Mniej popularne filmy, które gracze pokochają
|Stworzenie listy najlepszych filmów na podstawie gier wideo staje się coraz trudniejsze z roku na rok. Wynika to z faktu, że studia filmowe coraz bardziej dbają o to, aby wypuszczać wierne adaptacje ulubionych tytułów graczy. „Skoki na kasę” zdarzają sie coraz rzadziej, dlatego w tym wpisie skupimy się na przedstawieniu tylko i wyłącznie takich filmów, które mimo swojej mniejszej popularności nadal warto zobaczyć. Sprawdź, które mniej popularne filmy o grach da się pokochać.
Super Mario Bros (1993)
Ten film zasługuje na miejsce w tym rankingu głównie za sprawą, że jest tak cudownie dziwaczny. Nie jest to w żadnym wypadku dobry film w normalnym rozumieniu tego słowa. Dzieje się tak, ponieważ twórcy tego „dzieła” postarali się o dodanie do filmu jak największej ilości dziwacznych scen. Już sam fakt, że ktoś próbuje przenieść grę o skaczącym hydrauliku na ekran kinowy brzmi absurdalnie – nikogo nie powinno więc dziwić, że efekt końcowy jest dokładnie taki sam.
Dlaczego warto więc zobaczyć ten film, skoro jest aż tak dziwny? Naszym zdaniem właśnie dlatego. Jest to typowy film z gatunku „guilty pleasure”, który warto zobaczyć i po prostu pośmiać się z tego, jak asburdalne pomysły zawarli w nim scenarzyści. Film jest sporządzony w chaotyczny i w sporej części bezsensowny sposób, co czyni go mniej filmem, a więcej sztuką w formie przedstawienia na dużym ekranie.
Street Fighter (1994)
Co prawda seria bijatyk jest znana graczom bardzo dobrze, ale nie da się ukryć, że film przeszedł bez większego echa nawet w swoich czasach. Teraz prawdopodobnie trzeba byłoby szukać ze świecą graczy, którzy w ogóle wiedzą o jego istnieniu. Naszym zdaniem nie jest to jednak złe widowisko. Gracze, którzy zapoznani są ze światem Street Fighter mogą mieć sporo przyjemności przy jego oglądaniu. Jest to przeuroczy film, który nie boi się stawiać na banały i kicz, aby dotrzeć do finału.
Street Fighter nie próbuje być czymś więcej, niż jest w rzeczywistości. Film został w końcu oparty na grze, w której jedyne co robi gracz, to uczestniczy w bijatykach. Nie inaczej jest więc na ekranie – mamy tutaj sporo walk i to właśnie one są głównym celem filmu. Nie bez znaczenia jest ponadto fakt, że w jedną z głównych ról wcielił się sam Jean-Claude Van Damme, który naprawdę daje radę i ciągnie ten film do góry. Znalazło się nawet miejsce na rolę dla Kylie Minogue.
Seria Street Fighter jest popularna po dziś dzień i nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że wylądowała nawet na witrynach kasyn online w formie automatu. Jeśli interesują was automaty, które czerpią garściami ze świata gier, zachęcamy do sprawdzenia oferty play Casino 21. Macie tutaj sloty online, które są dostępnie nie tylko w wersji na pieniądze – gracze mogą pobawić się automatami także za darmo. W Casino 21 znajdziecie grę Street Fighter 2: The World Warrior.
Doom (2005)
Skoro sięgamy po filmy, które są niezbyt popularne w obecnych czasach, nie możemy również pominąć adaptacji gry Doom. Ta niezwykle popularna strzelanka w latach dziewięćdziesiątych zyskała ogromne rzesze fanów, przez co logicznym następstwem wydawało się stworzenie powiązanego filmu. Doom, jak to zazwyczaj bywa w świecie gier, nie jest arcydziełem i absolutnie nie można go traktować jako film aspirujący do takiego miana.
Jest to ogólnie rzecz ujmując przyjemna, głupawa przygoda, w której gracze mogą nacieszyć się choć w odrobinę interesującej próbie przeniesienia potworów z piekła rodem na wielki ekran. W pewnym momencie film idzie nawet o krok dalej i przechodzi w tryb kamery z pierwszej osoby, przypominając to, jak wygląda rozgrywka w grze komputerowej. Jeśli to nie brzmi dla was w ogólnym rozrachunku specjalnie zachęcająco, być może zaciekawi was to, jak w głównych rolach sprawdzili się w tym filmie Dwayne Johnson i Karl Urban.
In the Name of the King: A Dungeon Siege Tale (2007)
Reżyserem tego filmu był Uwe Boll. Czy musimy dodawać więcej? Jest to absurdalna próba przeniesienia popularnej serii gier Dungeon Siege na wielki ekran filmowy. Dlaczego absurdalna? Ano dlatego, że reżyser znany z wypuszczania absolutnych badziewi zdołał uzbierać jakimś cudem 60 milionów dolarów na stworzenie tego filmu. Jak można być na tyle szalonym, żeby dać mu tyle kasy, tego nie wie nikt. Nie zdziwi was pewnie fakt, że film okazał się totalną klapą finansową, zarabiając niecałe 14 milionów dolarów.
Ale czy to oznacza, że film prezentuje się tragicznie? I tak, i nie. Przyglądając się jego ocenom, jest to standardowe „dzieło” na podstawie gier – kiczowata próba przeniesienia świata danej gry wideo na ekran. Naszym zdaniem nie wypada to jednak tak tragicznie, o ile zaakceptujemy wszechobecny kicz i banały w tym filmie. Jest to dobra zabawa typu „guilty pleasure” i z tego względu warto zobaczyć, co Uwe Boll zaserwował swoim fanom. Znalazło się tutaj nawet miejsce na Jasona Stathama, Rona Perlmana czy Johna Rhys-Daviesa.