Po drugiej stronie czarnej tęczy

Po drugiej stronie czarnej tęczy jest przede wszystkim niezwykłym przeżyciem i ciężko tu wspominać o rozrywkowym aspekcie kina. Co ciekawe, fabuła jest prosta i wydawałoby się, że szkielet tej opowieści powinien przybrać równie prostą formę. Nie przeczę, scenariusz mógłby być bardziej angażujący, ale to nie on stanowi o wyjątkowości tego dzieła. Oto jesteśmy świadkami eksperymentu (który trwa już zdecydowanie za długo) w tajnym ośrodku badawczym Arboria w latach 80. Przetrzymywana dziewczyna jest wyraźnie prowokowana do „przebudzenia”. Jest również albo kompletnie znieczulona medykamentami, albo tylko gra totalnie apatyczną pacjentkę. Doktor Barry (Michael Rogers), który przeprowadza codzienne sesje sprawia wrażenie człowieka, który kontroluje sytuację. Sprawia wrażenie…

Najłatwiej byłoby porównać zjawiskowy debiut Cosmatosa (syna George’a, reżysera, który dał nam całą masę radości. To spod jego reżyserskiej ręki w latach 80. wychodziły takie hity jak Rambo 2CobraLeviathanTombstone) do kina Davida Lyncha. Jednak uważam, że byłoby to niesprawiedliwie, bo sama psychodelia wykracza daleko poza tą Lynchowską. To raczej metafizyczny koktajl, który najbliższy smakiem leży obok filmów Jodorowskiego, koniecznie w porozumieniu z pełną niezależnością Shane’a Carrutha (Upstream Color, który jednak oceniałem średnio. Recenzja tutaj). Cosmatos trzymając w mocnym uścisku szczątkową fabułę od początku wyjaśnia co w jego Tęczy jest najważniejsze. To hipnotyczny trip, niebezpieczna jazda, którą chciałbyś wyrzucić z głowy, bo to nie ten towar, który sobie życzyłeś. Ale po pięciu minutach jesteś kupiony. Po drugiej stronie czarnej tęczy rozwija się jak wstęp do teledysku Setha Ickermana z muzyką Carpenter Bruta. To ta aranżacja i ten styl! Delikatnie wkręcający się synth wave i obraz, od którego nie możesz oderwać wzroku. Cała reszta, niezwykle ważna, to ambitne retro sci-fi, które można analizować przez długie godziny. Ważne jest tu wszystko od symetrii ujęć, po całą geometrię kształtów, w końcu znaczenie kolorów. Jako science fiction, choć z akcją osadzoną w latach 80., sięga do lat 60. To wtedy został założony instytut Arbona, gdzie doskonalono jednostki, wydobywano z nich esencję, przekraczano barierę ludzkiego pojmowania. Po drugiej stronie tęczy rzeczywiście wydaje się wykorzystywać jako tło założenia nurtu New Age, ale Panos Cosmatos używa filozofii tylko jako dodatku, delikatnego „polepszacza” dla wizji. To się sprawdza. W iście szaleńczym narkotycznym upojeniu obrazu z dźwiękiem obserwujemy moment przejścia, coraz bardziej niepokojące obrazy, które pasują jak ulał do eksperymentu w sekcie, albo do momentu bratania się z absolutem.

Zdaję sobie sprawę, że większość widzów w tym mknącym z prędkością walca drogowego filmie nie dostrzeże serca, a tylko formę, która zdaje się wykraczać poza wszystko. Ta wizualizacja Cosmatosa wygląda tak, jakby twórcy zależało najbardziej byś zobaczył muzykę i usłyszał kolor. Wyjątkowe przeżycie.

7/10 - dobry

Czas trwania: 110 min

Gatunek: sci-fi
Reżyseria: Panos Cosmatos
Scenariusz: Panos Cosmatos
Obsada: Michael Rogers, Eva Bourne, Scott Hylands, Rondel Reynoldson
Zdjęcia: Norm Li
Muzyka: Jeremy Schmidt