Małe rzeczy

Sprawa zabójstwa wiąże dwójkę gliniarzy. Jeden ambitny, gwiazda mediów, z najlepszymi ocenami na roku zetknął się z seryjnym mordercą, z którym najwyraźniej nie daje sobie rady. Drugi prowadził tutaj podobną sprawę lata temu. Teraz dobija do emerytury na odległym przyczółku. Traf chciał, że stary doświadczony gliniarz musi załatwić sprawę w mieście i oczywiście zerknąć na nową sprawę. Budzą się demony, śledczy znowu wpada na trop. Młodszy stażem i ten, który po rozgrzebaniu sprawy ponownie wpada w detektywistyczny cug łączą siły i karmią się spekulacjami i podejrzeniami. Na celownik biorą jegomościa wyciętego z okładki nieistniejącego magazynu Zwyrole. Brudny, umorusany, ciągle w roboczym kombinezonie, z długimi tłustymi włosami i puszką piwa w dłoni. Jegomość przebywa raptem w trzech miejscach, w pracy, chwilę w domu i dłuższy fragment dnia w klubie ze striptizerkami (do którego nie wchodzi z kamerą reżyser John Lee Hancock, co to to nie). Jest więc podejrzany, teraz trzeba znaleźć dowody na zbrodnie dzisiejszą i tą, która chciałaby się schować pod leśną ściółką.

Już same porównania do filmu Siedem Davida Finchera zakrawają o kiepski żart, a dalej wcale nie jest lepiej. Nic nie mam do John Lee Hancocka, reżysera Małych rzeczy, ale zawsze umiejscawiam go w tej bezpiecznej strefie twórców, którzy raczej niczym widza nie zaskoczą. Wszystkie jego filmy są wyciętymi ze sztancy obrazami, które lokalny dystrybutor może brać w ciemno do swojej oferty telewizyjnej. Mogą być puszczane o każdej porze dnia i nocy i nikogo nie obrażą. Ba! Można nawet spędzić przy nich przyjemnie czas z rodziną, nawet jeżeli dotyczą pościgu za Bonnie i Clyde (The Highwaymen). Nie jest to najgorszy rodzaj kina, ale to te filmy, o których pewna grupa widzów zwykła mówić, o zgrozo, jaki to „ładny film” (Wielki MikeRatując pana Banksa). Małe rzeczy zatem to „najgwałtowniejszy” film John Lee Hancocka, ale ogląda się go tak, jakby za thriller zabrał się stały bywalec szkółki niedzielnej. I na nic zdadzą się odsłonięte zwłoki w prosektorium, bo podskórnie czuć tu fałsz, niesprawną rękę kogoś, kto nie czuje się dobrze w tym gatunku. Brak obycia z mroczną stylistyką i thrillerem jako takim odsłania kolejne mankamenty produkcji, jak chociażby chybiony casting. Mogą za tymi słowami kryć się moje uprzedzenie do dwójki głównych aktorów. Jakkolwiek to bowiem zabrzmi Rami Malek ma tak mało plastyczną twarz, że nie potrafię osobiście wyczuć w nim żadnych emocji. I chociaż według scenariusza gra tu powściągliwego detektywa, to właśnie jakikolwiek mały wybuch wygląda wręcz (wciąż w moim odczuciu), niemalże karykaturalnie. Do tego dochodzi Jared Leto, który, wydaje się, bierze rolę tylko wtedy gdy ta (rola) umożliwia mu zabawy w charakteryzatorni. A to nie jest przecież zły aktor, bo, gdy ktoś chciałby w to wątpić, polecam początki jego kariery i występ chociażby u Davida Keatinga w Ostatnie takie lato z 1996 roku. Warto nadrobić, bo to kawał doskonałej niezależnej produkcji, letniej, gorzkiej i mądrej.

Gdy więc dostałem Jareda Leto, który przed wyjściem na plan spędził długie godziny na kreowaniu swojego zewnętrznego wizerunku (ze swoją tusza jest gdzieś tak w połowie drogi do Domu Guccich Ridleya Scotta), a na dokładkę otrzymałem Mr. Robota, który wygląda i zachowuje się jak Mr. Robot to nawet Denzel Washington (solidny i na miejscu jak zawsze) nie pomógł. Śledztwo jest kuriozalne, dowody przelatują przez palce i wystarczyłby psi detektyw, by doprowadzić do rozwiązania, albo przede wszystkim do odpuszczenia fałszywych tropów. Jest sztuczny mrok, niewiarygodne relacje, troszkę ratuje całość finał (John Lee Hancock podbiera od Finchera nawet nie z tym nie kryjąc). Ale najgorsze jest to, że film jest dokładnie taki jak myśleliśmy, że będzie, bo od początku nikt nie wierzył Hancockowi, reżyserowi i scenarzyście w jednym. To się nie mogło udać i się nie udało. Plusy dla autora zdjęć (etatowy operator u Michaela Baya, John Schwartzman), który dwoi się i troi, aby uzyskać potrzebną aurę i stworzyć jakiś nastrój. Jak widać, po wynikach finansowych, widzowie również się nie nabrali na tę swoistą gatunkową rewoltę w filmografii John Lee Hancocka…

Patryk Karwowski

Czas trwania: 128 min
Gatunek: thriller
Reżyseria: John Lee Hancock
Scenariusz: John Lee Hancock
Obsada: Denzel Washington, Rami Malek, Jared Leto, Chris Bauer, Michael Hyatt, Terry Kinney
Zdjęcia: John Schwartzman
Muzyka: Thomas Newman

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?


FILM ZNAJDZIECIE W OFERCIE GALAPAGOS