Ładunek (2017)

Podróżują po australijskim outbacku płynąc na przystosowanej do mieszkania tratwie. Szukają bezpiecznych punktów, pożywienia, może miejsca na dłuższą przystań. Małżeństwo z noworodkiem nie ma łatwo w nowej rzeczywistości. To świat, który upadł po zombie apokalipsie. Po incydencie, który totalnie zmienia położenie rodziny, Andy (Martin Freeman) ma 48 godzin na znalezienie rozwiązania, przede wszystkim zagwarantowania, że córka, która zaraz wypowie pierwsze słowa, będzie bezpieczna.

Ben Howling i Yolanda Ramke twórcy krótkometrażowego Cargo z 2013 roku (7 min) postanowili przeciągnąć historię do 105 minut dodając potrzebnego jej tła i wzbogacić o wymagany ładunek emocjonalny. To pierwsze przyszło z większego budżetu (choć bez przesady), a o drugie zadbał odtwórca głównej roli – Martin Freeman. To wciąż skromne kino stawiające postapokalipsę w jasnym, unormowanym świetle.

Epidemia jest faktem, tak jak i faktem jest ludzka świadomość własnego położenia. Innymi słowy jest kiepsko, ale nauczyliśmy się z tym żyć, znajdować bezpieczne miejsca, a i zarażeni są problemem, który przez eksterminację w końcu da się rozwiązać. Zarażony Andy powoli przeobrażając się w zombie podróżuje z córką w sporym plecaku, a my razem z nim doświadczamy strachu i nasilającej się paniki.

Ładunek to porządny i oszczędny w formie film. Nie zapominajmy, że to pełnometrażowy debiut (przypomina mi inny debiut, mianowicie Monsters Garetha Edwards, zarówno w tonacji, jak i tempie). Ładunek jest przemyślany, a twórcy nie popełniają błędu i nie dodają niepotrzebnego emocjonalnego szantażu, o który się obawiałem przed projekcją. Tytułowy „ładunek” jest wszak najważniejszą rzeczą, ale nie przesłania dramatu ojca, który ma misję w swoim życiu najważniejszą – zapewnienia ochrony dla córki przed „przyszłym” sobą. Ale nie tylko o podróży i problemie rzecz traktuje, bo przy okazji możemy również zaobserwować kilka ludzkich postaw. Andy spotyka człowieka, który zapewne zasiliłby szeregi rednecków z finału Nocy żywych trupów Romero (czy też bardziej z remake’u Nocy… Toma Saviniego), ale również ojca innej rodziny, który ucieka myślami do rozwiązań ostatecznych dla siebie i najbliższych. Wydaje się, że to wszystko już było i owszem, jednak jako historia bohatera, który się nie poddaje, chociaż za wielu atutów w ręku nie ma, wypada przekonująco. I rzeczywiście całość mogła rozbić się o wtórność, gdyby nie wspomniany Freeman, który swoją aktorską grą zadbał o wszystkie potrzebne emocje. A australijski outback, ziemia niegdyś tak żyzna dla ozploitation, raz jeszcze dała wyjątkowe i urokliwe plenery.

Ładunek to kino solidne, które nie sili się na efekciarstwo, a próbuje wręcz coś powiedzieć. O ludziach, wstydliwej historii z antypodów i relacjach białego człowieka z aborygenami, w końcu o odpowiedzialności. Sześć z dużym plusem.

6/10 - niezły

Czas trwania: 105 min
Gatunek: dramat, postapokalipsa
Reżyseria: Ben Howling, Yolanda Ramke
Scenariusz: Yolanda Ramke
Obsada: Martin Freeman, Anthony Hayes
Zdjęcia: Geoffrey Simpson