Black Belt Jones (1974)

Blaxploitation to też luz. Jim Kelly, czarnoskóry karateka jeszcze nie zszedł do końca z planu Wejścia Smoka, a już bryluje w kolejnym kung-fu story. I do tego w rasowym blaxploitation. Więcej! Na plan kolejnego filmu Larry’ego Cohena przeniósł najbardziej charakterystyczne znamiona stylu Bruce’a Lee. Poznacie je w mig, wystarczy tylko podgłośnić dźwięk. Kelly gra twardziela, charyzmatycznego cool guy’a, amanta i wsparcie dla policji w trudnych chwilach (ta traktuje go jak telefon do przyjaciela, no bo kto jak nie On może pomóc?!). Sam główny bohater przedstawia się jako Black Belt Jones i jest legendą na swojej dzielnicy. Wiedzie spokojne życie w domku na plaży i zajmuje się sprawami typowymi dla czarnoskórego mistrza kung-fu. Z dumą prezentuje swoją żylastą muskulaturę i idealne afro, przechadza się po plaży, pije drinki i obserwuje jak koleżanki wesoło podskakują na trampolinie.

Co się tak właściwie stało i dlaczego Jones nie może w dalszym ciągu wieść sielski żywot i odbijać piłki na plaży z pięknymi dziewczętami? Wkurzyli go. Mafia chce przejąć klub karate, w którym zdobywał pierwsze szlify. Po przykrym incydencie ginie przyjaciel Jones’a, Papa Byrd – właściciel dojo. Na pogrzebie zjawia się córka Papy – Sidney (Gloria Hendry), prawowita spadkobierczyni, która ani myśli wyjechać po stypie. Zostanie na dłużej, by pomścić śmierć ojca.

Ten film jest tyleż kuriozalny, co ze wszech miar rozrywkowy. Do tego jest bez mała pozytywny. Jones wchodzi w bezpośrednią konfrontację z przeciwnikami z takim uśmiechem, jakby dawanie komuś łupnia było najlepszym co może go w ciągu dnia spotkać. I jako widzowie, wierzymy, że krzywdy sobie nie zrobi, czy przeciwników jest 5, 10 czy 15. Frajdy może tu (po uprzednim przymrużeniu oka) dostarczyć właściwie wszystko. Cały film należy do Kelly’ego, a jego charyzma przyćmiewa wszystkich, którzy śmią pokazać się i co gorsze (dla nich) konkurować z Jimem na ekranie. Szybkie tempo, ostre karate, dużo tłuczonych szyb z przelatującymi przeciwnikami i w końcu finał w pianie – kultowa potyczka na samochodowej myjni. A w tle znowu funky, soul i dyndające w rytmie czarnej muzyki afro za afrem, niczym w dobrze ułożonej tanecznej choreografii.

Zachęcam, bo to seans pełen życia, energii i czegoś ulotnego, czego w dzisiejszym kinie nie znajdziesz. Parafrazując słowa Bolca z Chłopaki nie płaczą: „Ooo! Zobacz bracie, spójrz jak oni się ruszają. Nie sądzisz, że polskim chłopakom też przydałoby się trochę luzu? Przykumaj te kocie ruchy. Moglibyśmy się od czarnych wiele nauczyć”. To prawda.

7/10 - dobry

 Czas trwania: 85 min
Gatunek: kryminał, blaxploitation
Reżyseria: Robert Clouse 
Scenariusz: Oscar Williams, Fred Weintraub, Alexandra Rose
Obsada: Jim Kelly, Gloria Hendry, Scatman Crothers
Zdjęcia: Kent L. Wakeford
Muzyka: Luchi De Jesus