Ślepnąc od świateł

„Dobrze sobie siebie wymyśliłeś” – to słowa jednego z gangsterów wypowiedziane do Kuby. Mężczyzna (w książce występował jako Jacek) rzeczywiście jest aktorem po ciemnej, kryminalnej stronie miasta. Jako diler celebrytów utkał siebie ze złudzeń i przekonania, że jest prawdziwym gangsterem. Skalkulowany na czerpanie zysków z narkobiznesu młody człowiek ze stępioną empatią jest bohaterem ośmiu odcinków serialu Ślepnąc od świateł z fabułą obejmującą kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Jednak ulica nie robi sobie nic ani ze świąt, ani z radosnego okresu rodzinnego, bo pracować trzeba. Potrzebujący muszą ładować akumulatory kokainą, żeby trwać w swoich kruchych, ale trzymanych wciąż w pionie, szkieletach. Bynajmniej bez kręgosłupów.

Autor powieści Jakub Żulczyk (teraz również jako scenarzysta) nie zmienił fabuły w serialu, nie rozwinął jej, a tylko dodał kilka wątków, które raczej wpływu na akcję nie mają. To raptem kilka scen, które pomogą widzowi szybciej zorientować się w intrydze. Najważniejsza jest wciąż ciemna strona Warszawy, zagubieni ludzie, fikcja, którą próbują nazwać życiem. Jak pokazują twórcy, każda z postaci walczy o każdą godzinę w swojej wypracowanej „pozie”. Nikt nie jest prawdziwy, bo na szczerość nie można sobie tu pozwolić. Prawdziwych ludzi jest kilku. W finałowej scenie Kuba mówi do tego najgorszego z najgorszych: „Ty nie istniejesz”. Niestety, to właśnie Ci źli istnieją przede wszystkim.

Serial HBO okrojony z literackiego języka traci na sile przekazu, która towarzyszyła powieści (recenzja tutaj). Żulczyk doskonale ilustrował przeżycia i obserwacje książkowego bohatera. Tutaj, w formacie serialu są one ograniczone. Ślepnąc od świateł to serial, który ma doskonały drugi plan, jest nowocześnie zrealizowany, a jednak do wielu rzeczy musiałem się przyzwyczajać, tak jak do Kamila Nożyńskiego. Pięć odcinków zajęło mi oswojenie się z facetem, który sprawiał wrażenie jakby każde słowo sprawiało mu trudność i wypowiadał je niezwykle siłowo. Oczywiście, wiem jaki był Jacek w książce, jednak musiałem poświęć trochę czasu na dostrojenie się do środków wyrazu prezentowanych przez naturszczyka w tej roli.

Co innego cały drugi plan w osobach Jana Frycza, Roberta Więckiewicza i Janusza Chabiora. Prawdziwą przyjemność miałem za każdym razem, gdy ktoś z tej trójki wpadał w kadr. Frycz jako demoniczny Dario, który nie podnosi głosu, a po każdym zdaniu klękasz i prosisz o łaskę. Więckiewicz jako hurtownik kokainy i Chabior – silnoręki, na którego strach było spojrzeć, bo kolejne „Kurwo!” poleci być może bezpośrednio w kierunku widza.

Z drugiej strony jestem pod wielkim wrażeniem realizacji, w czasie której pokuszono się o długie ujęcia ze wspomnianym Kamilem Nożyńskim. Trwające po kilka minut sceny, szczególnie te, w których zaangażowanych jest kilkaset osób, robią ogromne wrażenie.

Ślepnąc od świateł to serial, który ma momenty świetne (większość), ale i takie, na które wypada patrzeć tylko przez palce, jak rozmowa Kuby z byłą dziewczyną w restauracji. To wspaniale zrealizowany od strony technicznej serial, który jednak telewizyjnym killerem być nie może, szczególnie dla osoby pozbawionej znajomości podstawy literackiej.

7/10 - dobry