Trainspotting Zero

trainspoting_zero_300RECENZJA FILMU T2: Trainspotting

A więc zaczęło się tak, jak podejrzewałem, że się zacznie. Nie od picia, palenia skrętów, wciągania speeda. To norma, zabawa, coś, co młody mieszkaniec Leith traktował na równi z browarem po pracy. Gdy jednak menu jest już od kilku lat dobrze znane, a w karcie dań pojawia się nowy przysmak, to Renton, Sick Boy i reszta dorastających wspólnie chłopaków spróbować przecież musi. To wydarzenia sprzed czasów opisanych w filmie i powieści Trainspotting.

Główną bohaterką Trainspotting Zero, tak jak Trainspoting jest ONA – Heroina, Helena, Hel, Braun. Jak zwał, tak zwał. Od tańca z tą krewką panną się zaczyna, a na zaliczeniu gleby się kończy. Trainspotting Zero to brawurowo napisana powieść, jazda po rynsztoku, rynsztokowym językiem potraktowana. Spud, Begbie, Sick Boy i Renton to rzeczywiście postacie najczęściej przewijające się na kartach powieści. Jednak w kolejnych rozdziałach poznamy jeszcze kilka, kilkanaście osób dramatu.

 

Welsh zręcznie przeskakuje narracją z perspektywy pierwszej osoby pomiędzy kolejnymi postaciami nieraz krzyżując epizody. Wszyscy się znają, a jeżeli jeszcze nie mieli okazji, to z pewnością spotkają się u lokalnego dilera – Łabądka. Welsh portretuje nie tylko młodych mieszkańców Edynburga z różnych dzielnic (największe menelstwo pochodzi ze wspomnianego Leith), ale też (a może przede wszystkim) sytuację społeczną w tamtym okresie. To epoka thatcherowska, gdzie wskaźniki bezrobocia są co rusz traktowane innym sposobem liczenia, byle tylko procent pokazał się od lepszej strony.

 

Mamy tu nie tylko przykry obraz młodocianych przestępców, ale też rzut oka na cały system, który nie pozwala wypłynąć powyżej poziomu gówna w szambie. Jeżeli chodzi o sferę najważniejszą, czyli uzależnienie, które łapie bohaterów jak dobrze skręcone imadło, to tu nie ma zmiłuj i autor nieubłaganie prowadzi Rentona, Sick Boya przez pierwszy strzał, kolejny, aż do samego dna, którego oni wciąż nie są w stanie dostrzec. Welsh nie pokazuje granicy, a przechodzi bardzo płynnie przez kolejne progi. To się po prostu dzieje. Więc Renton próbuje, później wspomina jak było zajebiście, jak odpłynęły problemy, a na odwyku myśli tylko o tym, by po wyjściu nauczyć się kontrolować uzależnienie i nie korzystać z heroiny więcej niż norma (którą sobie sam narzuci). Podoba mi się styl Welsha, gdzie przez różne perturbacje i skądinąd zabawne perypetie paczki z Leith usypia uwagę czytelnika. Przez barwny język i kolejne, nierzadko kryminalne epizody ucieka gdzieś problem, który (według mnie) świadomie nie jest cały czas naświetlany. Heroina bowiem czai się cały czas w podświadomości bohaterów i w miarę ich poczynań zagarnia dla siebie coraz więcej ich czasu.

 

Mocna, twarda i nad wyraz wulgarna lektura. W wielu miejscach obsceniczna. Taka, po której w zasadzie nie masz ochoty spotkać takich typków na swojej drodze, ale również nie ganisz ich za wybory. Heroina to zło, ale rozumiem dlaczego Renton, Sick Boy i reszta chcieli objąć swoje liche życiorysy jej ciepłym i miłym ukojeniem. Polecam

PS Po Trainspotting Zero jeszcze bardziej boję się Begbiego.

8/10 - bardzo dobra

Autor: Irvine Welsh
Ilość stron: 526 
Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Za książkę dziękuję wydawnictwu Replika