Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?

Sub specie aeternitatis 

Kiedy już po trzecim dzwonku budzika otwierasz oczy i siadasz gwałtownie na łóżku, pierwsza Twoja myśl to dzika chęć unicestwienia zegarka, druga myśl to skowyt rozpaczy istnienia, bo podłoga jest nieludzko zimna, a trzecią godzisz się z losem, że znowu trzeba pójść do łazienki i najważniejsze żeby była wolna. Potem już z górki; ząbki, czajnik, buty, klatka schodowa, czemu sąsiad ma lepsze auto, prask, na każdym skrzyżowaniu czerwone światła, dzień przyspiesza i lecisz ze wszystkim jak w woku w chińskiej kuchni. I tak do wieczora by w końcu psss aspiryna, serial i spać.

Odwrotnie tak jest jednak czasami otwierasz oczy w nocy i patrząc na ciemne okno wiesz; nie minęło 6 godzin, może to piąta rano, może 1 w nocy? Zaczynasz się zastanawiać, czy wczoraj faktycznie było wczoraj, a może 17 lat temu, czy dopiero przed chwilą wszystko się zaczęło, ale to niemożliwe bo przecież właśnie się pierwszy raz w środę całowałeś człowieku, a dzisiaj chyba jest piątek ale którego? Rachujesz kalendarz, bezskutecznie starając się ustalić początek świata i jeszcze myślisz czy masz dobrze naładowana baterię. Świadomość określa byt. Jestem więc myślę.

Ergo, oto człowiek. Marność nad marnościami. I zwykle taki do bólu marny jest człowiek w prozie Dicka. Prosty, nizinny, aż strach uwierzyć że to Homo erectus. Ogólnie ludzkość u Dicka bywa dołująca, czasami jakby naćpana swoją… wyższością. W wielu opowiadaniach nieraz finalnie bywa rozdeptana jak niepożądany w kuchni robak. Jednak jest jakaś tak bliska, przeraźliwie normalna, po prostu ludzka. Ułomność jest cnotą człowieka. Dick tę ułomność świetnie rysuje słowami, kreśli prosto i sprawnie, takie szkice węglem z wszelkimi szczegółami. Proste, wyraziste i zachwycające. Jeżeli ktoś nie zna książki Czy androidy śnią o elektrycznych owcach, a widział zrobiony na jej podstawie film, będzie zaskoczony niewielkim rozmiarem pierwowzoru i dużym odstępstwem od niego w kilku sprawach, na pewno jednak nie będzie rozczarowany treścią. Ta jest wyraźna, prosta, a i tak w połowie autor zakręci czytelnika jak na karuzeli pokazując, że nic nie jest takie jakie nam się wydaje że jest.

Mówiąc o filmie, a porównując go teraz z wymienioną książką, która tak naprawdę jest właściwie mocniej rozbudowaną nowelą (Philip K. Dick był mistrzem krótkich form), trzeba wspomnieć że twórcy wersji kinowej zasługują na przeogromne słowa uznania. Między innymi za rozbudowanie wątków replikantów oraz niesamowitą oprawę wizualną. Zrobili to z rozmachem, malując mroczny lecz piękny obraz. Wynosząc na pierwszy plan androidy kontrastowo podkreślili dokładnie to z czym od początku zmaga się człowiek; z byciem człowiekiem. I pewnie wielu wielbicieli filmu Blade Runner książki nie zna, jednak gwarantuję, że przeczytanie jej nie będzie trudne, a z treścią filmu skomponuje się ładnie i obrazy, literacki oraz kinowy, doskonale się uzupełnią. Na marginesie; określenie „Blade Runner” użyte na potrzeby filmu nie jest pomysłem Dicka. Nazwa pochodzi z książki Williama S. Burroughsa Blade Runner, A Movie.

Mając w pamięci fascynujące kadry Łowcy androidów wsparte nastrojową muzyką, sięgając do książki przeżyjemy parę zaskoczeń. Największym będzie główny bohater, Rick Deckard. Policjant z sąsiedztwa, średnio zamożny, pantoflarz, ciągle czekający na swoją szansę bycia poważanym w pracy detektywem, z pensją która zaimponuje żonie. Nie będę zdradzał przyszłym czytelnikom całości, nadmienię, że w książce poznajemy dzień z życia Deckarda. Świat po wojnie atomowej, zdziesiątkowaną nią ludzkość, która mimo hekatomby nadal dzieli się na przeróżne charaktery, nie zawsze godne naśladowania. Nic nowego pod słońcem.

Żeby podnieść swój społeczny status Deckard marzy o kupnie prawdziwego zwierzęcia, a przynajmniej jego doskonałej repliki. I żeby spełnić marzenie, Deckard musi zostać najlepszym na posterunku łowcą androidów. Za głowę każdego może dostać sporą premię. Szybko przychodzi okazja dorobienia. Na Ziemi wylądowała grupa uciekinierów z Marsa, androidy serii Nexus 6. Jest jednak pewien problem. Ta seria androidów jest doskonałą imitacją człowieka. Praktycznie nie jest możliwe rozróżnienie, kto jest maszyną, a kto człowiekiem. Jak z tym problemem poradzi sobie Deckard?

Z najbardziej znanych książek w całym dorobku Philpa K. Dicka ta jest chyba najprostszą w odbiorze. W typowym dla Dicka bardzo oszczędnym stylu, wszystko biegnie szybko i sprawnie a mimo to i tak zahaczamy o podstawowe tematy ludzkiej egzystencji oraz mocne, wręcz filozoficzne treści. Powyższe wydać się może ciężkie, ale całość jest zaskakująco lekkostrawna i może tez dzięki temu zachwycająca. Ma w sobie mocne przesłanie, niegasnące od wieków i przez następne wieki na pewno tak samo ważne pytanie; czy na pewno człowieku jesteś człowiekiem i co sprawia że za człowieka się uważasz?

Bez ulepszonego testu Voigta – Kampfa nawet nie będziemy wiedzieć czy obok nas jest android. Robot, sztuczny człowiek, maszyna, replikant, jak zwał tak zwał; winien mieć w pamięci czym jest i że na pewno nie jest człowiekiem, ale; czym będzie niebycie człowiekiem drodzy ludzie? To, że nie zdenerwuje Was dźwięk budzika o czwartej rano, poranne zimno podłogi, albo brak wspomnień sprzed piętnastu lat? Jeżeli czujesz zło jesteś człowiekiem, czy nie jesteś? A maszyna jest dobra, czy zła. A jak jest dobra i to czuje, to jest maszyną? Mając w środku tyle narządów jesteśmy – właściwie czym jesteśmy? Jesteśmy człowiekiem, nie androidem? Czy człowiek to człowieczeństwo? O czym marzy android? Kto to jest ten android?

„Dorzucając drew do ogniska, poczuł Henry po raz pierwszy w życiu, jak nieskończenie cenne jest jego ciało. Uważnie obserwował własne ruchy, bacznie oglądał misterny mechanizm swoich palców. Przy świetle ogniska zginał i rozginał je powoli, raz po raz, to każdy osobno, to wszystkie razem, rozsuwając je szeroko lub krzywiąc niby szpony. Studiował kształt paznokci, łączył końce palców to mocno, to delikatnie, sprawdzając wrażliwość nerwów. Poczuł zachwyt i radosne zdumienie”*

Czy to już jest test Voigta – Kampfa? Jaki test może nas określić, jaki może nas przekreślić? Ile pytań może przynieść jedna, niespecjalnie wielka książka. Zobaczcie sami jeżeli oczywiście nie boicie się pytać, nie boicie się czytać, nie boicie się myśleć. Jeżeli nie masz czasu na czytanie jest doskonale wydany audiobook – słuchowisko, ponad trzydziestu aktorów, muzyka Wojtka Mazolewskiego & Pink Freud. Tylko na końcu uważaj słuchaczu, nie wyłącz się przypadkiem. Obudź się. Albo uciekaj. Zbliża się Deckard.

„Nic — tylko płacz i żal i mrok i nieświadomość i zatrata! Takiż to świat! Niedobry świat! Czemuż innego nie ma świata?”**

* – cytat z: Jack London – Biały Kieł

** – fragment z: Bolesław Leśmian – Dziewczyna

Tomasz Szypulski

szypulskit@gmail.com