Noise (2007)

Historie są dwie, chociaż najlepiej by było napisać, że opowieść dotyczy ogółu społeczeństwa i naszego natężonego gniewu, który australijski reżyser sugestywnie w swoim pełnometrażowym debiucie obrazuje. Nie czujemy tu stopniowania, mocniejszego naświetlenia jednego charakteru opowieści, postaci. Całość żyje, jest gęsta jak rzadko w którym filmie, bohaterowie pełni, a po seansie mogłem powiedzieć, że poznałem tych ludzi. I dotyczy to nawet tych, którzy pojawili się na ekranie kilka razy wygłaszając raptem parę zdań. Mam taki osobisty wtręt, że dla gatunkowego kryminału Noise może być tym, czym dla opowieści superbohaterskiej Unbreakable M. Night Shyamalana. Oryginalny, niespieszny, zahaczający o podmiejską obyczajówkę z tajemnicą, której rozwiązania chcemy, ale nie staje się to sprawą nadrzędną.

Noise to dziewczyna, która była świadkiem okropnej zbrodni. Noise to szeregowy gliniarz, który został oddelegowany do mobilnej placówki na przedmieściach. Ma tam łapać kontakt z podejrzanymi, spisywać raporty, czasem kogoś przesłuchać, być na miejscu przez osiem godzin. Obie postaci są ściśle związane śledztwem, ale najważniejsze nie są tu kryminalne procedury, a pewien rzut oka na kiełkujące oburzenie, niezadowolenie, w końcu wściekłość. Z tymi też rzeczami musi poradzić sobie gliniarz skryty za mundurem i tytułowym hałasem, synonimem wyłączenia się na innych, a w filmie zdiagnozowaną fizyczną przypadłością, na którą cierpi. Ten szum i bzyczenie w uchu posterunkowego to też my, ludzie ujadający i warczący.

Po latach spędzonych na kręceniu krótkometrażówek i rzeczy dla telewizji Matthew Saville wkroczył pewnym krokiem w świat pełnego metrażu. Noise, który reżyser oparł na własnym autorskim scenariuszu to dramat przede wszystkim, a thriller gdzieś po drodze, między wierszami. Łatwo więc dać się ponieść fantazji po pierwszym brutalnym akcie zawieszonym w spokojnych, wyważonych ujęciach. Zbrodnia jako taka jest tu prezentowana jako akt skończony, albo w momencie wrzenia, rozciągniętego na cały seans. I niech nie zwiedzie Was ospały ton reżyserskiej wypowiedzi. Najwięcej (i to się czuje) dzieje się w człowieku, w jego głowie.

Ładnie sfotografowany film (czasem bardzo intymnie) potrafi być ciepły, gdy człowiek zrozumie problem drugiego, zapamiętały w agresji, gdy nic już nie dociera i bardzo ludzki, gdy dochodzi do momentów granicznych. Powolne tempo pozwala skupić się na istocie rzeczy, a padające w pewnym momencie „jesteś dobrym słuchaczem” można odnieść również do osoby Saville’a, reżysera. To dobry obserwator ulicy, momentów zwrotnych i tych, które mają miejsce na chwilę przed. 

Świetny film.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 108 min
Gatunek: dramat, thriller
Reżyseria: Matthew Saville
Scenariusz: Matthew Saville
Obsada: Maia Thomas, Brendan Cowell
Zdjęcia: László Baranyai
Muzyka: Bryony Marks