Umysł Marka DeFriesta

Kim jest Mark DeFriest? Nikim szczególnym, kiedyś szarym obywatelem. To mógł być typowy John Smith. A jednak jego historia jest przerażająca i daje wgląd w to, jak niezwykle ważna jest instytucja biegłego sądowego i orzeczenie psychiatry. I ile krzywdy można uczynić człowiekowi jedną decyzją. Bo Mark trafił do więzienia za kradzież (kuriozalna w rzeczy samej sprawa, wspomnę jeszcze o tym) na kilka miesięcy, a przesiedział w nim większą część swojego życia. Dlaczego? Bo nie był w stanie dostosować się do reguł. Był niepokorny nie dlatego, że się świadomie buntował i był głupi (a był, a w zasadzie jest, bardzo inteligentny), a raczej z takiego samego powodu z jakiego dyslektycy robią błędy przy czytaniu bądź pisaniu.

Mark DeFriest żyje, wyszedł w końcu z więzienia. Udało mu się to zrobić (dzięki wsparciu prawników i rodziny) w 2019 roku. To pierwsze co zrobiłem po seansie filmu dokumentalnego z 2014 roku, sprawdziłem sytuację mężczyzny dzisiaj. Twórcy z chwilą złożenia materiału jeszcze o tym nie wiedzieli, DeFriest miał ciągle przedłużany wyrok, kolejne wykroczenia za kratkami dodawały kolejnych miesięcy. A wszystko zaczęło się w 1980 roku. To właśnie wówczas, według testamentu Mark odziedziczył jakąś część spadku po zmarłym ojcu. Testament nie wszedł jeszcze w życie, a Mark w tym czasie zabrał narzędzia należące do ojca, a więc w świetle prawa je ukradł. Wezwana przez macochę policja musiała chłopaka aresztować. Od tego momentu zadziałał efekt kuli śnieżnej. Głównie niesubordynacja, bo człowieka z takim schorzeniem utemperować się nie dało, ale wlepiać kolejne kary i owszem.

Ta sprawa jest przerażająca, ale nie chciałbym żeby do seansu zwabiło Was to, że Mark DeFriest miał przydomek Houdini z Florydy. Przydomek wziął się stąd, że facet miał po prostu niewyobrażalny dryg do ucieczek. To taki MacGyver za kratkami (urządzenia elektroniczne montował w wieku dziecięcym). Co z tego, skoro zawsze lądował tam skąd uciekał z coraz to wyższym wyrokiem. Nie to stanowi o istocie dokumentu w reżyserii Gabriela Londona. Istotą jest zła diagnoza biegłego sądowego, która Marka pogrążyła. Biegły uznał DeFriesta za poczytalnego, ale on był chłopakiem, który po prostu pakował się w tarapaty, a ze swoją psychotyczną naturą, nie miał szans inaczej funkcjonować.

To jest meritum sprawy, bo jakby się nie starał, a starał się jak cholera, nie mógł utrzymać swojego rozszalałego umysłu na wodzy. Zawsze się stawiał, nie wykonywał prostego polecenia ile by razy ktoś mu nie przyłożył pałką przez głowę. Ostatecznie, pod koniec dokumentu, ten sam biegły, po 30 latach przyznał, że diagnoza była błędna, a jedynym ratunkiem może być dla Marka terapia psychotropowa (sam aktywnie działał na rzecz uwolnienia bohatera dokumentu). Cóż z tego. 40 lat w odosobnieniu zrobiło swoje. Konkrety? Wszystko, co możecie sobie wyobrazić w najodleglejszych kręgach piekielnych. Od gwałtów, po tortury. Cały zakres usług oferowanych przez najcięższe ośrodki karne.

Na koniec jeszcze krótkie info na temat formy dokumentu. Realizacyjnie jest nietuzinkowo. Mamy oczywiście masę wywiadów, widzenia z osadzonym, wspomnienia, wgląd w policyjne kartoteki. Dynamizm podkręcają animacje. Tutaj wchodzi do gry agresywna kreska, wgląd niejako w to, co dzieje się z Markiem. I jest jeszcze jego głos z offu, częściowa narracja prosto z jego trzewi. I są to słowa bolesne, ale i pierwszorzędnie sklejone, mocne, trafiają w czułe punkty, mogłyby służyć za literacką podstawę jakiejś mrocznej książki i płynie z nich dużo siły.

Polecam.

Patryk Karwowski
Czas trwania: 100 min
Gatunek: dokumentalny
Reżyseria: Gabriel London
Scenariusz: Gabriel London
Obsada: Mark DeFriest
Zdjęcia: Eric Koretz, William Charles Moss, Andreas Wagner
Muzyka: Ronan Coleman
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?