W lesie dziś nie zaśnie nikt 2

W poszukiwaniu polskiego horroru

Nowe W lesie dziś nie zaśnie nikt zaczyna się od mocnego gatunkowego uderzenia. Ubrany niczym Psycho Cop (bohater B-klasowych horrorów wydanych na VHS pod tytułami Szalony Glina z 1989 roku i Powrót gliniarza-mordercy z 1993 roku), twardziel z kamienną twarzą i naładowaną strzelbą wchodzi na przyjęcie arystokratów – wampirów (scena przypominająca kadr z Wywiadu z Wampirem), by uwolnić więzioną przez nich młodą kobietę. Następnie bohater, niczym Blade Wieczny Łowca, z łatwością pokonuje wszystkie krwiożercze bestie i uwalnia dziewczynę, która ląduje w jego ramionach. Wspomniana scena jest zarazem estetyczno-artystyczną obietnicą złożoną przez twórcę, jak i najlepszym kluczem interpretacyjnym najnowszego filmu Bartosza M. Kowalskiego. W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 to dzieło bardzo autotematyczne. To napisany prosto z serca list miłosny do kina gatunkowego, a zarazem pokaz nieposkromionej, szalonej, artystycznej wyobraźni twórcy. Kowalski nie odcina kuponów od pierwszej części, nie bierze też jeńców. W rezultacie jego najnowsze dzieło to obraz, który podzielił zarówno widzów jak i krytyków. Dla jednych W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 to odważna i bezkompromisowa zabawa filmową konwencją, dla drugich – ekstremalny przykład złego, obrzydliwego i kiczowatego kina. Co zrobić, kiedy obie strony mają rację?

Powrót do lasu

Wspomniana walka z wampirami i ratowanie damy w opałach okazują się jedynie marzeniem sennym śnionym przez Adama Adamca (Mateusz Więcławek) młodego, prowincjonalnego policjanta z Podlasia. Adaś – jak nazywają go wszyscy – skrycie podkochuje się w koleżance z pracy, Wanessie (Zofia Wichłacz), lecz ona tratuje, nieco ofermowatego kolegę, jak powietrze. Przełożony Adasia, sierżant Waldemar Gwizdała (znakomity Andrzej Grabowski) wykorzystuje chłopaka do kupowania sobie hot-dogów i traktuje z dużą dozą lekceważenia. Wkrótce młody policjant, zamiast walczyć z potworami z fantazji, będzie musiał zmierzyć się z nimi w rzeczywistości. Jedyna ocalała z masakry dokonanej przez potwornych bliźniaków Zosia (Julia Wieniawa-Narkiewicz) trafia na komisariat, gdzie stara się szukać pomocy. Niestety dla dziewczyny, Gwizdała nie wierzy w opowiedzianą przez nią historię i postanawia zarówno ją, jak i domniemanych sprawców zbrodni umieścić w celach. Wkrótce potem doświadczony policjant nie mogąc poskładać (ani tym bardziej zrozumieć), co naprawdę wydarzyło się w tytułowym lesie, udaje się z Zosią jeszcze raz na miejsce zbrodni, by dokonać wizji lokalnej. Gdy ta dwójka znika bez wieści Adaś i Wanessa postanawiają sprawdzić, co się stało. Na miejscu okazuje się, że kolejni ludzie tracą życie, a w złowieszczym lesie może czaić się kolejny potwór. Przy wsparciu wezwanej na pomoc dwójki żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej, Mariusza i Sławka ( (Sebastian Stankiewicz i Robert Wabich), bohaterowie ruszają do lasu, by wytropić bestię zanim ta dopadnie kolejne osoby. Czy jednak w środku nocy, nie przeczuwając z czym w istocie przyjdzie im się zmierzyć, będą faktycznie myśliwymi, czy może raczej kolejną zwierzyną łowną?

Slasher i polityka

Nie łatwo jest recenzować najnowszy obraz Bartosza M. Kowalskiego, gdyż w przypadku W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 nie mamy do czynienia z jednym filmem, lecz z dwoma. Pierwszy jest klasycznym sequelem zrealizowanym według starej zasady „więcej, mocniej, głośniej”. Mamy więc więcej trupów, znaczne podkręcenie ekranowej przemocy oraz więcej znanego z pierwszej części absurdalnego humoru. Tym ostatnim reżyser zdążył już ściągnąć na siebie gniew świata polityki. Karykaturalne i prześmiewcze przedstawienie w filmie żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej nie spodobało się dwóm politykom aktualnie rządzącej Polską formacji, którzy zarzucili twórcom „plucie na mundur żołnierza polskiego”. Robert Telus nawoływał do „wyciagnięcia odpowiedzialności” wobec producentów filmu, a Jan Mosiński wezwał do bojkotu filmu, twierdząc, iż wszystkie media powinny „stanąć murem za mundurem” i „ każdy z nas, Polaków, który ma odrobinę patriotyzmu w sercu, a takich osób jest bardzo dużo, także młodych, powinien to zbojkotować”. Sam Kowalski, który karierę reżyserską zaczynał od kręcenia kina zaangażowanego społecznie, jak przystało na twórcę o takim profilu, nigdy nie bał się polityki i niejednokrotnie w swoich filmach (często właśnie w formie prześmiewczej) pozwalał sobie na polityczne komentarze. Tak było choćby w przypadku pierwszej części W lesie dziś nie zaśnie nikt i tak jest również w kontynuacji. W jednej ze scen, gdy zamknięci w domu bohaterowie zamiast z sobą współpracować rzucają się sobie do gardeł, Adaś krzyczy: „Co wy robicie? Jak się podzielimy, jak się rozdzielimy i każdy pójdzie w swoją stronę, jeden w lewo, drugi w prawo to nie przetrwamy. Trochę empatii”. Jest to dość czytelny komentarz do temperatury sporu politycznego w naszym kraju, która często powoduje zanik jakiejkolwiek strefy wspólnej, co jest druzgoczące dla życia społecznego. Na tego typu komentarze reżyser pozwala sobie w ciągu filmu jeszcze kilkukrotnie. Ale bez obaw. Twórca nie zapomina, że kręci przede wszystkim krwawy, samoświadomy horror B-klasowy i tym przede wszystkim jego film jest. Jak już wspominałem, do połowy Kowalski kręci go zgodnie z hollywoodzkimi zasadami kręcenia sequeli. Jeśli zatem podobała się wam pierwsza część, to dostaniecie jeszcze więcej tego samego. Aż tu nagle…

Dwa filmy

Mniej więcej w połowie filmu reżyser decyduje się na bardzo efektowny twist fabularny, który jest nie tylko bardzo zaskakujący, ale również zupełnie zmienia optykę całej historii. Nagle z opowieści o grupie ludzi w lesie osaczonych przez czającą się mroku bestię otrzymujemy love story o dwójce potworów-outsiderów, która musi się uporać z rodzącym się między nimi uczuciem oraz z rozterkami moralnymi na temat natury własnego gatunku. Od strony formalnej dokonujemy skoku od (w miarę) klasycznego slashera do autoparodystycznego slashera z elementami body horroru typowego dla kina Sama Raimiego (którego notabene Kowalski jest wielkim fanem). Nie wchodząc na niebezpieczne pole spoillerów napiszę jedynie, że pierwsza i druga połowa W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 to w pewnym sensie dwa różne filmy. Tu pokuszę się o pewną tezę: od tego, czy zaakceptujemy ten arytystyczny zabieg i jaki będzie ostatecznie nasz stosunek do niego, zależy w dużej mierze, jak ostatecznie ocenimy film. Możemy kręcić nosem na dużą liczbę fabularnych luk i niedorzeczności urągających nawet tej, z natury naciąganej, konwencji. Możemy narzekać, że dwie historie, z których Kowalski utkał swój film nie za bardzo ze sobą współgrają i w obu ich wypadkach brak jest wyrazistej puenty. Ale możemy również docenić artystyczną odwagę twórcy, który nie poszedł na łatwiznę (jak to się często przy sequelach zdarza) i stworzył dzieło zaskakujące i bardzo autorskie. Możemy docenić jego filmową erudycje – to, że kocha i rozumie filmowy gatunek, jakim operuje. Którą z tych strategii wybierzemy? To zależy od nas.

Trudna ocena

W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 jest w istocie dziełem bardzo hermetycznym. To obraz stworzony przez pasjonata gatunku i do pasjonatów gatunku kierowany. Ludzie. którzy w odróżnieniu od reżysera, nie wychowali się na amerykańskich horrorach z lat 80., mogą łatwo najnowszy film Kowalskiego odrzucić. W końcu to obraz „zbyt śmieszny na horror i za straszny na komedię”. Wypełniony masą filmowych cytatów, których brak znajomości może czynić obraz niezrozumiałym. Podobnie jak granie przez twórcę kiczowatą estetyką i (miejscami) naprawdę złym smakiem może dla niektórych widzów być odstręczające. Mnie osobiście ten groteskowy strumień świadomości bazujący na zabawie w popkulturowe skojarzenia zaintrygował. Przede wszystkim cenię jego twórczą odwagę. W końcu, czy znają państwo innego polskiego twórcę kręcącego lewie drugi film w gatunku będącym ciągle jeszcze na krajowym podwórku pewnym eksperymentem, który zdecydowałby się na taką artystyczną szarżę? Bartosz M. Kowalski podąża swoją własną ścieżką i nawet jeśli nie wszystko mu się udaje, to trzymam za niego mocno kciuki, bo takich twórców na krajowym podwórku zwyczajnie nie ma. Z pewnością odbiór W lesie dziś nie zaśnie nikt 2 da reżyserowi odpowiedź, na ile polskie kino pozwoli mu w przyszłości uruchomić swoją szaloną wyobraźnię, a na ile będzie musiał ją poskromić. Choć osobiście uważam najnowszy film Kowalskiego za dzieło filmowo nieco gorsze (choć odważniejsze) od swojego poprzednika, to chciałbym, by odniosło co najmniej taki sam sukces. Otwarte zakończenie sugeruje, że twórca ma pomysł na rozwój wykreowanego przez siebie filmowego uniwersum. Jestem bardzo ciekaw, w jaką stronę chciałby teraz pójść i chciałbym móc to zobaczyć. Jeśli mógłbym sobie czegokolwiek życzyć w związku z Kowalskim i jego dalszą drogą twórczą, to marzy mi się, by był w przyszłości twórcą bardziej empatycznym. Współczesne slashery często „karzą” tych bohaterów, którzy postępują egoistycznie, a „nagradzają” międzyludzką solidarność. W omawianym obrazie mamy (przywoływaną już w tym tekście) linijkę dialogu, która jest wielkim wołaniem o empatię, ale cóż z tego, skoro wszelka troska o innych jest natychmiast w filmie „karana”? Może zamiast ograniczać się do nawoływania warto pokazać, że dzięki międzyludzkiej solidarności łatwiej można sprostać potworom zamieszkującym ten świat?

Marek Nowak

Czas trwania: 96 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Bartosz M. Kowalski
Scenariusz: Bartosz M. Kowalski, Mirella Zaradkiewicz
Obsada: Mateusz Wieclawek, Zofia Wichlacz, Julia Wieniawa-Narkiewicz, Wojciech Mecwaldowski, Andrzej Grabowski, Sebastian Stankiewicz
Zdjęcia: Cezary Stolecki
Muzyka: Radzimir Dębski