Konwój (2016)

Recenzja filmu "Konwój" (2016), reż. Maciej ŻakNie powinienem narzekać, a raczej dziękować za te szczątkowe (ale zawsze) emocje, które dostałem w Konwoju. W filmie, który mógł być dobry, a jest „aż” niezły, co na rynku rodzimego kina sensacyjnego należy uznać za wielką pochwałę. Czy to znaczy, że Patryk Vega będzie miał konkurencję w postaci reżysera Macieja Żaka? Chciałbym. Konwój to solidnie zrealizowany obraz podług kiepskiego scenariusza, który został napisany na bardzo dobrym wyjściowym koncepcie.

Sierżant Zawada (Robert Więckiewicz) zostaje na szybko dokooptowany do konwoju. Wyciągnięty z rynsztoka, zamulony, z wyraźnymi oznakami zejścia po długim zażywaniu substancji psychotropowych ma objąć dowództwo nad transportem więźnia, pedofila (Ireneusz Czop). Do szybkiej „fuchy” ściąga go naczelnik więzienia, tutaj jako antagonista Janusz Gajos, który wkurwia się tak samo jak major Gros z Psów Pasikowskiego. W tytułowym konwoju na długiej drodze do celu Zawadzie towarzyszyć będzie sierżant Berg (Przemysław Bluszcz), zięć naczelnika (Tomasz Ziętek) i „komandos” służby więziennej z GISW (Łukasz Simlat). Widz od razu wie, że coś jest nie tak, że wspomniany antagonista będzie antagonistą, że zięć jako student prawa jest idealistą, a Zawada tylko myśli o tym jak się naćpać i wstać z grobu. Dochodzi jeszcze wyjątkowo spięty Berg i niemniej spięty „czarnuch” (tak komandosa nazywają koledzy ze służby więziennej).

I kiedy wydaje się, że wszystkie karty są rozdane i że ten, który się waha przejdzie na „dobrą” stronę, spięty zepnie się jeszcze bardziej, a człowiek z lekkim spustem w końcu go naciśnie… to tak właśnie będzie. Niemniej napięcie jakie uzyskał reżyser w swoim filmie drogi przez pierwsze 20-30 minut zaskakuje na plus. Zaskakuje do tego stopnia, że cały czas myślałem, jak to dobrze, że wybrałem się na Konwój do kina. Pyskujący Berg, odbezpieczający i zabezpieczający na przemian swoją broń „komandos”, Zawada z drgawkami i mamroczący pedofil, którym ktoś się porządnie zajął w szpitalu więziennym. Na domiar złego (dla gotującej się atmosfery wewnątrz pojazdu) dość szybko wychodzi na jaw, że nie tylko Zawada został na szybko wciągnięty na „listę” płac w konwoju. Student Felix, zięć naczelnika znalazł się tam raczej z grzeczności, w zastępstwie, a to już jest kompletnie nie po myśli dyrektorowi placówki…

DEEP IN THE HEART

Doskonałe zdjęcia, sprawny montaż, ciekawy mroczny podkład muzyczny – ostry, krótki, szarpany dał w rezultacie świetnie technicznie nakręcony thriller o (niestety, tak jak wspomniałem) przekombinowanym scenariuszu. Chociaż na pozór wydaje się być bardzo prosty, to sprawa motywacji bohaterów lub jej braku wyskakuje bardzo szybko na plan pierwszy. Wiemy, że zarówno sprawa Zawady jest niezmiernie ważna, sprawa Felixa, no i poczynania naczelnika też stanowią materiał na odrębną historię. Żadna z tych postaci nie dostała szansy na prezentację wiarygodnego, mięsistego motywu, który determinowałby w filmie tak krytyczne decyzje. To niezły film, z potencjałem na coś większego, mocniejszego. Wszyscy dokładnie zagrali, zrobili i pokazali to co założył kiepski w rezultacie scenariusz. Ze świetnego wyjściowego punktu trafiliśmy w średnią, naciąganą historię. Generalnie cały plan w scenopisie zakładał, że trzeba ich wsadzić do konwoju, nieważne jak dziwne by do tego prowadziły drogi. Więckiewicz, Gajos, Bluszcz, Ziętek, Simlat (najbardziej sugestywne oddanie „petowania” od lat na polskim ekranie!), wszyscy oni w swoich mały rolach byli świetni. I naprawdę poradziliby sobie równie dobrze, gdyby scenarzysta wysunął na plan pierwszy jednego, głównego, zdesperowanego bohatera.


Za seans dziękuję sieci kin

6/10 - niezły

Czas trwania: 92 min
Gatunek: Sensacyjny
Reżyseria: Maciej Żak
Scenariusz: Maciej Żak
Obsada: Janusz Gajos, Robert Więckiewicz, Przemysław Bluszcz, Łukasz Simlat, Ireneusz Czop, Tomasz Ziętek
Zdjęcia: Michał Sobociński
Muzyka: Antoni Łazarkiewicz