jako o arcydziele. Czy amerykański reżyser ma racje? Jest to na pewno film szczególny, czasem zabawny, często smutny, ale najczęściej zaskakujący choćby przez swoją formę. Huśtawka nastrojów jest tu bardzo wyraźna, tak samo jak teoretycznie chaotyczna forma przekazu. Jak bowiem nazwać te montażowe triki, gdy widzimy przebitki z innych scen filmowych, które w ogóle nie wpadają w narracyjny ciąg? To wygląda prawie jak flashback postaci, która jest akurat na ekranie. Zaskakujący pomysł.

Trzeba zabić tę miłość

Trzeba zabić tę miłość dzisiaj wygląda bardzo świeżo. Kłopoty ze zdobyciem własnego lokum wciąż istnieją. Problemy więc się nie zmieniły, tak samo jak nie zmieniły się międzyludzkie stosunki. Miłość, akurat tę, rzeczywiście trzeba zabić. Filmowa Magda jeszcze znajdzie na nią czas. Teraz wypada być brutalnym i niekoniecznie sugerować się metaforą, która przebija w trakcie filmu. To powracający wątek z psem, który nie chce się odczepić od nowego właściciela. Ślepa miłość istnieje, ale niekoniecznie skierowana jest w dobrą stronę.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 92 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Janusz Morgenstern
Scenariusz: Janusz Głowacki
Obsada: Andrzej Malec, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Barbara Wrzesińska, Jan Englert, Tomasz Lengren, Jan Himilsbach
Zdjęcia: Zygmunt Samosiuk
Muzyka: Bohdan Mazurek