Dead Man’s Shoes (2004)

Recenzja filmu "Dead Man's Shoes" (2004), reż. Shane MeadowsWielka Brytania, prowincjonalne, wiecznie pogrążone w mżawce i mgle miasteczko Matlock. Ta z pozoru sielska miejscówka stanie się wkrótce miejscem krwawej wendetty dokonanej na oprawcach swojego brata przez wyszkolonego żołnierza, Richarda (Paddy Considine). Zaczynając od drobnych, upokarzających lokalnych dealerów ataków do coraz to odważniejszych ruchów weterana, poznajemy historię która to wszystko nakręciła.

Shane Meadows stworzył dzieło wyjątkowe, inspirowane zresztą prywatną tragedią a jak mówi powiedzenie „życie pisze najlepsze scenariusze”. Mimo że tło historii poznajemy w coraz to dziwniejszych, czarno-białych retrospekcjach, zlewa się ono wręcz idealnie z pogrążoną w estetyce snu lwią częścią filmu. Nakręcony w zaledwie trzy tygodnie film, niskim nakładem budżetu i ciągłymi zmianami w scenariuszu to, i mówię to szczerze, jedna z najlepszych produkcji autorskich z początku XXI wieku!

Recenzja filmu "Dead Man's Shoes" (2004), reż. Shane Meadows

Nihilistyczny obraz przesiąknięty brutalnością to wręcz idealne otoczenie dla samotnego przybysza „znikąd”, faceta który przybywa do sennego miasteczka w celu wyeliminowania panoszącego się po nim przestępstwa. Wcielający się w niego współtwórca scenariusza, Paddy Considine, w naturalny sposób łączy wyrachowaną agresję z braterską czułością. Mimo że z pozoru wydaje nam się on postacią która poświęciła powściągliwość na rzecz slasherowego wręcz instynktu zabójcy, sytuacja w ostatnich minutach filmów odwraca się o 180 stopni. Jego aktorskim popisom przed kamerą dorównuje chyba jedynie Gary Stretch wcielający się w rolę Sonny’ego, lidera miejscowej szajki.

Recenzja filmu "Dead Man's Shoes" (2004), reż. Shane Meadows

Choć w  Dead Man’s Shoes czuć mocno echa wczesnych dokonań Tarantino czy Nicolasa Winding Refna, Meadows potrafi doprawić je własnym stylem na tyle, że jest to film nad wyraz autorski. Swoją surowością w pokazywaniu świata i bohaterów przypomina takie filmy jak Pusher (1996) czy Bleeder (1999), jednak Meadows idzie o krok dalej niż NWR i miesza to wszystko z ironicznym humorem i groteską. Wszystko to sprawia, że film który wydaje się dokumentem o brytyjskiej prowincji jest tak bardzo odrealniony i wyrwany z ram rzeczywistości. Nie jest to co prawda poziom abstrakcji jaki widzieliśmy w innym europejskim thrillerze uderzającym w małomiasteczkowość, nakręconej w 2004 roku belgijskiej Kalwarii, jednak jest to twór na tyle dziwaczny, że wgryza się w głowę widzę na dłużej.

Czwarty film Shane’a Meadows’a to specyficzne doznanie filmowe które stawia mocny punkt na kinematograficznej mapie świata. Szczery i odważny, pokazujący odwieczną prawdę rządzącą zemstą, nienawiść za nienawiść która ostatecznie doprowadzi do nieuniknionej autodestrukcji. Kto nie widział, ten czym prędzej niech przejdzie się na spacer w deszczu w towarzystwie Richarda. Obiecuję, nie zapomnicie tego na długo po skończonym seansie.

8/10 - bardzo dobry

Czas trwania: 90 min
Gatunek: Kryminał, Dramat
Reżyseria: Shane Meadows
Scenariusz: Paddy Considine, Shane Meadows, Paul Fraser
Obsada: Paddy Considine, Gary Stretch, Toby Kebbell
Zdjęcia: Danny Cohen
Muzyka: Aphex Twin