Ad Astra

Można się było spodziewać, że Ad Astra jest o wszystkim, ale w mniejszym stopniu o kosmosie. Czy to źle? Zależy dla kogo. Dla mnie, który lubi bawić się w interpretacje (a ten film bardzo do nich zachęca), szukać odniesień (twórcy stworzyli obraz bardzo pojemny, jeżeli chodzi o sugerowane wpływy), czas spędzony w kinie na seansie Ad Astra był dwiema godzinami wspaniałej, intelektualnej i emocjonalnej rozrywki. Pierwsze najprostsze metafory pojawiają się bardzo szybko. Oto major McBride jest ostatnią nadzieją ludzkości. W tajnej misji musi polecieć na kraniec Układu Słonecznego, w okolice Neptuna, gdzie z misją zaginął 20 lat temu jego ojciec. Są podejrzenia, że żyje. Są też podejrzenia, że to przez prowadzony przez niego projekt Lima do Ziemi (i planet „po drodze”) dociera fala udarowa, która na naszej planecie objawia się silnymi kataklizmami, burzami, wyładowaniami atmosferycznymi, które dziesiątkują mieszkańców. Potentat na rynku lotów międzyplanetarnych Spacecom sugeruje, że tylko syn jest w stanie nawiązać kontakt z ojcem. Dalsze kroki są owiane tajemnicą i ściśle tajnymi klauzulami, przynajmniej na razie.

Ową metaforą jest nawiązanie kontaktu z ojcem i podróż przez miliardy kilometrów, by z kimś porozmawiać, bo przecież jeżeli do tej pory nie potrafiliśmy zamienić słowa w jednym pokoju, to nieraz trzeba przebyć taką właśnie drogę. Być może drogę ostatnią, żeby chociaż powiedzieć kilka ważnych słów, a może po prostu się pożegnać. Clifford McBride, teraz legenda i pionier tak dalekich podróży, leciał głównie po to, by szukać obcych form życia. Powtarzające się wyloty jego, a później syna, który podążył taką samą ścieżką kariery to nic innego jak ucieczki od kontaktu z najbliższymi. Praca i wyjazdy, kolejne wyzwania, szkolenia, kariera to uniki przed spadającym ciężarem odpowiedzialności za domowe sprawy. I o tym też jest Ad Astra. Czasem warto się zatrzymać, bo jak uciekniesz za daleko, to bardzo możliwe, że nie będziesz mieć do czego wracać. Jednak ilu byśmy metafor tu nie znaleźli i ilu interpretacji byśmy nie podjęli, największe wrażenie zrobiła na mnie atmosfera dzieła Jamesa Graya i echo Czasu apokalipsy Francisa Forda Coppoli. Lot majora McBride’a w celu nawiązania kontaktu z ojcem to kolejna trawestacja Jądra Ciemności. Powolne, majestatyczne szybowanie statkiem kosmicznym stanowi paralelę do podróży kapitana Willarda łodzią. Te dwa filmy łączy więcej niż myślicie. Tajna misja, halucynogenna, narkotyczna wręcz atmosfera, podobny język i operowanie narracją. Droga i przystanki czy to w obozach w dżungli czy w bazach (Księżyc, Mars) również mają wiele wspólnego. Major McBride tak jak kapitan Willard spotyka na swojej drodze cierpienie, smutek, rezygnację, wypalenie i stłamszone nadzieje. James Gray doskonale wyczuł poetykę Czasu… i przeniósł ją w wymiar kosmiczny. To się sprawdza, bo izolacja w bazach, walka o surowce, widmo zagłady, człowieczeństwo poddane próbie wygląda równie sugestywnie, jak świat w filmie Coppoli. Ad Astra to podróż rzeką gwiazd, by zrozumieć, że mamy tylko siebie.

Ale w swojej kreacji świata przedstawionego Ad Astra zachwyca nie tylko od strony fabularnej, przemyślanego scenariusza, ale i środków formalnych. Wspaniale prezentują się zdjęcia Hoyte Van Hoytema, jak i nastrojowa muzyka Maxa Richtera. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie inscenizacja czasów, jak twierdzą twórcy we wstępie do filmu, niedalekiej przyszłości. Technologia, kompleksy rozbudowanych ośrodków księżycowych, przyczółek na Marsie, ale i procesy, człowiek w ujęciu okiełznanej przez siebie techniki to hard science fiction najwyższej próby.
Ad Astra to również Brad Pitt, dla którego rok 2019 jest chyba jednym z lepszych w ostatnim aktorskim okresie. Jego major McBride to człowiek, który cały czas jest pod obserwacją, musi kontrolować swoje odruchy, poddawać się psychologicznym testom, badać swoje reakcje. Wyrusza w bardzo osobistą misję, bo władze twierdzą, że tylko on może dostać się do człowieka, który zagraża ludzkości, prywatnie ojca. Jak w tym świecie poradzą sobie uczucia, które non stop są izolowane od człowieka, usuwane i przykrywane zaawansowaną techniką? Czy można pozwolić sobie na bycie sobą i na to, by uzewnętrznić swoje obawy i pragnienia? Czy jest miejsce na tęsknotę? Do tego dochodzi aspekt samej postaci, która podąża, mimo wszystko, pewnie nieświadomie śladami ojca. Czy major McBride jest wystarczająco zmotywowany, by poprowadzić misję w kierunku sprzyjającym ludzkości? Te i inne pytania powodują, że Ad Astra to sci-fi jakiego fani tego wciąż zaniedbywanego gatunku potrzebowali.

Patryk Karwowski

Za seans dziękuję sieci kin

Czas trwania: 132 min
Gatunek: sci-fi
Reżyseria: James Gray
Scenariusz: Ethan Gross, James Gray
Obsada: Brad Pitt, Tommy Lee Jones, Ruth Negga, Donald Sutherland, Kimberly Elise
Zdjęcia: Hoyte Van Hoytema
Muzyka: Max Richter