Mindhunter (2017) – sezon pierwszy

Cały pierwszy sezon wygląda trochę jak umysł badanych serialowych przypadków. Rozedrgany, niepewny swoich nastrojów, urywający nagle wątki, którym wystarczyłoby jeszcze 10 minut, aby w całości je zamknąć. Co to mówi o Mindhunter? To, że widz nie może się skupić na fabule i klasycznie rozgrywanej opowieści. Nie można ot tak opowiedzieć co działo się w tym i tym odcinku. Tu wszystko się przenika, zazębia, by zaraz puścić i zapomnieć. Najważniejsze jest tu bowiem zagadnienie, czyli próba zdefiniowania zachowań seryjnego mordercy, uformowanie tez, a następnie ich udowodnienie. O wrażeniach z pierwszego odcinka pisałem tutaj. Po dziesięciu (pierwszy sezon) nie jestem już tak hurra optymistyczny. Owszem, Mindhunter broni się swoimi dewiacjami i widz, który w seryjnych mordercach „siedzi”, powinien poczuć się usatysfakcjonowany w pełni.

Gros czasu antenowego przypada na przeprowadzanie wywiadów (autentyczne „osobowości” jak Manson, Berkowitz krążą duchem nad każdą rozmową, wielokrotnie wspominani ze swoimi czynami). To chyba pierwszy tego rodzaju serial, gdzie nie ma akcji w rozumieniu stricte fabularnym, a scenariuszowy zabieg polega na budowaniu dylematów. Widzowie są wprowadzani (razem z bohaterami) w temat psychologi kryminalnej i razem z wydziałem behawioralnym konstruują szkic pozwalający w przyszłości opisać ciąg cech seryjnego zabójcy. Innymi słowy, staramy się zrozumieć, dlaczego onanizują się kobiecymi szpilkami, odcinają piersi, odrywają i gwałcą głowy swoich ofiar. To wszystko odbija się na relacjach bohaterów z najbliższymi, partnerami, ludźmi wokół. Jaźń psychopaty wykracza daleko poza obręb własnego jestestwa. Potrafi zarazić nieuważnych.

Pierwsza symbolika, pierwsze techniki, tu wszystko występuje po raz pierwszy w tej materii. Bohaterowie są więc pionierami, nierzadko natrafiając na mur niezrozumienia. Prowokacje, których dopuszcza się detektyw Holden Ford (Jonathan Groff) w latach 70. przyprawiały o zawrót głowy (policjant zbliżał się w swojej retoryce, zachowaniu do mordercy), teraz są na porządku dziennym. Musisz uzyskać podobny rytm, czasem spoufalić się, by osiągnąć cel. Prowokacja jest więc jedną z podstaw. Ale czy jako serial ogląda się go cały czas tak samo dobrze? Można się pogubić i niejasne są niektóre zabiegi scenarzystów. Powtarzanych jest mnóstwo sekwencji, jest też wiele rozpuszczonych fabularnych nitek. To ma tylko udowodnić, że w tamtych czasach pionierzy poruszali się po omacku. Rzeczywiście można dostrzec różnicę dwóch pierwszych i dwóch ostatnich odcinków (te wyreżyserowane przez Finchera). Są trochę ciemniejsze, mroczniejsze, nieodstające techniczne, ale z pewnością inne. Czy warto więc obejrzeć Mindhunter? Jasne! To pewne novum, z pewnością ugryziony z rozwagą, spokojem, wkręcający się delikatnie i z pokorą. No i ci psychopaci, są tak… intrygujący.

Reżyseria: David Fincher
Scenariusz: John Douglas, Joe Penhall
Obsada: Jonathan Groff, Holt McCallany