The Happy Prince

Po wyroku skazującym za kontakty homoseksualne (dwa lata ciężkich robót w więzieniu Reading) Oscar Wilde podupada na zdrowiu, traci fundusze, opuszcza Anglię. Osiedla się na kontynencie, ale nie ma stałego adresu. Ostatnie kilka lat żyje pod przybranym nazwiskiem, klucząc pomiędzy tanimi hotelami, knajpami, ciemnymi ulicami, z kilkoma przyjaciółmi przy boku, nierzadko sam. The Happy Prince opisuje ten właśnie czas, gdy Wilde umiera na obczyźnie.

Nie pamiętam filmowego przypadku, by twórca dotknął i opisał tyle rodzajów miłości kierowanej do jednego człowieka. Miłości tragicznej w skutkach za każdym razem, chociaż zawsze szczerej. Oscara Wilde’a kochali ludzie, którzy spijali jego słowa, kochali kochankowie miłością fizyczną, kochali go jako przyjaciela i druha. Każdy ze związków występuje pod koniec drogi Wilde’a i każdy z nich przeplata się w dramatycznej narracji o rozedrganej emocjonalnie duszy.

The Happy Prince to projekt, spełnienie marzeń Ruperta Everetta. Angielski aktor teatralny i filmowy, piosenkarz, pisarz i model napisał, wyreżyserował i zagrał główną rolę w filmie, który wymagał od niego wielu poświeceń. To nie jest laurka, a szczera (też surowa) próba opisania tego co przeżywał i czego doświadczał irlandzki dramatopisarz w swoich ostatnich latach, miesiącach, dniach. Nie da się pisać o najlepszych aktorskich występach tego roku, bez wskazania tej właśnie kreacji. Rupert Everett dał popis jak na najlepszych deskach teatru poskromił słowo, mimikę, gesty i spojrzenia. Jego Wilde, chociaż przygaszony, to z wielkim słowem na dłoni, niekiedy blisko rynsztoku, wciąż potrafi zarazić tłum, porwać publiczność występem, jak w genialnej scenie, gdy bez grosza przy duszy zawładnął sercami bezimiennej tłuszczy w lokalu o co najmniej kiepskiej renomie. Pomagało mu wielu i tylko w ten sposób mógł dotrwać do kresu swych dni.

Biorąc pod uwagę, że jest to reżyserski debiut, a produkcja krążyła pomiędzy niemiecką Bawarią, Belgią a Włochami można być tylko pełnym uznania dla fachu jaki dopiero kiełkuje w ręku Everetta. Do swojego filmu zaangażował aktorów, których renoma pomoże tylko zwrócić uwagę na tytuł. Colin Firth, Tom Wilkinson, Emily Watson grając postaci historyczne w żadnym momencie nie byli w stanie przyćmić pierwszoplanowej roli. Cały drugi plan jest tutaj niezmiernie ważny, bo pokazuje przecież wszystkie przypadłości bohatera, jego namiętności, ale też życiowe porażki. The Happy Prince to niecodzienna biografia, taka bez lukru i „dobrego słowa”. Doskonale wiedziałem po seansie, dlaczego pisarz cierpiał, wiedziałem też do czego był zdolny. Zaszyty w swoich nałogach, nie potrafił żyć bez umiaru, a gdy tylko pojawiła się „okazja” był ponad stan. Niepoprawny, szczęśliwy książę.

7/10 - dobry

Czas trwania: 105 min
Gatunek: dramat, biograficzny
Reżyseria: Rupert Everett
Scenariusz: Rupert Everett
Obsada: Rupert Everett, Colin Firth, Emily Watson, Colin Morgan, Edwin Thomas, Tom Wilkinson
Zdjęcia: John Conroy
Muzyka: Gabriel Yared