Tlen

Jeżeli ktoś sądził, że Alexandre Aja wróci swoim najnowszym filmem Tlen do gatunkowego horroru, to muszę go szybko sprowadzić na ziemię. Aja, urodzony w Paryżu filmowiec, który zafundował francuskiej ekstremie jeden ze sztandarowych tytułów dla tego poczciwego nurtu (Blady strach, 2003 rok), porzucił na chwilę (miejmy nadzieję, że na chwilę) swoje główne pole zainteresowań. Próżno więc szukać w Tlenie choćby promila z makabreski, którą do tej pory Aja tak ochoczo dzielił się z widzami. Nie będzie więc ani 'french extremity’, ani animal attack, o jakimś remake’u znanego amerykańskiego horroru również zapomnijmy. Alexandre Aja nakręcił thriller sci-fi rozgrywający się w niedalekiej przyszłości. Pierwszym tytułem, który przychodzi na myśl po obejrzeniu zapowiedzi Tlenu to Pogrzebany Rodrigo Cortésa z 2010 roku, w którym główną rolę zagrał Ryan Reynolds. Aja, chociaż przekonuje w wywiadach, że bardzo lubi obraz Cortésa, stanowczo odcina się od inspiracji. Odcinać się oczywiście może, ale nie sposób tak do końca uciec od porównań. Przecież w filmie Tlen mamy podobny punkt wyjścia. Tam, amerykański kierowca ciężarówki budzi się w skrzyni, tutaj dziewczyna cierpi na zanik pamięci w komorze kriogenicznej. Pogrzebany to dobry film, ale Tlen dość szybko okazuje się być czymś zupełnie innym. Ja najchętniej porównałbym ten film do Cube Vincenzo Nataliego z 1997 roku i wszystkich obrazów, w których główny bohater poszukuje swojej prawdziwej tożsamości. Otóż dziewczyna, która budzi się we wspomnianej komorze (bardzo zaawansowanej technologicznie, w której działa system sztucznej inteligencji gotowy odpowiedzieć na każde niemal pytanie), nie wie jak się tu znalazła, nie wie również nic na swój temat. Nie wie więc czym sobie na to wszystko zasłużyła. Czy to rodzaj zemsty, może kary, a może znalazła się tu w jakimś wyższym celu?

Alexandre Aja mimo wszystko zaskakuje ambicjami, bo Tlen jest bardziej pojemny niż wydaje się to na pierwszy rzut oka. Co ciekawe, twórcę stać na więcej niż jeden zwrot akcji, a sądziłem, że rozwiązanie (i klasyczne wtf tak przecież wyczekiwane) przyjdzie dopiero w ostatnim kwadransie. Film tak naprawdę robi się jednak autentycznie ciekawy dopiero w połowie, bo do tego czasu obserwujemy kobietę raczej bez emocji i napięcia. I nawet jeżeli w tej kwestii za dużo się nie zmienia, to w pewnym momencie zaczynamy dostrzegać ważkość fabuły i to, jak istotne pytania zaczyna stawiać Aja. To nie tylko film o próbie wyjścia z kapsuły, a raczej bardzo przemyślany utwór o próbach stworzenia własnego ja, pogodzenia się z losem. Tlen to też przykład kina aktualnego i proroczego. Sytuacja z kapsułą to z jednej strony metafora izolacji w czasach pandemii i moment oczekiwania na lepsze jutro. Jeżeli ugryźć fabułę Francuza od strony kondycji współczesnego człowieka, dostaniemy całkiem niezły dramat psychologiczny. To wszystko sprawia, że Tlen w rezultacie wypada ocenić jako dobry film, który kryje w sobie dużo więcej niż tylko to, co znajduje się wewnątrz tej nowoczesnej trumny.

Czy Tlen to tylko jedna jedyna przygoda z kinem sci-fi w wykonaniu Ajy? Być może. Ja po seansie nie mam już takiego żalu do twórcy i wiem, że jako reżyser potrzebował z pewnością pewnej odmiany. Wyszło intrygująco, świeżo, a pytania, które pozostały po seansie zachęcają widza do refleksji.

Patryk Karwowski

Czas trwania: 100 min
Gatunek: dramat, sci-fi
Reżyseria: Alexandre Aja
Scenariusz: Christie LeBlanc
Obsada: Mélanie Laurent, Mathieu Amalric
Zdjęcia: Maxime Alexandre
Muzyka: Robin Coudert

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?