Koko-di Koko-da

Notka dystrybutora wskazuje w stylu Johannesa Nyholma wpływ kina Davida Lyncha i Larsa Von Triera. Ja bym dodał jeszcze dwóch młodszych stażem twórców, Ari Astera i Giorgosa Lanthimosa. Cztery nazwiska to i tak mało, bo ilu byśmy twórców nie wskazywali, ostatecznie okaże się, że szwedzki reżyser wymyka się z każdego schematu. Wymyka się tak, że pozostawia widza otępiałym i niepewnym. Nie byłem po seansie przerażony, Koko-di Koko-da nie jest bowiem wściekłą ilustracją ludzkiego bólu i cierpienia. Nie ma tu jasnej fabuły, a po seansie wiedziałem tyle samo co przed nim. Być może był to rodzaj filmowego koszmaru, a jedyne co mógłbym o nim opowiedzieć, to to, że budziłem się w namiocie, a chwilę potem byłem świadkiem i niestety uczestnikiem brutalnego najścia przez starszego pana w białym garniturze z laską i w meloniku, opasłego zapuszczonego silnorękiego i wysoką szczupłą kobietę elfa z bajki dla dorosłych.

Już sama próba nakreślenia wydarzeń nastręcza niemałych problemów. Zatrzymajmy się przy Tobiasie i Elin, którzy wciąż nie mogą się podnieść po tragicznym wydarzeniu. Trauma przeziera przez ich zachowanie, odbija się na nastroju i z pewnością powoduje, że małżeństwo wciąż jest na wojennej ścieżce. Są razem, ale czuć tą ciągłą nerwowość w gestach, zachowaniu i krótkich zdaniach, odszczekiwaniach. Jadą pod namiot, mają chyba nadzieję na odbudowanie relacji, ale dostaną coś innego. O świcie zostają napadnięci.

Koko-di Koko-da to gatunkowa wolta, surrealistyczny sen i przekorny dzień świstaka w jednym. Mało? Johannes Nyholm swój horror (który nie epatuje okrucieństwem, a tylko sugestywną, kasandryczną atmosferą) wypuścił na frywolne, awangardowe wody. Nyholm buduje swój świat z niedomówień, metafor, korzysta z animacji (to jeden z jego zawodów), a po seansie pyta się bezczelnie: „O czym był mój film?”. Ja odpowiem śmiało: „Nie wiem do końca, ale bardzo mi się podobało i chcę więcej”. Koko-di Koko-da bowiem wcale nie stawia widza rozżalonego na siebie, że ten nie wyłapał przesłania, czy choćby poukrywanych tropów. Jedynym drogowskazem jest walka o wspólną przyszłość na przekór rozgrywających się koszmarów, przewodnikiem jest biały kot, miejscem akcji las, w którym twórca buduje od postaw nowy folklor. Koko-di Koko-da to jedna z oryginalniejszych rzeczy jakie widziałem w ostatnich latach. Odważny, wyluzowany, niesamowity i wykreowany dzięki czarnej magii.
Patryk Karwowski
Czas trwania: 86 min
Gatunek: horror
Reżyseria: Johannes Nyholm
Scenariusz: Johannes Nyholm
Obsada: Peter Belli, Leif Edlund, Ylva Gallon, Katarina Jakobson
Zdjęcia: Tobias Höiem-Flyckt, Johan Lundborg
Muzyka: Olof Cornéer, Simon Ohlsson