Miasto na wzgórzu – sezon trzeci

Narzekałem na drugi sezon Miasta na wzgórzu głównie za jego poboczne wątki, które mnie jako widza nie angażowały. Czyżby twórcy serialu trafili na moje blogowe utyskiwania? Być może, bo naprawili wszystko co się tylko dało i znowu mogę ocenić opowieści o bostońskich zbrodniach jako bardzo dobre. Czytając recenzje sezonu trzeciego jesteście już po seansie dwóch poprzednich, więc w temacie z pewnością siedzicie. John „Jackie” Rohr, który rzucił robotę w FBI w finale sezonu drugiego jest już prawdziwym utrapieniem dla żony. Jednak łatwo mu wejść na ambicję, a jako że Rohr koneksje ma szerokie, szybko podłapuje fuchę u legendy FBI, emerytowanego agenta Sinclaira Drydena (Corbin Bernsen). Sinclair w pierwszych latach służby, ale i również później, był dla Jackiego mentorem. Sinclair nie kształtował moralnych kręgosłupów, a raczej wyposażał agentów w narzędzia, które pozwalały im przetrwać. I Jackie dzięki tym naukom przetrwał bardzo długo, a że swój kręgosłup moralny miał na miejscu (choć był i jest krzywy, brzydki, poskręcany) nie mógł stać z boku patrząc na nieprawości swojego nowego przełożonego.

Pierwszą istotną poprawą twórców względem sezonu drugiego było oddanie palmy pierwszeństwa Rohrowi. To on, ten pyskaty łajdak, wypełnia każdy akapit scenariusza, pomimo kilku innych wątków w serialowym mieście. Jednak nawet na te wątki poboczne pada cień Rohra. Były agent uosabia wiele podłych cech, ale jednego nie można mu odmówić. Działa skutecznie w imię wyższej sprawiedliwości nawet jeżeli po drodze wielu ludzi cierpi. Wciąż ma swoje słabości, ulega żądzom, kłania się używkom. Wprawdzie nie ma już odznaki, ale nie stanowi to przeszkody, by ponownie skumać się z prokuratorem DeCourcym (Aldis Hodge).

Motywem przewodnim jest zbrodnia, która stanowi odbicie głośnej sprawy, która wciąż wypełnia nie tylko amerykańską przestrzeń publiczną. Oto szanowana figura w mieście, poważana i darzona sympatią przez większość lokalnej społeczności dopuszcza się w domowym zaciszu gwałtów na młodych dziewczynach. Schemat jest prosty. Odurzone dziewczyny (w różny sposób zjawiały się w posiadłości Sinclaira) po akcie nie pamiętały co się stało, a jeżeli zdawały sobie z tego sprawę, szybko były uciszane groźbami, pieniędzmi, a i dochodzenie swoich praw było niezwykle utrudnione przy tak szanowanej personie. Przypadek jako żywo przypomina proces Billa Cosby’ego, który dopuszczał się podobnego procederu. Niestety skala przestępstw Cosby’ego jest dużo większa i niestety nie spotkał na swojej drodze Rohra.

Gdy jednak piszę o tym głównym nurcie serialowej rzeki i opisuje niezmiernie ciekawy przypadek byłego agenta (to przyjemność móc go obserwować i analizować) ciągle mam też na uwadze ważne tło i bohaterów pobocznych. Ważna jest więc żona Rohra, która wyciąga coraz więcej rodzinnych brudów. Istotna jest sprawa żony DeCourcy’ego, może mniej atrakcyjny jest wątek policjanta Chrisa Caysena (Matthew Del Negro).

Wszystkie osiem epizodów trzeciego sezonu trzyma jednak bardzo wysoki poziom. Kevin Bacon bryluje i daje aktorski popis. Ośmielę się napisać, że to ten występ, który należy do najlepszych dokonań aktora. Jego postać to antybohater zamknięty w prawdziwym gliniarzu bohaterze, stąd więc wypływa nasz dziwny do niego stosunek. Od pogardy do szacunku, od irytacji po zrozumienie. Miasto na wzgórzu z trzecim sezonem nie zamyka historii, bo wiele wątków można wciąż ciągnąć. Serial, którego współproducentami jest Ben Affleck i Matt Damon zbiera wysokie oceny wśród widzów i krytyków, niestety nie przekłada się to na oglądalność, która ustawicznie spada. Co jest więc nie tak z Miastem na wzgórzu? To znowu Rohr, którego większość widzów z pewnością nie polubiła, ciężko się ogląda jego wybuchy i niecne zagrania. A jednak trzeba zrozumieć, że (być może) tylko w takich ludziach jest nadzieja na to, że będą trzymać zbrodnie za pysk, nawet kosztem własnych relacji z tym uczciwym i porządnym światem

Patryk Karwowski
PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?