Molly

Tak wygląda postapo kręcone na wydmach w Sopocie, za blokiem, z budżetem, który nie starcza na powrót do domu, więc kręcimy dalej, skoro już tu jesteśmy. Żadne z tych prześmiewczych określeń nie traktujcie jednak jako przytyk, bo Molly to fachowcy, porządna historia, która w rękach dużego studia z pewnością wylądowałaby na salach kinowych. Oceniam jako niezły (z dużym plusem) ze względu na widoczne serce, duszę i zamysł, który utknął w za małym portfelu. Narzekać bowiem na kilka widocznych uchybień byłoby rzeczą niesprawiedliwą w momencie, gdy trzeba oddać produkcji wszystko inne.

Historia jest świetna. Jest sobie heroina, mało sympatyczna nastolatka (piegowaty rudzielec, której trudna aparycja idzie w parze z charakterkiem). Molly ciężko złapać do zdjęcia z uśmiechem, ale o uśmiech trudno w tym świecie. To czas, gdy ludzkość wypadła zza ostrego zakrętu i w pojedynczych liczbach krąży po pustyniach, lasach, wydmach, plażach w poszukiwaniu… hmm, swojego miejsca. Postapokalipsa jawi się tu więc jako niewiadoma, chociaż nie trzeba za dużo tłumaczyć, a wystarczy spojrzeć na bohaterów opowieści. Molly jest nastolatką odzianą w łachmany, z krzywym łukiem na plecach, torbą z kilkoma przydatnymi rzeczami i rewolwerem z kilkoma nabojami. Tak, to jest to uniwersum, gdzie walutą jest właśnie amunicja. Trzeba sobie radzić bronią białą, tudzież gryząc. Sprytny to zabieg dla niskobudżetowej produkcji. Na dodatek Molly jest wyjątkowa, bo wydaje się być obdarzona mocą, jakiej nie potrafi jeszcze kontrolować i która de facto dopiero się budzi.

A wszystko zawiązuje się wokół brutalnej bandy, która organizuje sobie walki niewolników odurzonych konkretnym towarem Stają się wtedy jak zombie, skorzy do walki na arenie. Gdy w okolicy niesie się wieść o dziewczynie z mocami, banda rusza na jej poszukiwanie sądząc zapewne, że znajdzie tym samym idealnego wojownika na ring, oczywiście ku swojej uciesze przede wszystkim.

Reżyserski debiut holenderskiego teamu Thijs Meuwese i Colindy Bongers z pewnością zerka z zazdrością na starszego kuzyna z Australii, Mad Maxa. Nie można oczywiście porównywać Molly do niczego co wychodzi spod skrzydeł dużego producenta, bo ta historia ma być niesiona siłą dobrych chęci przede wszystkim. A te i dużo więcej widać od początku. Jest szybko, walk jest sporo i nawet muzyka utrzymana jest w należytym, emocjonalnym tonie. Do tego dorzucę świetne miejscówki (film był kręcony na uroczej wyspie Terschelling w Holandii), kilka dobrych efektów i pomysłów, włącznie z konceptem na sam świat i warunki tu panujące. No i… nie, nie zapomnę o czymś, do czego twórcy przyłożyli się najbardziej, czyli do finału kręconego na jednym szaleńczo długim ujęciu (30 minut z choreografią trochę jak w teledysku Sabotage Beastie Boysów, a jednak zaskakującego, z werwą, przytupem i masą patentów!).

To jeden z tych filmów, które za kilka lat mogą powstać ponownie z tą samą ekipą, tylko z dużymi pieniędzmi, które tutaj przydałyby się w pierwszej kolejności. Molly, z pewnością skierowana do młodszego widza, ostatecznie jest przyjemnym, nie wymagającym seansem, na który warto jednak zwrócić uwagę.

Premiera VOD: 12.01.2018
Za możliwość obejrzenia filmu dziękuję

6/10 - niezły

Czas trwania: 91 min
Gatunek: akcja, postapokalipsa
Reżyseria: Colinda Bongers, Thijs Meuwese
Scenariusz: Thijs Meuwese
Obsada: Julia Batelaan, Andre Dongelmans, Cyriel Guds, Tamara Brinkman, Emma de Paauw
Zdjęcia: Kris Patmo
Muzyka: Jochem Weierink