Gilliamesque.

To nie jest zwykła autobiografia, bo zwykła i „normalna” być nie mogła skoro wyszła od jednego z członków Monthy Pythona. Napisać muszę jednocześnie, że od początku dałem się ponieść specyficznemu klimatowi, który towarzyszy lekturze. Otóż ja nie czytałem historii życia rysownika, animatora, w końcu scenarzysty i reżysera, lecz byłem u Terry’ego Gilliama w domu, prywatnie. Ten sam Terry, urodzony w Minneapolis w stanie Minnesota, przez kolejne wieczory opowiadał mi o swoim dzieciństwie, wyciągał z szafy zdjęcia, pokazywał dyplomy, fotosy, znowu opowiadał. Przeszliśmy przez okres studiów, przeprowadzki, samotne wyprawy na motorze po Europie, jego miłość do Anglii, Monthy Pythonów, małżeństwo, pierwsze filmy… Było dużo śmiechu, ale też smutku i goryczy. Tak się właśnie „czyta” Gilliamesque, co najmniej nietypowo, głównie ze względu na formę wydania tej niesamowitej publikacji.

Wypełniona setką zdjęć, notatkami na marginesie, szkicami, fotosami z planów filmowych, ale też wielu prywatnych, jest Gilliamesque wspaniałą podróżą przez życie wybitnego reżysera. Tyleż wybitnego, co nierzadko pechowego i jak się okazuje nie raz o trudnym charakterze. Terry Gilliam swoje lata już ma i wie, gdzie popełniał błędy, nie ucieka również przed kilkoma prztyczkami w nos wobec tych, którzy zaszli mu w życiu za skórę. Może to robić, bo to jest jego czas i jego miejsce. Gilliamesque to 300 stron pełnych zarówno fachowych informacji (techniki animacji, osobiste doświadczenia na planie filmowym, nawet kilka patentów), jak i tych luźnych opowiastek z kręgów artystycznych. Jest niezmiennie szczerze, bo właśnie szczerość wydaje się być mottem przewodnim Gilliamesque.

Fantastyczne jest to (przede wszystkim dla siedzących w popkulturze, fanów kina, czy fanów twórczości Gilliama), że książka oferuje tyle smaczków. Przeczytacie o pierwszych spotkaniach z Johnem Cleesem, współpracy z rysownikiem Robertem Crumbem, czasie spędzonym w undergroundowych pismach satyrycznych w Stanach, o Don Kichocie, o filmowych katastrofach, śmierci Heatha Ledgera i wielu, wielu innych.

Wydawnictwo podjęło się sporego wyzwania i wiem to z racji wykonywanego zawodu. Skład, tłumaczenie i jakość wydania robi ogromne wrażenie. Wprawdzie osoby, które wolałyby klasyczną formułę biograficzną, czyli czysty tekst, mogą dostać zawrotu głowy, ale hej! to jest Terry Gilliam, reżyser Bandytów CzasuBrazil, gość, który robił te wszystkie animowane wstawki do odcinków Latającego Cyrku Monthy Pythona. Byłbym zawiedziony, gdybym otrzymał coś „klasycznego”. Oceniam to wydawnictwo jak najwyższą notą, bo raz, że to fantastyczna lektura, dwa, że wrócę (już kilka razy wracałem) do niej, do fragmentów, kilku szkiców, paru zdjęć.

10/10 - arcydzieło

Autor: Terry Gilliam
Tłumaczenie: Adam Czarniecki
Ilość stron: 308
Oprawa: twarda
Wydawnictwo: Planeta
Format: 196×265 mm

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Planeta