Jeden gniewny człowiek

Na otwarcie kin wybór miałem naprawdę spory. Mogłem zdecydować się na jeden z tych przejmujących dramatów, albo jakiś spóźniony Oscarowy hit. Jest tego całkiem dużo. I to z pewnością są piękne i ważne filmy, ale gdy zobaczyłem w ofercie „krwawe kino zemsty” firmowane przez samego Guya Ritchiego, nie wahałem się. Tak, wybrałem małomównego Stathama i jego pięści. I jeżeli kochacie mroczne kawałki o zemście gdzie klimat noir potrafi być czarny jak czereśnia, zróbcie sobie tę przyjemność. Guy Ritchie odciął się tutaj jednocześnie od zabiegów, które czynią jego filmy tak bardzo rozpoznawalne. Każdy bowiem, kto widział choć kilka jego obrazów potrafi wskazać te najbardziej charakterystyczne elementy. Kryminał kryminałem, ale „typowy Ritchie” to szybki montaż, wielowątkowa narracja, która biegnie na złamanie karku, liczne pauzy i humor (ponownie czarny). W filmie Jeden gniewny człowiek do śmiechu nam nie będzie. Guy Ritchie poszedł tym razem w wyjątkowo poważne rejony, chociaż gatunkowo trzyma się wciąż sensacji, oprychów, kryminalnego półświatka z ludźmi, którzy wolą włożyć sobie lufę rewolweru w usta i nacisnąć spust niż iść do więzienia.

Przy swoim najnowszym filmie angielski reżyser posiłkuje się scenariuszem filmu Le Convoyeur (Konwojent) Nicolasa Boukhriefa z 2004 roku. Jeden gniewny człowiek jest więc remakiem. Francuski oryginał nie zebrał najlepszych ocen i wypada wysnuć wniosek, już po seansie filmu Ritchiego, że ten wyciągnął z niego to co najlepsze.

Jeden gniewny człowiek to film o tym, pisząc już bardzo kolokwialnie, że zawsze trzeba liczyć się z konsekwencjami wykonywania brudnego i nielegalnego zawodu i że nigdy nie wiesz jaka historia stoi za konkretną, nieznaną ci osobą. Nie powinno się również w tym przypadku za dużo zdradzać z fabuły, by widzowie czerpali jak najwięcej przyjemności z seansu. Zdawkowe informacje powinny więc wystarczyć.

Zaczyna się od zbrojnego napadu na konwój z gotówką. Tak jak w Gorączce u Michaela Manna, tak i tutaj nie wszystko idzie po myśli złodziei. Giną ochroniarze, giną świadkowie. Nie widzimy dokładnie co się stało, kamera nie łapie całej sytuacji i wszystkich uczestników. Dramat z pewnością się wydarzył, są ofiary. Do incydentu wrócimy jeszcze kilka razy, a Ritchie w końcu, ostatecznie, pokaże nam feralny napad z kilku perspektyw. Zanim jednak wszystko stanie się jasne, będziemy podążać za głównym bohaterem filmu, panem H. Jason Statham zagrał więc tutaj tajemniczego, małomównego pana Hilla (szybko ochrzczonego jako H), który podejmuje pracę jako konwojent w firmie ochroniarskiej w Los Angeles. Cichociemny, skupiony, z każdej strony podejrzany. Obserwują go bacznie koledzy z pracy, mało kto jest w stanie mu ot tak zaufać. Jednak robota to robota i wozić gotówkę trzeba. Pan H oprócz tego, że do pracy się przykłada to jest najwyraźniej skupiony na czymś innym.

Męskie kino akcji? Jak najbardziej, ale tym razem bez wybuchów, spektakularnych bójek, frymuśnej choreografii (z którą Statham z pewnością by sobie poradził). Jeden gniewny człowiek to kino zemsty, neo-noir i opowieść o determinacji. Ritchie zaskakuje formułą, językiem i wspomnianą powagą. Podobało mi się przede wszystkim to, że Ritchie nie koloryzuje, traktuje świat przestępczy bardzo serio, nie stara się na siłę tworzyć bohatera pozytywnego i po prawdzie od razu wiemy, że ciężko będzie tu kogoś polubić. Również i my obserwujemy uważnie Stathama i nie bardzo mamy ochotę się do niego zbliżyć. Motywy ma wprawdzie zrozumiałem, jasne i wiarygodne, ale droga do celu jest wyboista, a przede wszystkim krwawa i bezkompromisowa. Ritchie potrafi tym samym nakreślić każdą ze swoich postaci z osobna z należytą uwagą. Wiemy czego się po nich spodziewać, kto okaże się tchórzem, a kto będzie stroić bohatera (choć są zaskoczenia). Do końca jednak nie wiemy, jak skończy się historia. Kino gwałtu i przemocy Ritchiego nie bierze tym samym jeńców, a przypomina trochę Miasto złodziei nie tylko dlatego, że chodzi tutaj o napady rabunkowe, ale głównie o koloryt zbrodni i o to, że z tymi ludźmi naprawdę nie ma żartów (świetnie odnalazł się w tym klimacie Scott Eastwood). To nie jest więc typowy Ritchie, gdzie mordercy, złodzieje, czy zwykły oprych potrafili mimo wszystko wzbudzić nutkę sympatii i zabawnie się wysławiali. Jeden gniewny człowiek przedstawia się więc jako mocny, twardy realistyczny kryminał, który nie celebruje Stathama jako gwiazdora kina akcji, a twórca trzyma się przede wszystkim reguł gatunku. Polecam

Patryk Karwowski

Czas trwania: 119 min
Gatunek: akcja, kryminał, neo-noir
Reżyseria: Guy Ritchie
Scenariusz: Nicolas Boukhrief, Éric Besnard, Guy Ritchie, Marn Davies, Ivan Atkinson
Obsada: Jason Statham, Holt McCallany, Rocci Williams, Josh Hartnett, Jeffrey Donovan, Scott Eastwood, Andy Garcia
Zdjęcia: Alan Stewart
Muzyka: Christopher Benstead

PODOBAŁ CI SIĘ TEN ARTYKUŁ? LUBISZ TĘ STRONĘ?