Kler

A co o Klerze może powiedzieć facet, który na mszy był ostatnio 30 lat temu przy okazji własnej Pierwszej Komunii? Facet, który w świątyniach owszem bywa, ale przez te 30 lat raptem kilkanaście razy na ślubach znajomych, przeważnie spóźniony, raczej specjalnie.

Mogę napisać jedno. Po filmie Wojciecha Smarzowskiego chętnie porozmawiałbym z jakimś księdzem, niekoniecznie przy wódce, chociaż byłaby wskazana i powiedział: „Chłopie, strasznie ciężki zawód wybrałeś”. Nie odpowiem na pytanie co Kler zrobił z Polakami, czy podzielił bardziej czy mniej. To z pewnością nie jest atak na wiarę, bo przecież odwołań do niej jest tyle co nic, ot zrozpaczona figura Chrystusa spogląda z ołtarza na tego czy tamtego. Ale ja, tak jak zawsze byłem oddalony od kościoła, czuję pewien smutek nad losem co niektórych księży. Nie piszę tutaj rzecz jasna o instytucji, bo ta jest pokazana jako korporacyjny nieczuły moloch, w którym panuje wyścig szczurów i zaobserwować można wszystkie zagrania białych kołnierzyków, tutaj przystrojonych w koloratki. O nie, instytucja wymaga głębokich reform, aż do korzeni, a nawet dalej. Oddolne patologie sięgają do światła wiekuistego, po same watykańskie salony i w tym temacie ciężko robić coś innego niż piętnować i zgłaszać rzecz jasna każdy odosobniony przypadek do prokuratury. To samo tyczy się spraw kryminalnych, w tym tych najgorszych z udziałem niemogących się fizycznie bronić.

Ale dla mnie, jako osoby, która żadnych uczuć względem instytucji nie ma, większość tematów (głównie związanych z przekrętami) nie robiła żadnego wrażenia. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że kościół jako organizm zinstytucjonalizowany potrafi dla ludzi potrzebujących wsparcia zrobić tyle samo dobrego, co złego. Kościół bowiem (będąc księdzem) łatwo wykorzystać do szerzenia dobra, ale i do gaszenia swoich frustracji, spełniania się na każdym polu, krzewienia wartości, ale i upadlania niewinnych. To wielki zakład pracy, bardzo zepsuty, który ma jednak w swoich szeregach wiele zacnych osób. Szkoda tylko, że struktura, która powinna być ciągle naprawiana, jest de facto pozostawiona samej sobie, wypełniona przez ludzi samotnych, pogubionych. Tym, co najszybciej może uzdrowić, jest poluzowanie zasad, skrócenie powrozów ludziom, którzy muszą trwać pod naporem protokołów, obwarowań, które miast uwalniać człowieka i pozostawić takim, który może kierować do Boga z radością, pętają.

A to wciąż tylko promil tematów, które w nośnej fabule przedstawia reżyser. Na przykładzie kilku księży pokazano to, z czym muszą sobie radzić na co dzień, jak trudny jest to zawód, jak muszą trzymać się w ryzach, lawirować, kłamać, by utrzymać swój wizerunek, niekiedy nie robiąc nikomu krzywdy (najczęściej krzywdząc siebie), a będąc po prostu ludźmi. Często noszą w sercu głębokie traumy, nieprzerobione prowadzą ich do kroków tragicznych, a niekiedy stanowią o charakterze osoby będącej w posłudze, wygaszające jej empatię, kreując osobę nieczułą.

Smarzowski pokazał ludzką naturę kościoła, bardzo grzeszną, ale ludzką. Niepotrzebne jest według niego, i zgodzić się z nim muszę, to ciągłe narzucanie klerykałom świątobliwych szat. Dla mnie Kler okazał się doskonałą odtrutką na obraz księdza, który gdzieś tam podskórnie we mnie tkwił. Pokazał go jako mężczyznę słabego, takiego jak większość z nas, tylko w sutannie, ogarniętego jednak w nauczaniu ewangelii, przygotowanego przez seminarium do uprawiania swojego zawodu, niestety również pozostawionego najczęściej samemu sobie z licznymi problemami, które każdy człowiek posiada.

W żadnym momencie nie poddałem się tej samej aurze, która towarzyszyła zapowiedzi. W żadnym stopniu Wojciech Smarzowski nie zbliżył się do kina Patryka Vegi. Kler to przemyślana, wyjątkowa próba przybliżenia figury księdza ludziom, sprowadzenie go z ambony w szeregi owiec, ściągnięcie go w końcu z tego stopnia, na który tak usilnie wciąga go kościół i próba zmiany czegoś u hierarchów, czegokolwiek. Patologii nie da się wyplenić, gdy na górze wciąż znajdują ci, którzy sprawy wyciszają. Co ważne,  nie można wyciszać również tam gdzie jednak jest szansa, że ksiądz jest niewinny. Innymi słowy, należy się uczciwość i równe traktowanie wszystkich i wszystkiego. Jak zawsze. Wysoka ocena wynika z wielu aspektów – z samej realizacji i pomysłu, ale także tego, co kino jako medium powinno robić i w tym przypadku to robi. Opowiada o czymś ważnym, daje szansę komuś na wyjście z cienia, zmienia widza. Mnie trochę zmieniło.

Za seans dziękuję sieci kin

Czas trwania: 133 min
Gatunek: dramat
Reżyseria: Wojciech Smarzowski
Scenariusz: Wojciech Rzehak, Wojciech Smarzowski
Obsada: Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Joanna Kulig, Janusz Gajos
Zdjęcia: Tomasz Madejski
Muzyka: Mikolaj Trzaska